35.

97 5 0
                                    

Minione dwa tygodnie były naprawdę ciężkie. Poświęcałam moim znajomym zdecydowanie więcej czasu, a i tak kilka z nich traktowało mnie jeszcze z lekkim dystansem. Bardzo tęskniłam do książek, ale nie miałam na nie czasu. Byłam też cały czas niewyspana (znaczy, jeszcze bardziej niż zwykle) co niestety także odbijało się na mojej nauce, czego tak bardzo chciałam uniknąć. Z pewnością nie można powiedzieć, że było mi źle, bo spędzanie czasu ze znajomymi oczywiście było bardzo przyjemną czynnością, ale tempo mojego obecnego życia było zdecydowanie za szybkie, a czas snu - za krótki.


Draco zauważył, że coś jest nie tak.

- Wydajesz się jakaś wyjątkowo zmęczona, w dodatku schudłaś. - wyrzucił z siebie oskarżająco. - Dopiero co mi mówiłaś, że muszę o siebie bardziej dbać, a teraz sama się zaniedbujesz. Wiem, że teraz masz naprawdę mało czasu i bardzo napięty grafik, ale jeść musisz.

- Jem. - broniłam się.

- Ale za mało. Zobacz, ja się postarałem, teraz czas na ciebie.

To mu trzeba było przyznać. Po naszej rozmowie naprawdę się postarał i nabrał swoich zwykłych, zdrowych kształtów.

- Jak nie dla siebie, to zrób to przynajmniej dla mnie. - powtórzył moje słowa.

- Dobrze, postaram się. - powiedziałam z uśmiechem.

Przy następnym posiłku, czyli kolacji, nie miałam za wielkiego apetytu, ale Draco przyglądał mi się cały czas i posyłał znaczące spojrzenie, więc zjadłam coś szybko. Bardzo starałam się cały czas udobruchać Hermionę i Rona, którzy jeszcze jako jedyni mieli mi za złe, że wcześniej poświęcałam im za mało czasu.

Apetyt dalej mi nie wracał, ale za to mój organizm przyzwyczaił się już do ograniczonej ilości snu i nie byłam wreszcie chodzącym zombie. Draco był niezadowolony z mojego marnego apetytu i przy każdej możliwej okazji usiłował mnie dokarmiać. Przynosił mi mnóstwo czekolady i dyni w niemal każdej możliwej postaci, wiedząc, jak bardzo je uwielbiam i że nie potrafię się im nigdy oprzeć, nawet nie mając apetytu. Uznał to za swój punkt honoru, by nie pozwolić mi chodzić wychudzoną, mimo że moim zdaniem już wracałam do normalności.

Bardzo chciałam, by się o mnie nie martwił, bo ja sama bym tak nie chciała. Jakoś nie potrafił zrozumieć, że zawsze byłam drobnej i chudej budowy, więc nagle nie nabiorę jakoś znacząco masy. Na naszych spotkaniach zawsze mi wypominał, że mało jem, a ja zaciekle oponowałam.

Najczęściej spotykaliśmy się na wieży astronomicznej, a w cieplejsze dni czasami na odległych krańcach błoni. Jeśli było wyjątkowo zimno, to barykadowaliśmy się w jakiejś mało używanej sali i tak nam mijały godziny.

***

Byliśmy właśnie na wieży astronomicznej i akurat skończyłam swoją porcję dyniowych chipsów. Ślizgon zawsze dotrzymywał mi towarzystwa w jedzeniu, więc razem ze mną zajadał się moim ulubionym jedzeniem, które smakowało mu bardziej lub mniej.

- Te chipsy są znacznie lepsze, niż się spodziewałem.

- No pewnie, że są pyszne. W końcu z dyni.

Zaśmiał się lekko pod nosem, sięgając po kolejną garść.

- To, że coś zawiera dynię, nie gwarantuje, że będzie dobre. Na przykład tamte sushi z dynią były po prostu dziwne.

Popatrzyłam na niego ze zgrozą.

- Jak możesz tak mówić. Były pyszne. Dynia w każdej postaci jest wyśmienita.

Parsknął śmiechem.

- Skąd się u ciebie wzięła taka niesamowita miłość do dyń?

- W moim domu było jej zawsze mnóstwo. Moi rodzice też ją uwielbiają. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie domu.

- Uwielbiam ten błogi wyraz na twojej twarzy, za każdym razem jak mówisz o swoim domu lub rodzicach. - przesunął się do mnie i pocałował mnie bardzo powoli i zmysłowo, tak, że miałam wrażenie, że się rozpływam. Działał na mnie jak narkotyk. Otumaniał moje zmysły, a zarazem je wyostrzał. Nigdy nie miałam go dość i cały czas było mi go mało. Nie potrafiłam długo wytrwać bez niego.

- W piątek jest impreza wewnętrzna Slytherinu. Wszyscy będą w jakiejś opuszczonej sali w najodleglejszym krańcu zamku, rzucą zaklęcia wyciszające, czy coś takiego. Nie wiem, czemu nie zrobią tego w naszym pokoju wspólnym, ale to nawet dobrze się złożyło. Może udałoby mi się przemycić cię do mojego pokoju? Wszyscy moi współlokatorzy idą na nią, upewniłem się. Miło by było w końcu znaleźć się tak dla odmiany nie na twardej ławce lub jeszcze twardszej posadzce.

Faktycznie było to kuszące, by w końcu móc spędzić czas w jakimś przytulniejszym miejscu, ale ryzyko było dosyć spore.

- Ale w pokoju wspólnym pewnie ktoś będzie.

- Tak, dlatego poczytałem trochę i mogłoby na to zaradzić zaklęcie kameleona.

Zamyśliłam się chwilę.

- Tak... to w istocie mogłoby załatwić sprawę. Jeszcze nigdy nie próbowałam go rzucić, ale nie jest ono jakieś niesamowicie skomplikowane. Wprawdzie mam tylko niecałe cztery dni, ale powinno się udać.

- Oczywiście, że ci się uda. Pewnie nawet wyrobisz się w dwa dni.

- Twoja wiara we mnie jest naprawdę pokrzepiająca, ale chyba będę musiała cię rozczarować. - powiedziałam, szczerząc się przy tym.

- To może poćwiczmy już teraz, byś potem nie zarywała z tego powodu nocek.

- To miłe, że się o mnie tak troszczysz, ale po pierwsze: nie mam tu potrzebnych mi książek, po drugie: nie mam zamiaru zarywać nocek i po trzecie: nie chcę teraz się tym zajmować, będę miała na to mnóstwo czasu, a czas z tobą niestety jest dla mnie ograniczony. - powiedziałam z nutką goryczy w głosie. - Jakoś nigdy nie rozmawialiśmy tak naprawdę o tym naszym ukrywaniu się. Czy naprawdę chcemy to ciągnąć? Niesamowicie komplikuje to sprawy i utrudnia nam życie.

Ślizgon westchnął ciężko.

- Też bym chciał już zakończyć tę farsę, ale jeśli teraz jest nam ciężko, to po ujawnieniu naszego związku wszystko będzie jeszcze trudniejsze. Po pierwsze: twoi znajomi, po drugie: moi znajomi, po trzecie: wszystkie inne osoby z naszych domów, po czwarte: wszyscy inni w szkole.

- Nasi znajomi pewnie będą zbulwersowani, ale z tą całą resztą, to chyba trochę przesadziłeś. Na pewno są jakieś przyjaźnie między członkami naszych domów. To nie jest tak, że jesteśmy jakimiś śmiertelnymi wrogami. - zaprzeczyłam gorąco.

Przecież niemożliwe, by tak to wyglądało. Nie mogło to tak wyglądać. Przegryzłam nerwowo wargę i zobaczyła, że Draco robi to samo.

- Niestety obawiam się, że takie są realia. Odkąd Salazar Slytherin i Godryk Gryffindor strasznie się pokłócili, nasze domy zaczęły się nienawidzić i ta nienawiść była, że tak to ujmę, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Starsi uczniowie wpajali to młodszym. Jak nie wprost, to przez swoje zachowanie i nastawienie. Zdarzały się przyjaźnie, czy nawet związki, ale zawsze było im bardzo ciężko. Jak ktoś tylko próbował to zmienić, mówić, że wcale tak być nie musi, zostawał zagłuszony przez swoich znajomych i „wrogów". Wyścig o puchar domów i zawody Quiddicha jeszcze pogarszają sprawę, bo zaczyna się niezdrowa rywalizacja. Wszyscy starają się to zamieść pod dywan i udają, że wcale tak nie jest, ale jak się przyjrzysz, to zauważysz, że jest dokładne tak, jak mówię. - zrobił pauzę i wziął głęboki oddech - Jakiś czas temu zacząłem się tym bardziej interesować. Poczytałem to, co trzeba, popytałem, kogo trzeba i zacząłem prowadzić własne obserwacje. Jest to bardzo przykra prawda. Z tego, co wiem, to w dorosłym życiu ta niechęć słabnie, ale dalej istnieje. Było wiele takich przypadków, że na przykład były gryfon nie chciał przyjąć kogoś do pracy, tylko i wyłącznie dlatego, że był on ślizgonem i na odwrót. Wszyscy to jednak bagatelizują, nawet nie próbują dostrzec w tym problemu. Udają, że nic takiego nie istnieje, ale okłamują nas i samych siebie.

Potrzebowałam chwili, by przetrawić informacje. Jego słowa miały dużo sensu, a po chwili faktycznie zaczęłam widzieć pewne prawidłowości. Faktycznie nie widywałam ślizgonów i gryfonów, siedzących razem, ramie w ramię. Zawsze była między nimi złośliwość, niechęć i uprzedzenia. Z przerażeniem odkryłam, że we mnie też są pewne uprzedzenia w stosunku do ślizgonów.

Poczułam się okropnie. Zawsze miałam się za osobę tolerancyjną i jak słyszałam w telewizji (którą posiadaliśmy w domu) lub gazecie, czy to mugolskiej, czy magicznej, jakie tragedie i głupoty wywoływały wszelkiego rodzaju uprzedzenia, to aż wzdrygałam się i obiecywałam, że to nigdy nie będę ja, że nigdy nie dopuszczę do czegoś takiego, a teraz uświadomiłam sobie, że posiadam to obrzydlistwo, którym zawsze gardziłam. Uprzedzenie.

Poczułam niechęć do samej siebie. Jak mogłam do tego dopuścić? Już po chwili złość na samą siebie przerodziła się w determinację, by nigdy więcej tego błędu nie popełnić. Byłam zła na samą siebie, że się tak zachowałam i że nawet tego nie zauważyłam, ale postanowiłam, że teraz skoro otwarto mi oczy, to nie pozwolę sobie na zamknięcie ich ponownie i poświęcę dużo czasu na pracę nad sobą.

Draco miał rację. Przyznanie się otwarcie do naszej relacji nic nie ułatwi. Przez chwilę jednak byłam gotowa, by jakoś zmierzyć się z tego konsekwencjami, o ile tylko istniała najmniejsza szansa, że może pozwoli to otworzyć ludziom oczy i pokaże im, że tak można. Spojrzałam jednak szybko na blondyna i natychmiast porzuciłam ten plan. Tak naprawdę nie byłam na to gotowa, ale co więcej, nie mogłam skazywać na to Draco. Wiedziałam przecież, że jego rodzice mają bardzo konkretne poglądy i gdyby się dowiedzieli, że spotyka się z gryfonką, mogłoby się to skończyć dla niego bardzo przykro. W dodatku jeszcze teraz, kiedy miał tak wiele na głowie, a jego ojciec był w Azkabanie. Nie. Nie mogłam tego zrobić. Poczułam wściekłość. Na cały świat, że dopuścił do tego. Że zmusił nas do ukrywania się. Po chwili jednak się opamiętałam. Skupiłam na pozytywnym podejściu i nienarzekaniu na to, co by nic nie zmieniło, a jedynie popsuło mi humor. Starałam się o tym nie myśleć, co było niemożliwe, ale przynajmniej pomogło mi stłumić negatywne emocje. Wdech. Wydech.

Kogo chciałam niby oszukać? Dalej byłam wściekła. Nic to nie dało, ale nie mogłam nic na to poradzić.

- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twoje dormitorium. - wykrztusiłam wreszcie.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz