Rozdział 33

166 12 2
                                    

Kiedy otwieram oczy, przez moment nic nie widzę, ale po chwili wzrok przyzwyczaja się do ciemności panującej w pomieszczeniu. Wyczuwam, że siedzę na krześle, a ręce mam związane za oparciem.
Potrząsam nimi, licząc na to, że węzeł jest słaby. No cóż ,chyba jednak, ktoś ma w tym wprawę.
Wzrok przyzwyczaja się do mroku i mogę swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Niestety nie jest to przyjemność. W wielu miejscach leżą sterty śmieci. Pod ścianą naprzeciw mnie stoi stół, ale nie widzę co jest na nim. Jakieś... Narzędzia?
Gdzie ja, do cholery, jestem?
Przez chwilę myślę nad wołaniem o pomoc, ale skoro jestem w jakimś ciemnym pomieszczeniu bez okien, to prawdopodobnie jest to piwnica. Zwłaszcza, że czuję zapach stęchlizny. A może to te śmieci?
Skoro jestem w piwnicy, to oznacza, że ktoś przywlókł mnie tu specjalnie. Czyli lepiej nie ryzykować krzyczeniem, co jeśli mój porywacz jest w pobliżu?
Postanawiam spróbować przysunąć się do tego stołu. Może znajdę tam coś, dzięki czemu, będę mogła rozerwać węzeł.
Jestem już w połowie drogi, gdy nagle, z mojej prawej strony otwierają się drzwi.
Jak mogłam ich wcześniej nie zauważyć?! Cholera!
Mrużę przyzwyczajone do ciemności oczy.
- No no, ktoś tu się obudził.
Wszędzie rozpoznam ten głos.
-Kurwa, Chuck. Jeśli mnie stąd nie wypuścisz, to serio cię zajebię- warczę - Czego, ty kurwa, ode mnie chcesz?
- Od ciebie?- rechocze - Niekoniecznie od ciebie. Jedyne czego chcę, to zemsta. A ty mi ją dasz.
- Jaka kurwa zemsta. O czym ty pieprzysz? Za to że się z tobą nie przespałam?
Chyba czegoś zbytnio nie rozumiem. Przecież nawet Chuck nie jest na tyle pojebany, że mścić się za coś takiego.
W okamgnieniu chłopak znajduje się przy mnie i uderza mnie w twarz.
- Żartujesz sobie ze mnie?
Czuję krew w ustach. Uderzenie było chyba mocniejsze niż myślałam.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz, pojebie. - mówię wypluwając krew.
- Może i nie masz, ale twój ojczulek owszem. Myślisz, że tylko ty kogoś straciłaś tamtego dnia?
- Kurwa, przestań pieprzyć! Jedyną ofiarą śmiertelną była Emma!
- Kto tak powiedział telewizja? Policja? Oni gówno wiedzą! Wszyscy nie potrafią robić nic lepszego, tylko kłamać, pierdolone pizdy! Nawet nie zauważyli, że był tam ktoś jeszcze... Mój brat - przy ostatnich słowach jego głos się załamuje, ale ja nie mam czasu na współczucie. Kurwa ten pojeb, mnie tu więzi, bo chce zemsty za coś, co wydarzyło się 3 lata temu!
- Michael teraz by skończył studia,- dalej ciągnie Chuck, a ja gorączkowo staram się wymyśleć, jak się stąd wydostać. - Wszystkiego mnie nauczył. To on pokazał mi jak powinno się brać i jak się upić bez kaca. Pewnie nauczyłby mnie jeszcze wielu rzeczy, ale nie zdążył. - Znowu na mnie spogląda, wzrokiem, w którym nie dostrzegam nic poza nienawiścią.
Dopiero teraz zdakę sobie sprawę, w jak paskudnych kłopotach się znajduję. Kurwa, muszę się stąd wydostać!
Zaczynam się szarpać z więzami, a Chuck rechocząc idzie do stołu.
- Wiesz, myślę, że powinieniem ci pokazać, jak poważne były obrażenia Michaela. Ale obawiam się, że możesz tego niezbyt dobrze zrozumieć i wpadłem na świetny pomysł, jak sprawić, abyś to pojęła.
O cholera, czy on ma w ręce nóż? Przestaję szarpać, to i tak nic nie daje.
- Michael umarł od wylewu wewnętrznegu,co dosyć trudno byłoby zaprezentować. Wybrałem więc, najpoważniejszą ranę, czyli długa i głęboka szrama, przechodząca przez środek brzucha. To jest całkiem proste.
Chuck podchodzi do mnie szybkim krokiem, a mnie paraliżuje strach.
Odpina mi dolne guziki koszuli i podwija mi ją do góry.
Nagle, bez ostrzeżnia robi zamach i przecina mi brzuch. Dopiero po chwili ból do mnie dociera, a jest on tak okropny, że zaczynam wrzeszczeć, tak głośno jak jeszcze nigdy. Nawet tamte złamane żebra tak bardzo nie bolały. Kiedy patrzę w dół, widzę tylko gęstą, czerwoną ciecz, ona jest wszędzie.
- Ależ, nie martw się, rana nie jest aż tak poważna jak Michaela, więc nie powinnaś od tego umrzeć. Następna była ręka. Otwarte złamanie. Myślę, że do tego użyjemy młotka...
Nagle obydwoje słyszymy czyjś głos na górze. Nawet nie zauważyłam, że z moich oczu spływają łzy, dopóki nie spojrzałam jak się mieszają z krwią. Teraz pojawił się we mnie płomyk nadzieji. Przecież jeśli bym krzyczała wystarczająco głośno, ten ktoś po pewnym czasie, na pewno by zszedł zobaczyć co się dzieje, a wtedy wezwałby policję, karetkę czy co tam jeszcze potrzebne.
- Bądź grzeczna zaraz do ciebie wrócę.
Odczekuję, aż Chuck wyjdzie i zaczynam krzyczeć. Jestem pewna, że ten ktoś mnie usłyszał, bo chwilę później, tuż pod drzwiami, słyszę odgłosy szamotaniny.
- Pomocy!
Nagle drzwi otwierają się i widzę w nich ostatnią osoboę, której się tu spodziewałam. Czy to, były chłopak Mary, Caleb? Niestety, nie mam czasu się upewnić, gdyż od razu tracę przytomność.
* * *
Budzę się w szpitalu i przez chwilę nie mogę sobie przypomnieć jak tu trafiłam. A potem wszystko do mnie dociera i przy okazji przyprawia o ból głowy. Chuck, śmierć jego brata, nóż w jego ręce, krew i... Caleb. Ale co tam robił Caleb? Jakoś dziesięć minut później przychodzi lekarz a wraz z nim moja mama i Mara.
-Jak to możliwe, że cię tu wpuścili? - zwracam się do przyjaciółki - Czy to nie działa tak, że początko może tylko rodzina?
- Hej, właśnie rozmawiasz z kuzynką od strony ciotecznej babki.
Po tych wszystkich pytaniach "jak się czuję?" itp. mama zostawiła nas same.
Dowiedziałam się, że jestem już w szpitalu od 4dni. Lekarze powiedzieli, że dużo przeszłam.
-Czy, rozmawiałaś z Calebem?- pytam Mary
-Tak i myślę, że ty też powinnaś to zrobić. Czeka na zewnątrz, wpuścić go?
Kiwam głową. Patrzę zniecierpliwiona jak moja przyjaciółka wychodzi, a na jej miejscu pojawia się Caleb.
- Proszę, proszę. A oto i mój wybawiciel - mówię z sarkazmem
Chłopak niezręcznie siada na krześle przy łóżku i unika mojego wzroku.
- To moja wina. Przeze mnie stało się to wszystko.
Nie wiem jaki stosunek może mieć to wszystko co Caleba, ale wskazuję ręką, aby mówił dalej.
- Gdy zadzwoniłaś do Mary żeby opowiedzieć jej o randce z Brandonem, byłem u niej.
- Że co? Przecizeż ty i Mara nie rozmawiacie ze sobą od imprezy sylwestrowej.
- Tobie się tak wydawało. Ale my się mimo wszystko spotykaliśmy. Ona opowiedziała mi o tobie i Brandonie. A ja nie zapomniałem ci tego co zrobiłaś w nowy rok. Chciałem się jakoś odegrać, no to powiedziałem Chuckowi. Nie ponyślałem jakie mogą być konsekwencje. Przecież wiesz, że gdybym wiedział do,czego Chuck jest zdolny, nigdy,by mi nawet do głowy nie przyszło z nim rozmawiać. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Błagam, powiedz coś.
Nic nie mówię, nie po to żeby go dręczyć, ale dlatego, bo nie wiem co o tym myśleć.
Po chwili Caleb wychodzi, a ja oddycham z ulgą.
* * *
2 tygodnie później dowiaduję się, że Chuck, do ukończenia 18lat zostanie w poprawczaku. Naturalnie, chodzę już do szkoły, która wciąż huczy od plotek, o tym so się stało. Na szczęście, nikomu nie udało się dojść do prawdy, która szczerze mówiąc jest strasznie pogmatwana.
Nie wiem jak, ale udało mi się unikać Caleba, mimo że na powrót chodzi z Marą. Niestety nie mam tyle szczęścia z Brandonem.
- Hej - mówi do mnie pewnego dnia. - Jak się czujesz?
- Cześć, chyba dobrze - odpowiadam. Oczywiście zdaję sobie sprawę, o czym zaraz wspomni.
- Co do tamtego wieczoru... Nie mam zamiaru cię przepraszać, bo było zajebiście i wiem, że tobie też sie podobało.
Słucham? Myślałam, że będzie mnie przepraszał i błagał o wybaczenie, a tu proszę... Tego się nie spodziewałam. Jeśli naprawdę uważa, że będę chciała z nim być, po tym co się później stało, to się przeliczy. Mam wiele spraw do przemyślenia i ta o moim związku z Brandonem, się do nich nie zalicza.
- Posłuchaj - zaczynam - To co się stało po moim wyjściu dało mi wiele do myślenia i chwilowo nie jestem na nic gotowa.
Widzę jeszcze jego zaskoczną minę, ale nie daję mu dojść do słowa. Szybko się odwracam i wychodzę na parking.
Przecież nie powiedziałam mu nie. Może z nim będę, a może nie. Teraz nie jestem gotowa, żeby się nad tym zastanawiać.
Idąc na parking myślę, że znalazłam swoją maksymę, a raczej zwyczajne dwa słowa.
Life =bitch

2 Słowa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz