Rozdział 38. Mrok

146 17 96
                                    

Pov: Floryda

Wpadłam do łazienki i stanęłam na przeciwko lustra.Osunelam się o ścianę, siadając na ziemi. Schowałam twarz w nogach, i zamknęłam oczy.

Nagle usłyszałam, że ktoś idzie do łazienki.

Wytarłam łzy w kombinezon i przyszykowałam broń, w razie gdyby okazało by się, że to Gandia albo Hernandez. Nie myliłam się. Do łazienki wpadł Gandia.

Zaczął do mnie celować, a ja do niego.

- Skarbie. Proszę cię. Odłóż te broń, bo się skaleczysz

- Chyba śnisz - wyśmiałam go

- Taka piękna kobieta. W dodatku córka dawnego policjanta, który zboczył z dobrej drogi na złą, aby zarabiać większe pieniądze na operacje syna. Zawsze byłaś na trzecim miejscu. Nikt cie nie chciał. Każdy uważał cie za przegrywa życiowego. Mówili, że nic nie osiągniesz. I co się stało? Nic nie osiągnęłaś. Jedynym sukcesem twoim, według mnie jest uwolnienie się od swojego pierwszego męża, który bil cie, ponizal... Mam wymieniac dalej? Wydaje mi się, że nie. - posłał mi wredny uśmiech.

- Probujesz wejść mi na psyche prawda? I to moja metoda. Nieźle. Wątpię, że ci się to uda - parsknęłam śmiechem.

- Czyżby? Wiem, że masz ośmioletniego syna. Wiem gdzie on jest, I z kim. Chyba nie chcesz, żeby miał tylko babcie? Bo jego rodzice zginęli w narodowym banku Hiszpanii. W dodatku robiąc napad. I nie chcesz, żeby reszta twoich wspólników zginęła.

- No nie chce. - odpowiedziałam

- No właśnie. Też mi się tak wydawało. Jeżeli nie chcesz, żeby się tak stało to opusc broń. A następnie oddaj mi to wookie tookie.

Niepewnie opuściłam broń i schowałam ją do kieszeni. Następnie wyjęłam wookie tookie i oddałam je Gandi.

- Grzeczna dziewczynka. A teraz pójdziesz ze mną.

Odeszłam od ściany i ruszyłam w stronę wyjścia z łazienki. Chciałam, żeby Gandia szedł pierwszy ale coś mi nie wyszło.

- Zapraszam, panie przodem.

Ruszyłam przodem, a Gandia szedł za mną. Przyłożył mi pistolet do karku i kazał iść dalej. W dodatku w ciszy.

Gandia przełożył jakąś wajchę, dzięki czemu ściana się odsunęła i ukazał się moim oczom pokój.

Tak, dobrze słyszycie. Pokój.

Byl mały, ale zapełniony aż po brzegi.

Gandia wepchnął mnie do środka i kazał usiąść na fotelu, który stał na przeciwko dziewięciu monitorów i biurka.

Gdy zamknął drzwi, stanął za mną i położył swoje dłonie na moich ramionach. Na co ja tylko się lekko wzdrygnelam.

- Mam dla ciebie propozycje. - powiedział Gandia.

- Jakaz to propozycja? - zapytałam

- Przejdziesz na moją i Hernandeza stronę, pomożesz nam porwać Anderson, a resztę zabijemy. W zamian wywalczymy Ci mniejszy wyrok. I lepsze życie.

Do głowy wpadł mi genialny pomysł.

Uśmiechnęłam się pod nosem do Gandi i zapytałam, udając zainteresowana:

- Co musiałabym zrobić?

- Normalnie sie zachowywać. Ale dać nam zabić wszystkich po kolei.

- Zgoda - powiedziałam dumnie, po czym położyłam swoje dłonie na dłoniach Gandi.

- Grzeczna dziewczynka - mruknął, po czym zabrał swoje dłonie z moich ramion. - wracaj do reszty. Nikt nic nie może podejrzewac.

Kamera! Akcja! Napad!? [część 1] ZAKONCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz