POV. EDMUND
Z myśli wyrwał mnie krzyk Piotra.
Mój brat leżał na ziemi i wił się ewidentnie z bólu. Chwilę temu Miraz pociągnął jego tarczę którą trzymał i tym samym wygiął ramię. Przeturlał się na drugą część areny cały czas broniąc się przed atakami mężczyzny. Zahaczył meczem o jego zbroję i pozycja całkowicie się zmieniła. Teraz to Piotr stał nad Telmarem. Szybko wstając Miraz już miał zaatakować gdy nagle obydwoje odwrócili się w stronę lasu. Wyjeżdżał z niego Kaspian z Zuzą. Widząc to Piotrek zadrżał.
-Życzysz sobie przerwy?- kpiący głos mężczyzny wydobywał się spod ciężkiej metalowej maski.
-Pięć minut?
-Trzy!-ryknął i odszedł w swoją stronę. Szybkim krokiem podszedłem do brata i pomogłem mu dojść na naszą stronę.
-Gdzie Łucja?-zapytała Zuzannę jasnowłosa co raz spoglądając na Telmarów.
-Wydostała się, z małą pomocą.-wskazała na Kaspiana.
-Dziękuję.- wow. To Piotr Wielki mówi "dziękuję"?!
-Ty walczyłeś.-odparł książę.
-Nie sądzę żeby Telmarowie dotrzymali słowa.- Piotrek ściszył głos, lecz był aż nadto stanowczy.
-Zajmiemy pozycje.- ciepły i dziwnie spokojny głos Sophi Ottis dawał teraz złudny spokój, lecz to przecież go nam tak bardzo brakowało. Złudny, ale jest... Spokój wspomaga nadzieję... Nadzieja, choć również złudna, pomaga i daje wiarę, a Wiara to to czego nam potrzeba.
-Nie dotrzymają.- syknęła Zuza i wszyscy spojrzeliśmy tam gdzie ona. Te niehonorowe gnoje szykują i ładują katapulty. Cóż za dranie.
-Musimy z nimi porozmawiać, zanim będzie za późno.-stwierdził Piotr i ruszył w stronę Miraza.
-Czekaj!-krzyknął za nim czarnowłosy.- Nie możesz iść w takim stanie.-wskazał jego ramię.
-Nastawcie mi je.- podszedł znów do nas, a ja poczułem moją szansę na uratowanie dupy wielkiemu królowi. Choć w tym przypadku to ramienia i życia.
-Ja porozmawiam.- jasnowłosa swoim dostojnym głosem uspokoiła nasze obawy o przyśpieszony atak.
-Ciebie się boją.-nerwowy śmiech wydobył się z ust mojej siostry gdy Sophia pewnym krokiem ruszyła w stronę bezwzględnych Temarów. Ewidentnie szykujących się by nas wytępić.
POV. SOPHIA
-Przecież pojedynek jeszcze trwa!- wykrzywiona twarz Miraza zwróciła się ku mojej, a napięcie rosło w każdej sekundzie. Przełożyłam dłoń z pasa z rękojeść miecza tak by nastraszyć niedoszłego władcę jeszcze bardziej. Zadrżał, starając się ukryć przed swoimi doradcami strach okazywał go jeszcze bardziej. Zdumiewająca pewność siebie gasła gdy w towarzystwie pojawiałam się ja, a oczy przepełnione chłodem łagodniały i błagały o litość w ledwie zauważalny sposób. Gasło ich światło, a szare tęczówki traciły duszę. Jakby już umarły. Dłonie drżały, a starał się to ukrywać. Wkładał je pod szatę lub zaciskał na mieczu. Marne starania, po drżały jakby dopiero co oblane lodowatą wodą. Całe ciało poddawało się ciarkom, a mięśnie napinały. Koniec końców działałam na Miraza niesamowicie. Trauma? Sam strach? Nigdy się nie dowiem...
-Pojedynek nadal trwa.-powtórzyłam mocniej zaciskając dłoń na mieczu. Drugą ręką wskazałam najbliższą katapultę, a było ich z siedem.
-Przygotowujemy się.- przez głos przemawiało przerażenie. No, ale co się dziwić.
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...