Rozdział 2

696 50 0
                                    

  Zajrzałam już chyba w każdy zakamarek domu. Został jeszcze ogród.

Zdecydowanym krokiem idę do drzwi tarasowych. Wychodzę na dwór.Jest już koło 3.00 rano. Mroźne powietrze przeszywa mnie w każdym calu. Omiatam wzrokiem ogród i pod wysokim dębem widzę postać. Jest za ciemno, abym mogła dostrzec, kto to. Podchodzę bliżej. To Mara. Płacząca Mara.

  Co się mogło stać? Podbiegam.

- Mara? Mara, co się stało?- pytam najspokojniejszym głosem na jaki mnie stać.

- Ja... widziałam Caleba.- szlocha

-Yyy... To chyba dobrze?- mówię, ale widząc jej minę dodaję- Nie. To bardzo źle.

-Oczywiście, że źle, bo właśnie całował się z inną!

  Nie komentuję tego, tylko ją przytulam. Nie znam Caleba zbyt dobrze, ale nie mogę uwierzyć, żeby jakikolwiek chłopak mogł zdradzać tak cudowną dziewczynę jak Mara. Chociaż co ja tam wiem? Przecież jeszcze nigdy nie miałam chłopaka.

   Po pewnym czasie słyszę jak oddech przyjaciółki się uspokaja i wypuszczam ją z objęć. Teraz chyba mogę zapytać.

- Jesteś pewna, że to był on?

-Tak. Wszędzie go rozpoznam.- odpowiada ze smutnym uśmiechem- Najgorsze jest to, że myślałam, że jest ze mną szczęśliwy.

  Jeszcze raz ją przytulam.

-Hmm... To może trzeba dać mu nauczkę, żeby wiedział na przyszłość, że z nami się nie zadziera.

2 Słowa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz