32.

144 5 0
                                    


Wróciliśmy do zamku dopiero po dziewiętnastej, czyli zdecydowanie po zmroku. Nie było to wprawdzie całkowicie zakazane, ale profesorowie i inni dorośli w zamku patrzyli na to krzywym okiem i można się było nabawić w ten sposób kłopotów. Na całe szczęście udało nam się bezpiecznie przemknąć do środka, tak że nikt nas nie przyłapał. Draco upierał się, że odprowadzi mnie pod samą wieżę Gryffindoru, by w razie problemów wybronić nas jakoś swoim immunitetem prefekta, ale bardzo stanowczo odmówiłam, twierdząc, że nie potrzebnie narażałabym go na kłopoty i jeśli już, jednej osobie będzie się łatwiej wymknąć niż dwóm i wtedy też łatwiej zachować ostrożność. Niechętnie zgodził się ze mną, więc rozstaliśmy się koło Wielkiej Sali, jeszcze pustej, bo kolacja zaczynała się dopiero za kilkanaście minut.

Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium, skoro już rozstałam się z Draco, bo było mi naprawdę zimno i chciałam wyłożyć się przed ogniskiem i przebrać w ubrania, które nie byłby wilgotne z powodu wszechobecnej mgły, która rozlała się po błoniach.

***

Przez następne dni widywaliśmy się z Draco jedynie w wielkiej sali albo na zajęciach. Miałam pewien plan, ale do zrealizowania go potrzebowałam przynajmniej trochę lepszej pogody. Wtorek pod tym względem wydał się obiecujący, ale czekałam do wieczora, by się upewnić. Kiedy przed kolacją z radością stwierdziłam, że dalej jest zaskakująco ciepło jak na tę porę roku, natychmiast przystąpiłam do działania. Skreśliłam szybko króciutki liścik i razem z przyjaciółmi udałam się na kolację.

Draco pojawił się na kolacji niedługo po mnie. Cały czas go obserwowałam, pochłaniając szybko kolacje, by w razie czego móc się szybko zebrać. Zauważył, że cały czas na niego zerkam. Dyskretnie puścił mi oczko, po czym zaczął wstawać od stołu.

Przeprosiłam swoich znajomych, mówiąc, że wracam już do pokoju wspólnego, bo wybrałam za grube ubrania i jest mi nie do zniesienia ciepło. Było to nawet prawdą, bo mimo że tak wypatrywałam tej ciepłej pogody, to ubrałam się na mróz, do którego w ostatnich tygodniach byłam tak przyzwyczajona.

Po wyjściu z sali zaczęłam się rozglądać za ślizgonem, który wyszedł dosłownie kilka sekund wcześniej. Zauważyłam go w końcu, ukrytego w cieniu pod jedną z kolumn. Rozejrzałam się jeszcze, sprawdzając, czy nie ma nikogo innego w zasięgu wzroku. Podeszłam do niego i wręczyłam mu liścik. Kusiło mnie, by zrobić coś jeszcze. Przytulić, pocałować lub pogadać. Cokolwiek. Wiedziałam jednak, że jest to ryzykowne i są duże szanse, że ktoś może nas zauważyć. W końcu poddałam się, przypominając sobie, że i tak za chwilę zobaczymy się ponownie. Koniec końców tylko uścisnęłam szybko jego dłoń i udałam się w stronę wieży. Jak się okazało, dobrze zrobiłam, bo dosłownie kilka sekund później do Wielkiej Sali zeszła grupka siedmiorocznych ślizgonów.

W pokoju wspólnym stwierdziłam, że się nie przebiorę, bo i tak zaraz bym musiała przebrać się ponownie na spotkanie z Draco. Było teraz zdecydowanie cieplej na polu, ale jednak grubszy sweter zdecydowanie się przyda.

- Vivian, jesteś. Nie przebrałaś się? - zagadał mnie Ron po tym, jak razem z Harrym, Hermioną i Elen weszli do pokoju wspólnego.

- Nie jest tu tak duszno, jak w Wielkiej Sali, więc jednak się rozmyśliłam.

Nie lubiłam całkowicie okłamywać moich przyjaciół, tak więc starałam się nie tyle kłamać, ile raczej delikatnie mijać z prawdą, lub po prostu ją zatajać. Czasami nie miałam wyboru i musiałam kłamać im prosto w twarz, ale starałam się to ograniczać do niezbędnego minimum.

Nie mogłam się doczekać naszego spotkania z Draco, musiałam jednak jeszcze trochę zaczekać, bo kolacja musiała się skończyć i chciałam jeszcze odczekać chwilę, by zminimalizować ryzyko. Na szczęście ten czas upłynął mi szybciej, niż się spodziewałam, a wszystko oczywiście dzięki moim przyjaciołom. W pewnym momencie aż brzuch zaczął mnie boleć od śmiechu. Dalej jednak zachowywałam czujność i nie traciłam poczucia czasu, zerkając cały czas na zegarek. Na chwilę przed czasem wymknęłam się z pokoju wspólnego do dormitorium, gdzie wzięłam przygotowaną wcześniej torebkę i ponownie zeszłam na dół, kierując się do wyjścia.

- Gdzie idziesz?

- Muszę przygotować plan na następne zajęcia, a nie ma szans, bym się tu skupiła, więc idę do biblioteki, albo innego spokojnego miejsca. - skłamałam.

Umówiłam się z Draco w tym samym miejscu, co on ostatnio zaproponował. Przy obrazie z owocami. Idąc na miejsce, zobaczyłam Draco również zmierzającego w tę stronę.

- Co też mi dzisiaj zgotowałaś? - spytał z uśmieszkiem na ustach.

- Zobaczysz. - mruknęłam radośnie.

Ruszyłam przed siebie, upewniając się, że on idzie za mną. Po chwili zrównał się ze mną.

- Uchyl rąbek tajemnicy. - poprosił.

- Spokojnie, zaraz tam przecież dojdziemy. - odpowiedziałam, rozbawiona jego niecierpliwością.

Pomarudził jeszcze przez chwilę, ale później już sobie odpuścił i dwie minuty później byliśmy na miejscu.

- Wieża astronomiczna? I to była ta wielka tajemnica?

- No halo! Trzymałam cię w niepewności niecałe dziesięć minut!

- Przecież nie dostałem liściku dziesięć minut temu.

- Ty w swoim też nie napisałeś, gdzie się wybieramy.

- Racja. To od teraz obydwoje będziemy pisać, gdzie się zabieramy, zgoda?

- Zapomnij. - parsknęłam śmiechem. - Odrobina niepewności dobrze nam zrobi. - obróciłam się i rzuciłam zaklęcie na drzwi.

- Co zrobiłaś? Chcesz mnie tu uwięzić? - starał się utrzymać pokerową twarz.

- Nie. Od tej strony będziemy mogli je spokojnie otworzyć w każdej chwili, ale od zewnątrz będzie już ciut trudniej, ale tylko ciut. Bez problemu otworzą się za pomocą Alohomory. Chodzi o to, byśmy w razie czego zostali wcześniej poinformowani, bo ktoś chcący tu wejść najpierw najpewniej szarpnie za klamkę. Da nam to kilka cennych sekund i nie powinno wzbudzić podejrzeń.

- Sprytnie. - powiedział i zbliżył się do mnie, kładąc ręce na mojej talii. - Nie będzie ci zimno? - spytał, zauważając, że mam na sobie jedynie sweter a wiedząc, jak wielkim zmarzluchem jestem.

- W razie czego ty mnie rozgrzejesz - wymruczałam i poczerwieniałam, zdając sobie sprawę, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć, w odpowiedzi Draco jedynie ścisnął mnie delikatnie - Po za tym wzięłam koc, więc będę mogła się nim otulić.

- To w takim razie gdzie masz ten koc? Masz ze sobą jedynie tę małą torebkę.

Uśmiechnęłam się przebiegle.

- Koc jest w tej torebce.

- To w takim razie ten koc musi być rozmiaru ścierki do naczyń.

- Bo na pewno kiedykolwiek miałeś jakąś w ręce. - zakpiłam. - Nie doceniłeś mnie i magii. - powiedziałam, po czym wyciągnęłam z torebki spory koc - Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. - wyjaśniłam dumnym z siebie głosem.

- No tak, jak mogłem kiedykolwiek zwątpić w twoją zaradność. - puścił mimo uszu uwagę o ścierce.

Rozłożyłam koc na posadzce i rozsiedliśmy się na nim. Niebo było wyjątkowo piękne. Bezchmurne. Księżyc i gwiazdy były świetnie widoczne.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz