POV. SOPHIA
Delikatne kołysanie wieczorem wprawiało mnie w stan zmęczenie, teraz jednak- rankiem wybudzało i pobudzało do działania. Jęknęłam niechętnie otwierając oczy, tym samym już nie miałam szans powrócić do błogiego stanu. Tam gdzie mój umysł był zbyt zajęty tworzeniem nieprawdopodobnych wizji by kontrolować zdrowy rozsądek.
Uniosłam delikatnie głowę chcąc zobaczyć przyczynę tego czemuż to mam ograniczoną swobodę ruchów. Kąciki mych ust uniosły się w delikatnym uśmiechu gdy ujrzałam, że ową przyczyną są ramiona bruneta obejmujące mnie w talii i przyciągające mnie do siebie.
Czyli to nie był sen, naprawdę rozmawialiśmy.
Delikatnie by go nie obudzić dłonią ściągnęłam jego ze mnie. Było to całkiem trudne zadanie bowiem trzymał mnie naprawdę mocno. Wygramoliłam się, ale poczucie tego, że jesteśmy na statku przypomniało o sobie niezwykle brutalnie... spadłam z hamaku. Uderzenie mojego ciała o twarde deski jednak na całe niesprzyjające mi szczęście nie wywołało zbytniego hałasu. Chyba nawet głośniejszy był mój jęk pełen bólu.
Odrzucają upadek w niepamięć wstałam. Spojrzała na królów po raz ostatni po czym opuściłam w pośpiechu ich kajutę. Dalej miałam na sobie codzienne ubranie na statku, musiałam w nich zasnąć.
Gdy wyszłam na pokład szybko stwierdziłam, że musi być jeszcze okropnie wcześnie, nie było nikogo. Poszłam prosto na mostek licząc, że chociaż tam kogoś spotkam.
Sztorm musiał minąć skoro na niebie nie było ani jednej chmurki. Delikatny wiatr muskał moją twarz, ale miał o wiele ważniejsze zadanie - napędzał nas. Pozwalał pływać bez użycia długich i nieporęcznych wioseł dla takich gigantów jak "Wędrowiec do Świtu". Tak, sztorm zdecydowanie przyćmił uroki morski. Fale były spokojne, gdzieniegdzie dostrzegałam pływające przy nas syreny. Nasłuchałam się w swoim długim życiu tysięcy opowieści o wodnych księżniczkach, ale musze przyznać, że ich rzeczywisty wygląd nie odpowiada żadnej z nich. Marynarze, podróżnicy opisywali je raz jako bestie bez serca, a raz jako nadzwyczaj piękne istoty.
Zamyślona siedziałam na skałach przy cudnej plaży Ker Paravelu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a przyjemny delikatny wiatr otulał mnie z każdej strony. Nie był chłody, przeciwnie, wyjątkowo przyjemny. Zacisnęłam palce na białym materiale sukni. Całkiem przyjemny w dotyku...
To już rok, dwanaście miesięcy jestem Generałem Armii Aslana. Szczerze mówiąc wyobrażałam sobie, że będzie ciężej. W zasadzie to bałam się, że od razu zleci na mnie cała ta prawie królewska odpowiedzialność. Westchnęłam. Choć te obawy uspokoiły się gdy powoli zaczęłam przyzwyczajać się do roli "tej której należy się kłaniać" to jedna pozostała, cały czas mam wątpliwości czy te nadchodzące tysiąc lat dam radę robić za "nadzieję" i "oparcie w chwilach zwątpienie"... Zaśmiałam się nerwowo. Do tego drugiego o wiele bardziej pasuje Filias, może to brzmi banalnie, ale naprawdę jestem pewne, że gdyby podczas bitw brakłoby mi jego spokoju to część z nich byłaby przegrana. Dosłownie zachowywaliśmy się jak jedna dusza rozrzucona do dwóch innych, różniących się znacznie ciał. Zawsze gdziekolwiek by nie była chciałam mieć go przy sobie jako mojego doradcę i oczywiście najlepszego przyjaciela. Ilekroć jednak zdarzało się tak, że musieliśmy się rozstać na dłuższy czas czułam się słaba, bezsilna i nic nie warta. Cały czas pracuję nad moją samooceną jako Pani Generał, ale jak na razie nie idzie mi to zbyt dobrze. Wciąż jednak posiadam tą najprawdziwszą nadzieję, że kiedyś to się zmieni i zauważę to, że jestem godna mego tytułu.
-Dzień dobry Amon.- uradowana jego widokiem wyszczerzyłam się w lekko głupawym uśmiechu. Odwzajemnił go ze zdwojoną siłą, naprawdę muszę przyznać, że faun potrafi oczarować samym uśmiechem.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...