POV. SOPHIA
Każda moja myśl mogła uchodzić za kompletnie nie trzymającą się faktów, dziwaczną, dramatyczną i na siłę smutną. Cóż jednak miałam czuć, dobrze wiedziałam, że to się wszystko tak skończy. Kiedy moje łzy są czymś tak naturalnym, a smutek i przygnębienie nikogo nie dziwią. Wiedziałam, że moje serce dziś nie wytrzyma. Nie mówię nawet o tych uczuciach, nawet przyjaźń którą zyskałam będzie bolała i raniła. Same chwile nie będą tak trudne jak to co po nich nastąpi. Pustka i znów zlodowaciałe serduszko. Czemu lód? Moje serce które dopiero co zaczęło normalnie czuć będzie miało bowiem dwa wyjścia. Pęknąć na miliony kawałków i na zawsze pozostać roztłuczone lub znów pokryć się lodową barierą nie do przełamania. A ja nie chce znów zbierać kruche odłamki.
Stałam na dziecińcu zamku, co chwilę wymieniając spojrzenia z Gromojarem. Otaczały mnie nie tyle żołnierze Armi Aslana z rodzinami, ale też Telmarowie. Zapewne wszyscy tu zgromadzeni łącznie ze mną czekali na władców, króla, a kto wie może i na wielkiego lwa. Od pełnego emocji balu minęły zaledwie dwa dni, a oni już zwołują jakieś zebrania. Prawdę mówiąc zebranie miało odbyć się wczoraj, lecz stan wszystkich (łącznie ze mną i władcami) nie był najlepszy na takie oficjalne pogaduchy. Cała zabawa skończyła się świtem, więc nikomu by się nie chciało w południe stawiać na dziedzińcu wyglądając w miarę normalnie. Tak więc Kaspian odczekał dzień byśmy mogli dojść do siebie, a następnie nakazał stawić się tu wszystkim z naciskiem na Telmarów.
Zapewne gdybym miała teraz przy sobie miecz to nerwowo ściskałabym jego rękojeść , lecz biorąc pod uwagę sprzeciwy Zuzanny, na wielkim zebraniu nie mam przy sobie ostrza. Nie tyle ostrza co i całej zbroi. Oczywiście nie mam z tym żadnego problemu, ba, ja suknie bardzo lubię, lecz godząc się na mieszkanie z królem w zamku chyba nie wyrzekłam się prawa do noszeni zbroi? W razie czego zawsze mogę wrócić do mojego "domu". Co ja gadam, około 1300 lat pomieszkiwałam przecież w twierdzach, jaskiniach, drzewach, ogólnie w lesie.
Te myśli przerwało mi wejście czworga władców i obecnego króla na dziedziniec, za nimi dostojnym krokiem szedł Aslan. Gdy mnie minął uśmiechnął się ciepło, a w jego oczach widziałam spokój, lecz też tą złudną niepewność. Bardzo jej nie lubiłam.
Gdy oklaski ucichły ustawili się oni pod wielkim drzewem, a ja zaczynałam coraz bardziej obawiać się tego, że moje myśli okażą się prawdą. Przeklinałam samą siebie za nie, a może podsunęłam im wizję, a może miało być inaczej...
Cóż mam powiedzieć? Niepewność w oczach lwa jest jak łucznik celujący w twoją szyję... Niczego nie jesteś pewien, może się wydarzyć cud i przeżyjesz, a możesz bardzo się na nadziei zawieść, jednym słowem przegrasz. I koniec.
POV. EDMUND
-Narni należy zarówno do narnijczyków jak i do ludzi.- głos Kaspiana z każdą chwilą popierał mój niepokój. Nic nie rozumiałem, choć gadał dłuższą chwilę. O co w tym wszystkim chodzi?!
-Telmarowie którzy pragną zostać i żyć w pokoju będą mile widziani, a tych który zechcą wyjechać Aslan odeśle do ziem naszych przodków.- tłum zaczął szeptać. Przeszedł przez niego pomruk niepokoju. Najgorsze było to, że para najśliczniejszych czarnych oczu była nim tak bardzo przepełniona, tak jakby wiedziała co się zaraz stanie.
-Minęły pokolenia odkąd opuściliśmy Telmar.- niepewny głos jakiegoś człowieka poparł niepewność. Jeszcze nigdy nie czułem się tak zdezorientowany. Być może wiedziałbym o co w tym wszystkim chodzi gdybym wczoraj porozmawiał z Piotrkiem. Jednak czas spędziłem milej, lepiej spacerując z Sophią po zamku i plaży. Nie zawsze muszę czuć jej wargi na swoich by być pewnym swoich uczuć. Wczoraj do niczego nie doszło i było idealnie, inaczej , lecz idealnie. Muszę przyznać jej racje, że pośpieszyliśmy się z tym wszystkim. Dlaczego? Oboje wiedzieliśmy, że pewnego dnia opuszczę z rodzeństwem Narnie po raz kolejny i po prostu... Cholera, o po to to zgromadzenie. Nie, nie, nie. To na pewno nie tak...
![](https://img.wattpad.com/cover/236731873-288-k508994.jpg)
CZYTASZ
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasíaW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...