Rozdział 14

446 42 5
                                    

  Kiedy się budzę, pierwsze co robię to patrzę na zegarek w telefonie.5.13. Spałam tyle czasu?! Oj, musiałam być naprawdę zmęczona. Teraz w każdym bądź razie jestem wypoczęta.

  Normalnie powinnam spać jeszcze ze dwie godziny, ale wogóle nie jestem śpiąca.

  Wstaję z łóżka, biorę ubranie na dzisiaj i idę do łazienki się przebrać. Kiedy kończę, powoli szczotkuję długie pasma włosów, maluję rzęsy tuszem i poprawiam usta błyszczykiem.

  Wracam do pokoju, żeby spakować książki do plecaka. Po skończeniu, schodzę na dół do kuchni coś zjeść. Dopiero po chwili orientuję się, że ojciec jeszcze nie wyjechał do biura. Posiada własną firmę, ale nie obchodzi mnie czym się zajmuje. Mam nadzieję, że go dzisiaj nie spotkam.

  Niestety, ale chyba nie mamy dnia spełniania życzeń, bo jak na zawołanie ojeciec schodzi ze schodów.

  Staram się wogóle nie patrzeć w jego stronę, bo po co? Wiem, że nienawidzi mnie tak samo, jak ja jego. Czyli z jego strony mogę liczyć tylko na nienawistne spojrzenia. Oczywiście nie żebym była lepsza bo też wysyłam je do niego. Jestem pewna, że nigdy mnie nie kochał i nigdy nie pokocha, tak samo jak zresztą Ma... Nie to zbyt trudne.

  Biorę z lodówki jogurt, a z szuflady łyżeczkę i wracam do pokoju, żeby nie musieć patrzeć na ojca.

  Na górze nie mam co ze sobą zrobić więc włączam radio i uruchamiam płytę Taylor Swift "1989". Przy utworze "Welcome to New York" moje nogi same zaczynają się poruszać, i w końcu dochodzi do tego że tańczę z jogurtem i staram się go zjeść.

Kiedy udaje mi się to zrobić, zaczyna się "Blank Space" i śpiewam razem z Taylor.

   Nagle słyszę odgłos przychodzącej wiadomości. Podchodzę do łóżka, biorę z nuego telefon i sprawdzam od kogo. Przez chwilę myślę, że od Chucka, ale jednak od Mary.

- O której będziesz?- pisze.

  Sprawdzam, która godzina. O cholera, za dziesięć ósma. Szybko wyłączam radio, chwytam plecak, zbiegam na dół po schodach i prosto do samochodu.

  Na kanapie w salonie siedzi ojciec i czyta gazetę. Na którą on dzisiaj idzie do pracy?!

A może wogóle nie idzie, podsuwa głęboko schowana część mózgu. Hmm... Dziwne. Odkąd pamiętam ojciec zawsze chodził do pracy, nieważne czy coś się działo.

  Chwilowo staram się o tym zapomnieć i skupiam się na szkole, do której jeśli się nie pospieszę, to będę spóźniona!

  Szybko wskakuję do samochodu, odpalam silnik i ruszam z piskiem opon. Sprawdzam godzinę. 7.54. Napewno się spóźnię, myślę z rezygnacją, ale nie zwalniam, bo nie chcę mieć na sumieniu spóźnienia Mary.

  O 7.57 jestem na Bethovena, czyli na ulicy przy której mieszka moja przyjaciółka.

  Skręcam na zakręcie i widzę ją na rogu skrzyżowania. Zatrzymuję się, wpuszczam Marę do środka i pędzę do szkoły. Wolę nie wiedzueć o jakiej wysokości mandat musiałabym zapłacić, gdyby złapała mnie teraz policja.

  O 7.59 jestem pod szkołą, wysiadamay z Marą z samochodu i szybko biegniemy do wejścia. Na szczęście pierwszą lekcję mamy razem, wię biegniemy w tym samym kierunku. Są już dwie minuty po dzwonku, kiedy wchodzimy do klasy. Niestety ale nie ma dwóch wolnych miejsc obok siebie, toteż Mara zajmuje miejsce obok chłopaka,  którego kojarzę tylko z widzenia. Mnie przypada miejsce obok...

- O fuck!

2 Słowa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz