23.

158 6 0
                                    


Zawsze kochałam poranki bożonarodzeniowe. Jak zawsze, jak tylko otworzyłam oczy pod łóżkiem czekał na mnie mały stosik prezentów. Łóżko Hermiony było już puste, a w łazience słyszałam szum wody. Elen też właśnie się obudziła i przeciągała się na łóżku. Spojrzałyśmy na siebie z szerokimi uśmiechami na twarzach. Po chwili Hermiona wyszła z łazienki.

- Super że już się obudziłyście. Mamy przecież razem otwierać prezenty, a w Boże Narodzenie nie miałam serca was budzić.

- Chwała ci! Szkoda tylko że nie masz takich skrupułów przez resztę roku.

Roześmiałyśmy się. Razem z Elen zwlokłyśmy się z łóżek i usiadłyśmy przed naszymi stertami. Najpierw zobaczyłyśmy od kogo dostałyśmy prezenty. Ja dostałam od rodziców, od mamy Rona, od Elen i Hermiony, od Harrego, Rona, Hagrida, Ginny, Freda i Georga. Czekała na mnie jeszcze jedna paczuszka, która nie była podpisana. Zaintrygowała mnie, bo nie miałam pojęcia od kogo jeszcze mogłabym dostać prezent. Była to malutka paczka owinięta w srebrny papier. Delikatnie zaczęłam odpakowywać paczkę. Nigdy nie byłam osobą która po prostu rozrywała papier. Zawsze robiłam to jak najostrożniej, by nawet go nie naruszyć. Czasami niestety było to niemożliwe, ale naprawdę się starałam. Tym razem udało mi się zachować papier nietknięty. W środku znajdowała się para srebrnych kolczyków. Z około czterocentymetrowego, delikatnego łańcuszka zwisały sierpy półksiężyca. były one absolutnie przepiękne. Kochałam niebo. Kochałam słońce, gwiazdy i księżyc. Do kolczyków została też dołączona karteczka z napisem "Zauważyłem jak zawsze patrzysz na niebo i w zamian za twoją pomoc w minionym półroczu chciałbym ci podarować jego część". Na chwilę zabrakło mi tchu. Byłam w szoku. Nigdy bym nie sądziłam że zauważy taki szczegół, z którym się przecież jakoś bardzo nie afiszowałam, oraz nie potrafiłam uwierzyć że podarował mi takie piękne kolczyki. Mimo że nie było podpisu, nie miałam żadnych właściwości od kogo pochodzi ten prezent. Była tylko jedna osoba której wyjątkowo pomagałam od początku roku.

- Co tam masz, Vivian? - Elen chyba musiała zauważyć mój szok. Niewiele myśląc schowałam karteczkę pod kołdrę.

- Dostałam przepiękną parę kolczyków.

Obie dziewczyny zbliżyły się do mnie pragnąc je zobaczyć.

- Rzeczywiście piękne. Od kogo je dostałaś?

- Nie wiem, nie było nigdzie napisane. - skłamałam. A przynajmniej częściowo. Teoretycznie nie było napisane od kogo to, ale wiedziałam że i tak mocno mijam się z prawdą i nie potrafiłam wytłumaczyć swojego zachowania. Nie wiem jak by zareagowały na to że dostałam prezent świąteczny od ślizgona. TEGO ślizgona. Jeszcze jakby powiedziały chłopakom to już w ogóle. Harry pewnie by wysnuł teorię że są zaklęte a ja, wkładając je, zginę niechybnie. Wolałam zostawić to dla siebie, choć czułam się trochę źle okłamując moje przyjaciółki.

Stwierdziłam że muszę koniecznie podziękować Draco. Wiem, że byśmy się zobaczyli na świątecznym obiedzie, ale wolałam to załatwić w cztery oczy. Zaczęłam się ubierać i włożyłam te kolczyki i na uszach wyglądały jeszcze piękniej.

- Vivian! Gdzie się tak śpieszysz? - zdziwiła się Hermiona.

- Chcę coś wypożyczyć z biblioteki i chciałabym to załatwić zanim chłopcy wstaną, rozpakują prezenty i zejdą do pokoju wspólnego, bo chciałabym razem z wami podziękować im za prezenty.

Ta wymówka była trochę bez sensu, ale wydała się w miarę usatysfakcjonować dziewczyny. Całe szczęście że biblioteka była po drodze do pokoju wspólnego Slytherinu, dzięki temu mogłam w drodze powrotnej faktycznie coś wypożyczyć.

Dotarłam do lochów i stanęłam przed wejściem do pokoju wspólnego. Nie bardzo wiedziałam czy odniesie to jakikolwiek skutek ale zapukałam do drzwi bo nie miałam żadnego innego pomysłu. Po chwili stanął w nich bardzo zdziwiony chłopak, z czwartego albo piątego roku.

- Czego? - warknął. Postanowiłam nie tracić zimnej krwi i również na niego nie warknąć, ale mój gwałtowny temperament bynajmniej mi tego nie ułatwiał.

- Profesor Snape kazał mi przekazać wiadomość Malfoyowi. - wymyśliłam na szybko jakąś wymówkę. Ślizgon prychną.

- Tak, jasne, bo już widzę jak Snape kazał jakiejś gryfonce przekazać nam jakąś wiadomość.

- Jak chcesz możesz się go pójść spytać, ale wyglądał na naprawdę wkurzonego i było to wyraźne że sprawa nie czeka zwłoki. - byłam naprawdę dobra w blefowaniu. Częściowo dlatego że potrafiłam wytrwać w blefowaniu bardzo długo. Nigdy nie grałam w cykora, ale wiem że byłabym w tym dobra. Ten ślizgon jednak nie byłby dobrym przeciwnikiem. Od razu widziałam po jego twarzy że wygrałam.

- Dobra, zaraz go zawołam.

Jak odwrócił się do mnie plecami pozwoliłam sobie na uśmieszek. Czekałam jakieś dwie minuty zanim ujrzałam w przejściu Draco. Wydawał się być lekko zaskoczony moim przyjściem.

- Jak mi powiedziano, że czeka na mnie jakaś gryfonka, domyśliłem się że to pewnie ty, aczkolwiek w ogóle się ciebie nie spodziewałam. - trzymał ręce w kieszeniach marynarki. Po chwili wpatrywania się we mnie, jakby coś zauważył i wydał siebie ciche westchnięcie. Tak ciche że równie dobrze mogło mi się przesłyszeć. Wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy i dotknął delikatnie kolczyków. - Podobają ci się?

- Bardzo. Właśnie dlatego tu przyszłam. Podziękować ci za ten prezent. Są to bez wątpienia najpiękniejsze kolczyki jakie kiedykolwiek widziałam, a fakt że są moim prywatnym kawałkiem nieba, dodaje im niemal nieziemskiego uroku. - pozwoliłam sobie na tą kiepską grę słów. Na twarzy ślizgona pojawił się szeroki uśmiech, wyraz szczęścia i jakby cień ulgi.

- Cieszę się że ci się podobały i wesołych świąt!

Roześmiałam się.

- Wesołych świąt!

- I nie wiem co powiedziałaś Rodriguezowi ale wydawał się być nastraszony.

- Oj tam, nic wielkiego. Użyłam tylko przekonujących argumentów. Niektórych przerażają trafne argumenty.

Z przejścia wyszedł wyraźnie zniecierpliwiony Zabini.

- Co zajmuje ci tak długo? Urządzasz sobie towarzyskie pogawędki z gryfonką? - uśmiechnął się złośliwie.

- Miałam tylko do przekazania wiadomość i już skończyłam.

Odwróciłam się jeszcze do Draco i pożegnałam się z nim bez słów, po czym skierowałam się w stronę biblioteki. Cały czas dotykałam maniakalnie kolczyków. Miałam w zwyczaju bezwiednie bawić się każdą biżuterią jaką miałam na sobie ale tym razem było to coś innego. Nie było to bezwiedne, tylko raczej celowe upewnianie się że mimo swojego nieprawdopodobieństwa, cała ta sytuacja była prawdziwa.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz