Rozdział 6

190 14 0
                                    

Ingrid majstrowała przy paskach siodła, marszcząc brwi, walcząc z zaciśnięciem grubej skóry.

— Pośpieszcie się, kadeci! Ruszajcie! — Żołnierz imieniem Gelgar rozkazał, machając ramionami, aby pośpieszyć młodych Zwiadowców.

— Um, Sir! — zapytała z wahaniem Adalyn, gdy podeszła do niego. Gelgar mruknął, gdy spojrzał na nią. — Nie wiem nic o układzie Muru Rose, nie wiem, jak bardzo będę...

— To nie ma  znaczenia, dzieciaku. Nawet najmniejsza wiedza wystarczy...

— Nie, nie rozumiesz! Nie wiem nic o murze Rose! Układ, teren, nic! — Adalyn zawołała sprawiając, że Gelgar zmarszczył brwi.

— Poważnie? — Zapytał. Adalyn szybko skinęła głową w odpowiedzi. — Jak, u diabła dotarłaś tak daleko, nie wiedząc nic o murze Rose?

Adalyn milczała, co sprawiło, że Gelgar westchnął z irytacją. 

— Hej ty! — powiedział do Ingrid. — Jak dużo wiesz o Rose?

Ingrid odetchnęła cicho przez nos. — Trzeba przyznać, że nie za dużo. Tak naprawdę znam tylko podstawowe sposoby poruszania się na południu, ale to wszystko.

— W takim razie możesz mnie śledzić! — Krzyknęła Sasha, prowadząc konia obok nich. — Znam ten obszar jak własną kieszeń! Mogę ci powiedzieć, gdzie iść!

Gelgar zastanawiał się przez chwilę. — W porządku, to załatwia sprawę. Ingrid, pójdziesz z Braus. — Odwrócił się do Adalyn. —  Ty będziesz z Thomasem. Dopiero co wyjechał. Jedź tą drogą, a szybko go dogonisz.

Oczy Ingrid lekko się rozszerzyły. — Ale proszę pana... Czy nie byłoby niebezpiecznie, żeby ktoś był sam, podczas gdy w pobliżu są tytani!?

— Jak powiedziałem, właśnie wyjechali. Adalyn dołączy do nich za niej niż kilka minut.

— Ale to wszystko może się zdarzyć w ciągu kilku minut. Proszę pana, proszę pozwolić mi z nią iść...

— Do diabła..

— Pan-

— Ingrid — warknęła Adalyn, zmuszając Ingrid do spojrzenia na nią. — Poradzę sobie. — powiedziała z uśmiechem.

Ingrid patrzyła na nią przez chwilę, po czym prychnęła, odwróciła się i odprowadziła konia. — Dobrze. Ale nie waż się dać zabić, kiedy mnie nie będzie.

— Nie zrobię tego. To samo dotyczy ciebie. — zachichotała Adalyn. Wsiadła na konia i zaczęła jechać ścieżka, na początku prawie spadając, zanim odzyskała równowagę. — Oboje wiemy, że nie możemy.

***

Sasha jechała na koniu u boku swojego ojca. Wyjechali z lasu i byli teraz na otwartej przestrzeni. Tutaj wszystko może się zdarzyć. Mocniej ścisnęła wodze i jadąc dalej, jej oczy dostrzegły w oddali sylwetkę kogoś na koniu.

— Oni są z tobą, Sasha? — Zapytał jej ojciec.

— Myślę... — Gdy podjechali bliżej, Sasha mogła lepiej rozpoznać postać na koniu. — To... hej! Ingrid! Tutaj!

Po usłyszeniu jej imienia, Ingrid zatrzymała się czekając aż ją dogoni.

— Jak ci poszło? — zapytała Ingrid.

— Nieźle. Niestety nie mogłem wszystkich uratować, ale... większości z nich udało się uciec. —odpowiedziała Sasha. — A co z tobą? Nadal musimy ewakuować wioski na południowym wschodzie...

Czy można zmienić los? ( Attack on Titan)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz