Pomysł od psycho-faza 💖
Mam nadzieję, że się spodoba****
Sayaka napięła cięciwę i wymierzyła w oko zmutowanego guźca, który właśnie posilał się mięsem jakiegoś jelenia. Makabryczny widok. Ito aż się skrzywiła, a była przecież przyzwyczajona do drastycznych scenariuszy życia. Praca asasyna nie należała do miłych i przyjemnych.
Już, już miała wypuścić strzałę i zakończyć żywot tego monstrum, kiedy nagle usłyszała jodłowanie. Guziec podniósł łeb i zaczął węszyć w powietrzu. Sayaka wiedziała, że maść, którą nałożyła na ciało, by zamaskować swój zapach, jednak nie zabijał kompletnie woni. I guziec zaraz ją wyczuje. Przeklęła pod nosem i zaczęła się wycofywać. Nie uszła jednak dwóch kroków, a jodłowanie się powtórzyło. Teraz guziec już ją zobaczył. Ryknął zmutowanym głosem i zaszarżował w jej stronę. Sayaka odrzuciła na bok łuk i wyjęła nóż. Uchyliła się trochę za późno i kieł mutanta zranił ją w przedramię. Ona jednak zdążyła zahaczyć ostrzem bok guźca. Zwierzę kwiknęło przeraźliwie i zatoczyło się. Jodłowanie znów się powtórzyło. Sayaka poprzysięgła sobie kiedyś zabić tego idiotę.
Guziec ruszył biegiem w stronę jodłowania. Ito pobiegła za nim. Mutant w dzikim pędzie wypadł na polanę, a Sayaka za nim. W ostatniej chwili skoczyła na grzbiet monstrum i wbiła mu nóż w kręgosłup. Zwierzę ryknęło, kwiknęło, a potem potknęło się i upadło, zrzucając Sayakę z grzbietu.Kobieta upadła dosłownie krok przed stojącym na polanie mężczyzną. Jej kompanem. Oderwała twarz od ziemi i wypluła resztki trawy. Brunet patrzył to na nią, to na martwego guźca, nie wiedząc za bardzo, jak ma zareagować. A Sayaka tylko spojrzała na niego spod byka i syknęła:
- Kiedyś zamorduję cię własnymi rękami, Oikawa.
~*~
- Słyszałaś, jak pięknie dziś jodłowałem, Ito-chan? Słyszałaś? - pytał radośnie Tōru.
Sayaka przewróciła oczami. Sama nie wiedziała, czemu jeszcze nie ukatrupiła tego bęcwała. Miała już tyle okazji, jeśli liczyć każdą noc, każdy dzień, każde południe, każdą jego drzemkę i wiele wiele innych okazji.
Coś ją jednak powstrzymywało i tym sposobem chodziła już trzeci miesiąc z upartym jak osioł Oikawą na ogonie. Chłopak uczepił się jej od pamiętnego wydarzenia, kiedy to bohatersko uratowała go z opresji.Pewnie myślicie, że Oikawa został zaatakowany przez groźnego ghoula albo niebezpiecznego gryfa? Ha! Nic bardziej mylnego! Chociaż to właśnie taką wersję rozpowiadał w każdej możliwej karczmie. Jednak prawdziwa historia była taka, że Oikawa został zaatakowany przez psa. Zwykłego, trochę rozszczekanego kundelka. Wdrapał się wtedy na drzewo i darł się wniebogłosy, by ktoś mu pomógł. Sayaka przechodziła przypadkiem, właśnie wracała z misji. Była jeszcze cała umazana we krwi swojej ofiary, ale widząc spanikowanego trzęsiportka zdecydowała się zlitować i rzuciła kundelkowi patyk, by odczepił się od biedaka.
Od tamtego pamiętnego wydarzenia Tōru włóczył się za nią zawsze i wszędzie. Jego obecność nigdy Sayace nie pomagała, a często wręcz (tak jak w tym przypadku) utrudniała zadania.Teraz jechali konno w kierunku miasta, które zleciło Sayace zabicie, prześladującego mieszkańców, zmutowanego zwierzęcia. Kobieta z reguły dostawała zlecenia na ludzi, ale takimi zadaniami też nie gardziła.
- Kiedy poluję, nie jodłuj. - powiedziała beznamiętnie asasynka, poprawiając się w siodle. - Nie śpiewaj, nie tańcz, nie graj na instrumentach i najlepiej nic nie rób.
- Ito-chan, powinnaś trochę się rozluźnić. Jak tylko dotrzemy do miasta, zafunduję ci wizytę w łaźni. Na pewno jesteś strasznie spięta!
Ito prychnęła cicho i wbiła wzrok przed siebie. Rana na przedramieniu niemiłosiernie piekła, ale Sayaka nie dawała po sobie nic poznać. Ten wariat na pewno by spanikował i ściągnąłby na nich jakieś nieszczęście. Kiedy zatrzymają się w jakieś karczmie, zrobi sobie opatrunek.
Dotarli do miasta. Sayaka zeszła z konia i odprowadziła go do pobliskiej stajni. Oikawa poszedł za jej przykładem i ruszył za nią do karczmy. Asasynka weszła do środka i usiadła przy barku.
CZYTASZ
Cień - Oikawa Tōru x OC
FanfictionIto Sayaka jest jak cień. A każdy cień potrzebuje światła, by istnieć.