42.

85 3 0
                                    

Chciałam jeszcze zostać z Draco, ale on mnie wyganiał pod pretekstem, że sam umie zadbać o siebie i przeżyje chwilę w samotności, a ja mam przecież przyjaciół do ugłaskania. Tłumaczenie mu, że i tak teraz trochę przestrzeni wyjdzie im na dobre, nie miało najmniejszego sensu, bo zbywał to całkowicie. Żartobliwie dawał mi do zrozumienia, bym sobie już poszła, cały czas wymyślając coraz to nowe argumenty.


- Już i tak nadużywasz cierpliwości pani Pomfrey. - uzasadniał - Nawet nic dzisiaj nie jadłaś, musisz być naprawdę głodna.

Byłam głodna, to fakt, ale nie był to wystarczający powód, bym go opuściła.

- Przecież muszę odpoczywać, a twoja obecność mnie rozprasza, bo w twojej obecności mam zdecydowanie lepsze rzeczy do roboty niż spanie.

Dopiero ten argument przekonał mnie, bym już poszła. Pochyliłam się nad nim, by pocałować go krótko na pożegnanie, ale nie zdążyłam, bo on najpierw przyciągnął mnie gwałtownie za talię i pocałował mnie mocno.

Jak się od siebie w końcu oderwaliśmy, obydwoje potrzebowaliśmy chwili, by wyrównać nasze oddechy.

- Czy ty nie miałeś przypadkiem odpoczywać? - spytałam się, przedrzeźniającym tonem.

Spojrzał na mnie szelmowsko i odpowiedział:

- Dlatego musisz już iść, bo w twojej obecności nie potrafię się powstrzymać.

Roześmiałam się tylko i pożegnałam się z nim i wyszłam ze skrzydła szpitalnego. Zobaczyłam na zegarek. Godzina śniadania już dawno minęła, a do obiadu zostało jeszcze trochę czasu. Naprawdę miałam nadzieję, że Hermiona wzięła mi coś do jedzenia, bo ostatnie co miałam w ustach to wczorajszy obiad.

"Pomijając oczywiście język Draco" przeszło mi przez głowę, czym zawstydziłam samą siebie.

Nasze dormitorium zastałam puste, ale zauważyłam na swoim biurku kanapkę. Rzuciłam się na nią i już po chwili nic z niej nie zostało. Popiłam ją szklanką wody i rozejrzałam się po dormitorium.

Skoro nie było ich ani tutaj, ani w pokoju wspólnym, to najpewniej byli w dormitorium chłopaków. Zastanawiałam się, czy do nich dołączyć. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony danie im przestrzeni, aby mogli ochłonąć, bo tych szokujących wieściach zdawało się dobrym pomysłem, szczególnie dla mnie, bo z całą pewnością nie uniknęłabym przykrych słów i przytyków pod adresem moim lub Draco. Z drugiej strony, nie chciałam, by myśleli, że się od nich odcinam i już nie chcę spędzać z nimi czasu, ani nawet przegadać tego. Przecież to moi przyjaciele.

W końcu chęć kontaktu z ludźmi zadecydowała. O ile nie spotkam żadnego znajomego w pokoju wspólnym, idę do nich, do dormitorium.

Oczywiście w pokoju wspólnym nie zastałam nikogo mi bliższego, więc miałam nadzieję, że tak miało być i wyjdzie to nam wszystkim na dobre. "Jakby było bardzo nieprzyjemnie, mogę sobie zawsze pójść" pocieszałam sama siebie.

Zapukałam do ich pokoju i usłyszałam głos Harry'ego "Otwarte!". Weszłam więc i zgodnie ze swoimi przewidywaniami zastałam tam całą czwórkę. Postanowiłam grać dobrą minę do złej gry, więc jakby nigdy nic zaczęłam paplać o wszystkim i o niczym.

- Oo, wiedziałam, że was tu zastanę! Najpierw podejrzewałam, że możecie być u nas albo w pokoju wspólnym, ale skoro ani tu, ani tu was nie było to bardzo prawdopodobne, że będziecie tutaj. Cieszę się, że was tu zastałam, bo inaczej musiałabym was szukać po szkole, a naprawdę mi się nie chciało. Całe szczęście, że nie byliście na przykład w bibliotece. Jakby było wcześniej, to mogłabym się pokusić i pójść was poszukać w Wielkiej Sali, ewentualnie jakby było jeszcze później, też by była szansa, że możecie już tam być. Swoją drogą, wielkie dzięki Miona, że przyniosłaś mi kanapkę, niemalże dosłownie umierałam z głodu, więc pożarłam ją z wielką chęcią. To takie miłe, że o mnie pomyślałaś.

Musiałam zrobić sobie przerwę, by przełknąć ślinę i zdać sobie sprawę, że szczebioczę od rzeczy. No cóż, czasu nie cofnę. Moi przyjaciele mieli bardziej lub mniej zirytowane miny, wyjątkiem była Elen, której wyraz twarzy ciężko było odszyfrować. Mimo iż broniła mnie wczoraj, wiedziałam, że to nie znaczy, że nie jest na mnie zła, więc bardzo pragnęłam nie zrazić przynajmniej jej.

- Nie musiałabyś znosić żadnego głodu, gdybyś była wczoraj normalnie na kolacji, albo dzisiaj na śniadaniu, zamiast latać do pewnego pomiatacza Sama-Wiesz-Kogo. Zresztą, widać, że się o ciebie specjalnie nie troszczy, skoro pozwala ci chodzić taką głodną.

Spodziewałam się docinków pod adresem jego rzekomych kontaktów z Voldemortem, ale mimo wszystko sposób, w jaki to powiedział, zabolał mnie bardziej, niż przewidywałam. Ponownie przełknęłam ślinę i zabierałam się za obronę mojego chłopaka. "Jak miło to brzmi, nawet w moich myślach. Mój chłopak." pomyślałam sobie, ale szybko się otrząsnęłam z tych przesłodzonych rozmyślań.

- Draco nie pracuje dla Czarnego Pana. To, że jego ojciec miał z nim kontakty, jeszcze o niczym nie świadczy. Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć przykład, że nie trzeba koniecznie podążać śladami rodziny. Syriusz może wam o tym poświadczyć, a jeśli chodzi o to, że byłam głodna, to po pierwsze jest to kretyński argument, a po drugie Draco zaoferował, że odda mi swoje śniadanie, lub przynajmniej jego część, ale kategorycznie się temu sprzeciwiłam.

- Różnica jest taka, że Syriusz był w Gryffindorze i nigdy nie dawał żadnych podstaw, by sądzić, że jest po tej złej stronie. - ciągnął nieprzekonany Ron.

- Och, tak bardzo nie dawał ku temu żadnych przypuszczeń, że aż go zamknęli w Azkabanie! - traciłam już cierpliwość i nie mogłam sobie darować sarkazmu.

- Nawet nie próbuj porównywać Syriusza, do tej Glizdy, która tylko czeka na najodpowiedniejszy moment, by powybijać nas wszystkich i pobiec do Voldemorta niczym tresowany piesek! - uniósł się Harry.

- Zrozumcie, on taki nie jest. Jesteś uprzedzony Harry, bo był dla ciebie, zresztą dla nas wszystkich wredny. Temu nie zaprzeczę. Jednak my też uprzejmością nie grzeszyliśmy, a mimo że to faktycznie on wiódł w tym prym, nie jest to jeszcze wystarczający powód, by tak szafować tak poważnymi oskarżeniami.

- Nie posądzaj mnie znowu o bycie uprzedzonym i krótkowzrocznym!

Wbrew sobie prawie zachichotałam na to stwierdzenie. Kto jak kto, ale Harry miał wzrok jak kret.

- Posłuchajcie. - poprosiłam już trochę spokojniejszym głosem - Wiem, że go nie lubicie i absolutnie nie karzę wam się polubić, bo wiem, że byłoby to niemożliwe. Nawet nie proszę o to, byście się do niego przekonali, ale spróbujcie przynajmniej ograniczyć tyrady na niego i nie przypisujcie mu takich niecnych planów, nie mając nawet żadnych dowodów. Chcę, byście zaakceptowali mój związek z nim. Przez wzgląd na mnie. Nie mówiłam wam nic wcześniej, bo wiedziałam, że dokładnie tak się to skończy. Opóźniałam tę chwilę, licząc, że jakoś sama się rozwiąże w jakiś sposób albo że przynajmniej znajdę dogodniejszą chwilę, by was o tym poinformować.

- Vivian, prosisz nas o zbyt wiele. - wtrąciła się Hermiona - Nie jesteśmy w stanie go zaakceptować, właśnie przez wzgląd na ciebie. Boimy się, że będzie cię mamił albo skrzywdzi cię, chociażby łamiąc ci serce, ale w obecnej sytuacji to nawet nie twoje serce jest naszą największą obawą. Martwimy się po prostu o ciebie. Martwimy się, że może się coś złego stać. Miałaś też rację co do tego, że jesteśmy uprzedzeni, ale nie możesz powiedzieć, że jest to bezpodstawne uprzedzenie. Przez ostatnie ponad sześć lat, on bardzo usilnie starał się, byśmy go jak najmocniej znienawidzili. Wyznawał poglądy całkowicie przeciwne naszym i kierował się w życiu całkiem innymi wartościami. Nie sądzę, byśmy kiedykolwiek byli w stanie o tym zapomnieć.

Czułam, że sytuacja bardzo wymyka mi się spod kontroli, więc próbowałam desperacko ją ratować.

- Ale ja was nie proszę, byście całkowicie zapomnieli! Możecie pamiętać, ale musicie również dowiedzieć się paru rzeczy. Draco nie jest naprawdę taki, za jakiego uchodzi. Przez wzgląd na jego rodzinę i towarzystwo, w jakim przebywa, jest zmuszony udawać takiego, a nie innego człowieka. Przekonałam się o tym w czasie naszych zajęć. Na początku tez zakładał tę maskę, lecz z czasem odsuwał ją powoli, powolutku i pokazywał mi się człowiek, którym jest naprawdę.

- Ładnie to wszystko brzmi, ale jakoś ciężko w to uwierzyć. Ewidentnie jesteś w nim zakochana, a wtedy zaczyna się bagatelizować, lub zupełnie przestaje się zauważać wady tej drugiej osoby.

- Może trochę go "wybielam", ale to nie znaczy, że moje osądy są całkowicie ślepe. Umiem jeszcze racjonalnie myśleć i ocenić go, nawet nie jeśli w stu procentach trafnie.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz