13.

206 8 0
                                    


Ron nie odzywał się do mnie przez następny tydzień. Ja też bynajmniej nie szukałam wtedy jego towarzystwa. Miniony tydzień wspominam źle. Pracy było cały czas strasznie dużo. Na szczęście zaczynało to mijać i życie powoli wracało do normy.
Ron w końcu postanowił mnie przeprosić. W sobotę rano po śniadaniu, w pokoju wspólnym, podszedł do nas i zerkając na mnie niepewnie wyjąkał

- Słuchaj Viv, nie chciałem wtedy tego powiedzieć, nie myślę tak naprawdę, serio. Zachowałem się wtedy jak kretyn. Przepraszam. Proszę, wybaczysz mi? - posłał mi błagalne spojrzenie.
Jestem człowiekiem który szybko wybacza i nie potrafi odrzucić przeprosin, więc co mogłam zrobić? Korciło mnie by potrzymać go chwilę w niepewności, lub nawet odmówić, ale nie miałam do tego serca.

- Przeprosiny przyjęte. - dalej bolało mnie to co powiedział, ale widziałam że tego żałuje.

- Dzięki Viv! - wykrzyknął rudzielec z wyraźną ulgą. Od razu się rozluźnił, jakby zrzucił jakiś ciężar.
Odgarnęłam ciemne włosy za ucho, odsłaniając zasłoniętą twarz i widniejącą na niej bliznę. Muszę przyznać że mi też ulżyło. W końcu mieliśmy to za sobą. Życie naprawdę wracało do normy.

- Skoro już wszyscy jesteśmy razem, mam zamiar ogłosić radosną nowinę. - powiedział Harry z błyskiem w oku - Vivian zostaje z nami na święta!

- Co!? Chyba coś ci się w głowie poprzestawiało. Przecież na święta wracam do domu. - byłam naprawdę zdezorientowana słowami bruneta.
Przyłapałam się na tym że gryzę swój kciuk. Natychmiast wyjęłam go z ust.

- A no właśnie nie. - powiedział, wyciągając zza pleców jakąś kopertę - Napisałem do twoich rodziców, by się ich spytać czy w ogóle powiedziałaś im o tym przyjęciu i okazało się że nie. W tym oto liście napisali żebyś została, bo takie przyjęcie nie trafia się co roku a na rodzinne święta będziecie mieli jeszcze czas.

- Pokaż mi to. - wyrwałam mu z ręki kopertę. Miał rację. Moi rodzice napisali z grubsza to samo co właśnie powiedział mi Harry.
Z jednej strony trochę byłam zła na przyjaciela że działał tak za moimi plecami, a z drugiej cieszyłam się że zostanę na święta w Hogwarcie. - No cóż, skoro już wszystko ustaliliście za mnie to nie mam tu za wiele do gadania. - nie szczędziłam sobie sarkazmu, odkładając list na stół.

- Ale się nie gniewasz. - Harry bardziej stwierdzał niż pytał.

- Nie gniewam się. - przyznałam.

Elen gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Już grudzień się zaczął, a do przyjęcia zostały tylko trzy tygodnie, a ty musisz znaleźć odpowiedź na dwa arcy-ważne pytania. - zaczęła energicznie z arcy-poważnym wyrazem twarzy - Z kim pójdziesz i w czym pójdziesz?

- Hmm... - Nie mam pojęcia z kim bym mogła pójść. Harry, Hermiona, Ginny i Neville są zaproszeni więc mogłabym pójść z Luną albo Ronem dzięki temu też któreś z nich mogłoby być na przyjęciu. Albo może jeszcze z kimś innym... - Nie mam pojęcia. Pewnie poczekam z tym do ostatniej chwili i wtedy się zobaczy.

- Mówisz o sukience czy partnerze? - spytała Ginny próbując jednocześnie wyrwać bardzo upartą nitkę ze swojego rękawa.

- O partnerze. - uściśliłam

- Oczywiście że o partnerze! Sukienkę musimy wybrać znacznie szybciej! Wyjście do Hogsmeade jest dopiero za tydzień, więc będziemy musiały poczekać do tego czasu. - oburzyła się blondynka.

- Spokojnie Elen. Spokojnie. - uspokoiłam przyjaciółkę, a uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.

***

Następny tydzień minął mi znaczniej przyjemniej niż poprzedni. Mój spokój był tylko trochę zakłócony przez kłótnię Rona z Hermioną o McLaggena i Lavender. Pomijając jednak tą sytuację był to naprawdę udany tydzień. Sądząc jednak po humorze Dracona, dla niego ten tydzień był z pewnością znacznie mniej przyjemny.

- Co ty robisz!? Chcesz mi głowę oderwać!? Celuj tą różdżką gdzie indziej! - krzyknęłam uchylając, by nie oberwać zaklęciem, omal się przy tym nie przewracając.

- Przecież celuję! To ty się ruszyłaś!

- Może i się ruszyłam, ale jakbyś celował w drugi koniec sali to te dziesięć centymetrów w prawo czy lewo nie miałyby raczej za wielkiego znaczenia. - byłam już dosyć mocno poirytowana, ale musiałam się uspokoić - Więc proszę cię, obróć się o 180 stopni i wtedy spróbuj. Będzie ci też łatwiej, bo nie będę cię rozpraszać, bez znaczenia czy próbowałeś we mnie trafić czy też nie - powiedziałam już łagodniej, nie mogąc jednak sobie odpuścić szczypty sarkazmu.
Ślizgon zamruczał gniewnie pod nosem ale obrócił się i wyrecytował formułkę.

- Widzisz! Od razu lepiej! - pochwaliłam go zadowolona z rezultatów zaklęcia

- To nie mogłaś tak od razu? Pewnie bawi cię to, co? Patrzenie jak robię z siebie kretyna.
Oho, stary Malfoy powrócił.

- Emm.. Jestem prawie pewna że ci to sugerowałam... - zaczęłam, ale widząc minę ślizgona dodałam - ale nie ważne, bo to wszystko moja wina.

- Mogłabyś sobie darować ten sarkazm!? To nie jest ani śmieszne, ani inteligentne! - warknął gniewnie, po czym nastała chwila ciszy.
Irytuje mnie bardzo tym swoim zachowaniem. Tylko bardzo nieludzkim wysiłkiem powstrzymałam się od nakrzyczenia na niego. Po dłuższej chwili i "kilku" głębokich wdechach udało mi się uspokoić.

- Słuchaj... psychologiem nie jestem - zaczęłam - ale wydaje mi się że coś cię trapi.

- Na pewno - prychnął z pogardą

- Już mamy trochę zajęcia. Nie twierdzę że cię znam, ale przy mnie się tak zazwyczaj nie zachowujesz. Zgaduję że musiało się coś stać. Jak chcesz możesz mi powiedzieć. Nie jestem raczej typem plotkary, a wygadanie się komuś przeważnie pomaga. Wiem z doświadczenia - uśmiechnęłam się zachęcająco podchodząc do blondyna

-Eh... Skoro robisz wywód psychologiczny to znaczy że może coś faktycznie jest na rzeczy. - poddał się po chwili - Jestem po prostu zmęczony mam za dużo na głowie... - widząc moje spojrzenie dodał - I nie, nie chodzi tylko o szkołę.

- Słuchaj, jak chcesz możemy dzisiaj sobie odpuścić część zajęć. Tylko Flitwick nie może się dowiedzieć bo obydwoje będziemy mieli kłopoty. Jak chcesz możemy do końca godziny tylko posiedzieć w tej sali, robiąc co chcemy. Będziesz mógł przemyśleć to i owo.

- Mhm... dzięki - powiedział niepewnie blondyn.

- No chyba że chcesz dalej się uczyć - dodałam szybko.

- Nie, nie. Mam do przemyślenia parę rzeczy. Więc dziękuję. Serio.

Potem już żadne z nas nic nie mówiło, nie była to jednak niezręczna cisza, tylko po prostu spokój. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach. Tak nam upływało pięć, dziesięć, dwadzieścia minut i koniec końców z naszego transu wyrwałam nas dopiero ja, dziesięć minut po czasie o którym moglibyśmy już skończyć.

- To do zobaczenia za tydzień - pożegnałam się, a Malfoy odprowadził mnie jedynie nieprzytomnym wzrokiem.

Zachowanie Draco bardzo mnie zdziwiło. Nie chodziło o jego wybuch, tylko o to z jaką niemal pokorą mnie przeprosił.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz