11.

234 8 0
                                    

Tygodnie mijały i nim się obejrzałam listopad zmierzał ku końcowi. Ostatnio Slughorn poinformował nas o świątecznym przyjęciu które urządza. Jako członkini klubu ślimaka mogłam przyjść i kogoś ze sobą przyprowadzić, ale nie wiedziałam czy w ogóle się na nim pojawię. Obiecałam rodzicom że na święta przyjadę do domu. Moi przyjaciele bardzo nad tym ubolewali i usilnie próbowali mnie namówić do zostania na święta w Hogwarcie.

- Ale Vivian! Nie możesz tego przegapić! Przecież będą występować Fatalne Jędze! - próbował mnie przekonać Ron próbując jednocześnie zdjąć Krzywołapa ze swoich kolan.

- I ma być też Eldred Worple! Przecież uwielbiasz jego książki. - Hermiona jak zwykle wiedziała w którą strunę ma uderzyć

- Tu Miona, trochę przesadziłaś. Owszem lubię jego twórczość ale bynajmniej nie uwielbiam. Worple to naprawdę dobry pisarz ale znam lepszych.

- Nie ważne, tak czy siak chciałabyś go poznać!

- Zrozumcie! - zaczynałam się irytować - Obiecałam rodzicom że na święta wrócę do domu!

- Jeszcze się okaże - mruknął pod nosem Harry, na tyle cicho że ledwo go usłyszałam. Na tym dyskusja się skończyła, ale coś mi się nie podobało w zachowaniu Harrego. Czułam że coś knuje.

***

Byłam wyczerpana. Nauczyciele wyjątkowo dużo dawali nam prac domowych, a lekcje były potwornie wymęczające. Siedząc nad wypracowaniem na cztery stopy o przyczynach upadku powstania goblinów byłam na skraju wytrzymałości psychicznej, zwłaszcza że już dochodziła druga w nocy, a musiałam przetłumaczyć jeszcze dwie stopy pergaminu starożytnych runów. Wprawdzie nie na jutro... , a nie... jednak na jutro. Zapomniałam że przecież już jest po północy. Chyba będę musiała to zrobić później, ale obawiałam się że wieczorem znowu będziemy mieli mnóstwo pracy. Z drugiej strony, jestem tak zmęczona że nieludzkim wysiłkiem wydaje mi się teraz utrzymanie otwartych oczu...

***

Tak ja podejrzewałam następnego dnia miałam znowu mnóstwo pracy, a jeszcze następnego, mimo że był to piątek, wcale nie mniej. Siedzieliśmy wszyscy razem w naszym pokoju, jako że Levander i Parvati były u Padmy.

- Hermiona, sprawdzisz mi to zadanie z transmutacji? McGonnagal jest po ostatniej lekcji na mnie wściekła, więc to wypracowanie musi być dobre. - Ron podetknął Hermione pod nos swoje wypociny, spisane na poplamionym atramentem pergaminie. - A ty Viv, pomożesz mi z tymi zaklęciami niewerbalnymi? Snape nigdy mi nie da spokoju jeśli w końcu tego nie opanuję, plus jeszcze to wypracowanie dotyczące ich zastosowania...

- No właśnie Ron, masz to sam opanować. Nie możemy ci we wszystkim pomagać. A zresztą, jeśli nie zauważyłeś, to sama mam kupę roboty. - irytacja była wyraźnie słyszalna w moim głosie.

- To mogłaś nie brać tylu trudnych przedmiotów - wymamrotał Ron pod nosem. Miałam dokładnie te same przedmioty co Hermiona. Nie było tak w prawdzie od początku, bo w trzeciej klasie Miona zapisała się na wszystkie możliwe zajęcia, co dla mnie byłoby ostatecznym samobójstwem.

- Wybrałam po prostu przedmioty które mogą mi się przydać, w tym co chcę robić w przyszłości. - nawet na niego nie sojrzałam kartkując ciężki podręcznik

- Tylko że ty sama nie wiesz co chcesz robić. - odparował rudowłosy, upuszczając przez przypadek swoją różdżkę na podłogę

- Może i nie wiem dokładnie ale zastanawiam się nad kilkoma rzeczami!

- A zresztą jest piątek. Możesz się uspokoić!

- Nie mogę! Mam za dużo roboty! Czego nie rozumiesz! W dodatku muszę przez weekend przetłumaczyć cała nowelę z runów dla pani Babbling.

- Aha, jasne, zresztą, nie chcesz pomagać to nie. Ale przynajmniej nie kłam w kwestii swoich motywów.

- O co ci chodzi!? - krzyknęłam już naprawdę zła, tym bardziej że nie wiedziałam do czego pije.

- Jak to o co? To chyba oczywiste! Chcesz się podlizać Snape'owi! To oczywiste że na tle kretynów wypadasz lepiej!

- Jak śmiesz! - Niemal się zachłysnęłam z oburzenia i łez wściekłości napływających mi do oczu. - Jak śmiesz mnie posądzać o coś takiego Ronaldzie! Może i ty byś był do czegoś takiego zdolny, w przeciwieństwie do mnie, ty pozbawiona kręgosłupa moralnego i uczuć namiastko człowieka! - krzyczałam już nawet nie próbując powstrzymać łez. Zerwałam się z łóżka na którym siedziałam zrzucając książkę do transmutacji którą miałam na kolanach i wybiegłam z dormitorium oraz jak najszybciej opuściłam pokój wspólny. Pognałam do sali, w której jestem co tydzień umówiona z Draco nie dbając że zostało jeszcze niemal pół godziny, do ustalonej pory. W drodze starałam doprowadzić się do porządku. Nie spodziewałam się zastać nikogo w klasie, tak więc, kiedy wchodząc do sali wpadłam na ślizgona nieźle się zdziwiłam.

- A co ty tu robisz? - to pytanie niemal samo wyleciało mi z ust.

- Po pierwsze, może jakieś przepraszam? Po drugie, mógłbym cię spytać o to samo. - odwrócił się - A po trzecie, czy ty płakałaś?

- Nie twój interes - burknęłam przez zatkany nos odwracając się do niego plecami.

- Trochę mój, bo roztrzęsiona emocjonalnie korepetytorka na niewiele się zda.

- Jaka roztrzęsiona emocjonalnie!? - znowu zaczynałam się denerwować.

- No już spokojnie. Nie chciałem cię zdenerwować. Może odpocznij sobie chwilę. I tak do lekcji zostało jeszcze z 20 minut. - odpowiedział wyjątkowo łagodnie

Ta wyrozumiałość nie była w jego stylu, ale byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo naprawdę potrzebowałam chwili by doprowadzić się do ładu.

- To co cię tu sprowadza o takiej porze? - ponowiłam po chwili swoje pytanie.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

- Nawet jeśli masz racje, to już za późno. Owy, pierwszy stopień przekraczałam już tysiące razy.

- No skoro tak... - westchną blondyn siadając koło mnie na ławce - Przyszedłem tu, tylko się nie śmiej, by potrenować trochę zaklęcia przed naszymi zajęciami. - wyrzucił z siebie szybko. Zamrugałam ze zdziwienia.

- Czemu miałabym się śmiać? Przecież sama cię prosiłam byś trochę potrenował. - spojrzałam w oczy ślizgona.

- No... może i tak, ale to trochę żałosne. - Draco nerwowo kręcił się na swoim miejscu

- Czemu? - niemal się zaśmiałam - Co jest w tym żałosnego? Naprawdę nie rozumiem.

- Jest piątek wieczór, a ja się uczę. To nie jest normalne poza tym ludziom mogą przyjść do głowy różne rzeczy...

- Tak, na przykład że nieźle sobie radzisz w zaklęciach i nie uważasz się za wszystko-umiejący-ósmy-cud-świata.

- Nieźle sobie radzę w zaklęciach? - zapytał z figlarnym uśmieszkiem na ustach

- No dobra, gdybyś nie był tak uparty, to byś sobie nieźle radził w zaklęciach. - poprawiłam się

- Pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika. - powiedział imitując dziecięcy głos

Wybuchłam prawdziwym, czystym śmiechem. Pierwszy raz od wielu dni stresu i wyczerpania. I było to niesamowite uczucie.

- Dziękuję ci bardzo. - zwróciłam się do niego po chwili, jak już udało mi się uspokoić.

- Za co? - zapytał zdezorientowany ślizgon

- Za poprawę mi humoru. Naprawdę nie wiesz jak bardzo tego potrzebowałam. - mówiłam całkowicie szczerze. Taki śmiech był niezwykle oczyszczający, oraz bardzo mi potrzebny na ten moment.

- Aha, no to ten, już powinniśmy zacząć, siedemnasta. - Ślizgon odwrócił się zmieszany.

- Jasne. - przytaknełam nie kryjąc uśmiechu. 

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz