Rozdział 32

188 17 3
                                    

  Nie mam pojęcia dlaczego się tak denerwuję. Przecież to tylko spotkanie z kumplem. Nie randka.
  Nie rozumiem czemu, co chwila sprawdzam która jest, albo krążę po pokoju.
  Już od jakiejś godziny jestem gotowa do wyjścia.
  Długie, jasnobrązowe włosy zostawiłam rozpuszczone.
  Na strój wybrałam czerwoną koszulę w czarną kratkę, a pod nią czarny podkoszulek oraz czarne spodnie i klasyczne vansy.
  Nie biorę żadnej torebki, bo potrzebny mi tylko telefon, który wkładam do tylnej kieszeni spodni.
  Nie mogę już wytrzymać w pokoju, więc schodzę do kuchni, gdzie mama ciągle trzaska szafkami. Siadam na blacie i obserwuję jak się krząta robiąc tiramisu, czyli moje ulubione ciasto. Na zegarze wiszącym nad zlewem, jest 6.37. Bożee, jeszcze jakieś dwadzieścia minut.
Może mama w tym czasie skończy robić tiramisu. Na myśl o tym przysmaku, uśmiecham się. Pychaa.

*  *  *

Równo o siódmej dzwoni dzwonek od drzwi. Szybko podnoszę się z krzesła i bięgnę do nich. Ale zanim je otwieram jeszcze raz poprawiam włosy i wygładzam ubranie.
  Brandon wygląda tak jak zwykle. Jego włosy są mocno zmierzwione, a oczy błyszczą.
  Ubrał czarny t-shirt oraz czarne spodnie. Czyli to co zawsze.
 

Kiedy przesuwa po mnie wzrokiem, przeszywa mnie dreszcz.
  Wymieniamy szybkie powitania i idziemy w stronę jego samochodu. Oczywiście mercedes. Na szczęście nie czerwony, jak w jakimś tandetnym filmie, ale czarny. W środku pachnie nowością.
  W porównaniu z moim srebrnym volswagenem... Czy naprawdę chciał mnie onieśmielić?
  Z wahaniem wsiadam do auta, ale Brandon tego nie zauważa. Z zawziętością szuka czegoś w schowku.
  Po chwili wyciąga z niego małe pudełeczko.
-To dla ciebie- mówi z zażenowaniem.
  W środku jest srebrna branzoletka z małymi stokrotkami, czyli moimi ulubionymi kwiatami.
- Wow pamiętałeś?- pytam z zaskoczeniem, bo z doświadczenia wiem, że chłopcy zapominają o takich drobnostkach.
  Brandon nie odpowiada tylko zapina branzoletkę na mojej prawej ręce.
  Chwilę potem jedziemy już do jego domu. Mimo tego, iż kolegujemy się już od dłuższego czasu, jeszcze tam nie byłam.
  Kiedy dojeżdżamy, nie widzę domu, tylko wielką rezydencję. Serio. Wygląda jak te w filmach. Biała, dwupietrowa, z wielkimi oknami i kolumnami przy drzwiach wejściowych. O mój boże. Naprawdę, aż mnie zatkało. Wiedziałam, że Brandon ma kasę, ale nie wiedziałam, że mógłby w niej pływać. Ale mogłam się tego domyśleć. Jego rodzice są prawnikami, czyli że pewnie dużo zarabiają.
  O dziwo, gdy spoglądam na chłopaka siedzącego obok, nie widzę zadowolenia, jak to zwykle bywa, ale zakłopotanie.
  Kiedy wchodzimy do środka jest jeszcze gorzej. W porównaniu z tym, mój dom to mała klitka.
  Brandon zaprowadza mnie do salonu. Nie słyszę żadnych dźwięków, oprócz tych wydawanych przez nas. Pewnie jesteśmy sami w domu. Czuję ulgę, bo jeszcze nie poznałam jego rodziców i jakoś mi się do tego nie spieszy.
  Siadam na ogromnej, białej kanapie, a Brandon idzie po coś do kuchni.
-Jadłaś coś w domu?!- krzyczy stamtąd. Okay, czyli to będzie pewnie taki sam wieczór jaki byśmy spędzali u mnie. Nieoficjalny.
-Obiad!- odkrzykuję mu. Nie jest to zgodne z prawdą, ale jakoś nie jestem głodna.
  Chłopak wraca z kuchni, a w rękach trzyma parę filmów.
-Pomyślałem, że moglibyśmy coś obejrzeć.
Uśmiecham się i kiwam głową.
Wybieram jakikolwiek.
-Brandon?
-Hm?
-Czy to nie miała być kolacja?
  Chłopak uśmiecha się z zakłopotaniem.
-No tak... Ale skoro już jadłaś.
  Po chwili zastanowienia, zadaję jeszcze jedno pytanie.
-Czemu mnie tak oficjalnie zaprosiłeś? Przecież dzisiejszy wieczór nie różni się od tych pozostałych...
  Bradnon przejeżdża ręką po włosach i odwraca wzrok.
-Bo... Chciałem coś sprawdzić. O tym czy mój test się powiódł, powiem ci jutro.
-A co chcesz sprawdzić?
-Tego też się dowiesz jutro.
-Okay... -mówię z wahaniem.
  Po włączeniu filmu, którym okazał się być Kac Vegas, chłopak siada obok mnie.
                                        *  *  *
  Dopiero na koniec zauważam, że nie mam pojęcia o czym był ten film, bo przez cały czas spoglądałam na Brandona.
  Wyłącza pilotem telewizor, ale nie wstaje.
-Wiem, że nie oglądałaś.
  W tym momencie mam nadzieję, że nie widać rumieńca, który napewno wykwitł na mojej twarzy.
  Chłopak odwraca się w moją stronę i mimo półmroku, panującego w pokoju, wyraźnie widzę, jak jego oczy błyszczą.
-I wcale mi to nie przeszkadzało...- mówi zbliżając się centymetr po centymetrze do mnie. A ja nie chcę by przestał.
  O dziwo, to Brandon pierwszy się odsuwa. A ja głupia, przysuwam się do niego po więcej. Gwałtownie otwieram oczy i na szczęście widzę, że jego są zamknięte. Może nie zauważył tego co zrobiłam. Ale dlaczego jego usta układają się w szeroki uśmiech? Usta, które chciałabym jeszcze raz poczuć... Stop. Nie mogę tu dłużej zostać. Nie mogę mu powiedzieć, że coś do niego czuję. Muszę stąd wyjść. I to natychmiast.
  Szybko się zbieram i przy krótkim pożegnaniu wychodzę z jego domu. Mimo, że proponował, że mnie odwiezie, uznałam, iż lepiej będzie jak się przejdę i wszystko sobie przemyślę.
  Jestem już w połowie drogi, gdy nagle czuję pulsujący ból z tyłu głowy. Moim ostatnim wspomnieniem, jest ziemia szybko zmierzająca mi na spotkanie.
                                      *  *  *

Hejka kochani, przepraszam, że znowu na tyle zniknęłam. Mam nadzieję, że uda mi się skończyć tą historię do końca tego roku.
Na zachętę, może...
10gwiazdek+5komentarzy? Dacie radę?
 

2 Słowa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz