Rozdział 40. Ślub Profesorka I Amsterdam

198 18 25
                                    

- Zawsze byłaś suką, zasługujesz na śmierć - powiedział, a po chwili usłyszałam strzał...

Jednak to nie ja oberwałam, a Adrien. Padl na ziemię już martwy, a mi ulżyło.

Paraliż zszedł ze mnie, a po chwili przede mną pojawiła się pani Anderson.

- W porządku? - zapytała kładąc rękę na moim ramieniu.

- Tak - odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.

- Już jest dobrze. Spokojnie. On już nie żyje. Patrz - odsunęła się ode mnie i kopnela martwego już Adriena w łeb. Na co ja wybuchłam śmiechem.

- Dziękuję pani - kobieta uśmiechnęła się.

Moja uwagę przykul chłopak, który siedział za nią na motorze.

- Może mnie przedstawisz? - zapytał

- A no tak. Andreo to mój pasierb Ricky - pokazała ręka na chłopaka.

- Zaraz. To Marta ma przyrodniego brata?

- Od jakiś 17 lat - uśmiechnął się do mnie szeroko i uścisnął moja dlon.

- Dobra, zostawiamy go. Jedziemy na Hawaje! Muszę cie tam dowieźć. Bo inaczej Beatriz urwie mi łeb - powiedziała I kopnela Adriena jeszcze raz.

Podeszliśmy do motorów - ja miałam jechać na tym samym co pani Anderson.

Szczerze, nienawidziłam tej kobiety. Nigdy jej nie lubiłam. No dobra może powiem trochę jaśniej. Moja matka I pani Anderson się kiedyś przyjaźniły. Znałam matke Sevilli, aczkolwiek ja sama poznałam dopiero na Florydzie. Anderson (oczywiście chodzi mi o matkę Sevilli, niestety nie pamiętam jej imienia więc mówię pani Anderson) była niezlym ziolkiem. W sensie, udawała ze nie żyje przez spory kawał czasu. Przed tym pokłóciła się z moją matka, niestety nie wiem o co, chociaż chciałabym się dowiedzieć.
Niedawno ja i Sevka dowiedziałyśmy się, że ma trójkę dzieci - Marta, Lena, Laura + teraz dowiedziałam się o Ricky. Z tego co się orientuję to Ricky jest tym najmłodszym. Jej matka zawsze jak przychodziła na kawę do mojej matki albo na pogaduchy to była dla mnie wredna - No dobra inaczej może, lubiła mi dogryzać. I to strasznie. Irytowała mnie bardzo, w dodatku zarywała do mojego ojca. Chociaż teraz zaczęłam ja lubić, i to nie ze względu na to, że zabiła Adriena.

Wracając, podeszliśmy do motorów. Jak już wspomniałam miałam jechać na tym samym co pani Anderson.

Zanim ubrałam kask zapytalam:

- Zrobimy przystanek w Faro.

- Po co?

- W Faro znajduje się dom opieki społecznej. Jest tam dziecko mojej przyjaciółki. I chce je stamtąd porwać - odpowiedziałam

- Jesteś jak matka. Jak była w twoim wieku, też chciała pomagać innym. Dobrze zrobimy przystanek w Faro, nawet musimy bo przesiadać się będziemy na statek.

- Tylko jest problem. Rozpoznają mnie, że napadałam na bank. Mam czerwony kombinezon - dodałam

- Niedaleko jest stacja benzynowa. Pójdziesz do kibla i się tam przebierzesz, mam dla ciebie ciuchy na przebranie.

- Dzięki - uśmiechnęłam się i usiadłam na motorze, po czym zalozylam kask.

Parę minut później dojechaliśmy do tej stacji benzynowej, Weszłam do łazienki i zrzuciłam z siebie ten okropny czerwony kombinezon.

Założyłam na siebie luźna, czarna bluzkę, a na nią czarna bluzę, dla odmiany jeansy miałam ciemno niebieskie z dziurami. Miałam też buty na przebranie. Były to białe trampki z czarnymi sznurówkami.

Kamera! Akcja! Napad!? [część 1] ZAKONCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz