39.

88 4 2
                                    

Szybko pokonałam dzielącą mnie odległość od jego łóżka. Miał zamknięte oczy i oddychał płytko. Położyłam dłoń na jego czole, odgarniając mu włosy. Było ciut chłodniejsze niż zwykle. Zdusiłam w sobie szloch. Nie widziałam żadnych ran, jedynie gdzieniegdzie czerwone ślady, które jeszcze nie zagoiły się całkowicie.


Serce mi się krajało na myśl o bólu, jaki przechodził i nie chodziło mi tylko o ból fizyczny. Harry powiedział, że zastał go płaczącego. Draco jest bardzo zamknięty w sobie, więc taki płacz to u niego już oznaka prawdziwego załamania. Bolało mnie też, że nie zauważyłam, że jest aż tak źle. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.

Gładząc go w dalszym ciągu po czole, udało mi się ustalić, że nie ma pani Pomfrey w jej gabinecie. Nagle Draco się poruszył i wydał z siebie cichy jęk. Nie zważając na ryzyko, ściągnęłam zaklęcie. Najpierw zatrzepotały mu powieki, a dopiero potem, jakby sprawiało mu to niemały wysiłek, otworzył je.

- Vivian? - wydusił z siebie cichutkie słowa.

- Jestem tu. Już wszystko dobrze. - powiedziałam uspokajająco, starając się bardzo, by mój głos nie drżał.

Zaczął się podnosić, ale było widać, że to ponad jego siły i był bardzo osłabiony.

- Leż. Musisz odpoczywać.

Posłusznie znieruchomiał i zamknął powieki. Wziął kilka urywanych oddechów.

- Wiesz, co się stało? - spytał drżącym głosem.

- Tak.

- Naprawdę nienawidzę Pottera, ale to twój przyjaciel. Nie powinienem go atakować. Ale... naprawdę jest mi ciężko i jak on... zobaczył mnie tam... przestraszyłem się. Poczułem się zagrożony... spanikowałem.

Serce mi się krajało, jak widziałam, w jakim jest stanie, a ta jego otwartość również była niecodzienna i zarówno wzruszająca, jak i niepokojąca.

- Nie przejmuj się. Nie postąpiłeś dobrze, ale rozumiem, czemu tak się zachowałeś. W tej sytuacji to Harry bardziej zawinił. Użyć zaklęcia, o którym nie ma się zupełnie pojęcia, to naprawdę trzeba mieć całkowity brak wyobraźni. - prychnęłam. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na niego wściekła. Na siebie też. Powinnam być ci większym wsparciem. Nie zauważyłam, że problem jest aż tak poważny. - wyrzuciłam z siebie drżącym głosem.

- Vivian! Nawet mnie nie denerwuj, że się tym przejmujesz. To absurdalne! To jest mój problem. Nie możesz na niego nic poradzić, więc musisz przestać się martwić.

- Martwię się, bo mi na tobie zależy.

Westchnął głęboko.

- Wiem, ale nie służy to żadnemu z nas. Mogę cię o coś prosić?

Skinęłam głową w sposób mówiący "i-ty-się-jeszcze-pytasz?" .

Wziął mnie za rękę, której nie trzymałam na jego twarzy i już miałam mu zwrócić uwagę, by się w ogóle nie ruszał, ale widząc jego wzrok, zrezygnowałam, pocieszając się tym, że rusza jedynie ręką.

- Nie martw się. Rozumiem, czemu to robisz, też bym się martwił na twoim miejscu, ale mnie to nie pomaga, a czując twoje zmartwienie, sam zaczynam się bardziej denerwować. Nie służy to żadnemu z nas. Najbardziej by mi pomogło, gdybyś nie myślała o tym w ogóle i by było tak jak w normalny, szczęśliwy, pozbawiony zmartwień dzień.

To, co mówił, miało dużo sensu. Dostrzegłam, że faktycznie powinnam zachowywać pozory perfekcyjnej normalności, nawet jeśli w środku bardzo się martwię. Byłam raczej typem otwartej księgi, więc ukrycie moich zmartwień nie będzie najprostsze, ale postaram się. Chociaż tyle mogłam zrobić. Stwierdziłam, że dla jego dobra nie będę już okazywała mojego martwienia się o niego.

Przyjrzałam się mu jeszcze raz i dostrzegłam, że rozmowa musiała go zmęczyć.

- Musisz teraz odpoczywać. Zero gadania, chyba że chcesz, by ci coś podać, poprawić i tak dalej. Śpij. Będę tu przy tobie czuwać. - powróciłam do gładzenia go po czole.

- Jak cię Pomfrey złapie, to będziesz miała niemałe problemy.

Posłałam mu zagniewane spojrzenie.

- Nikt mnie nie złapie, a ty już śpij. Miałeś się nie odzywać, o ile czegoś nie potrzebujesz.

Przewrócił oczami, ale po chwili posłusznie je zamknął i już po chwili jego oddech wyrównał się i wiedziałam, że zasnął.

Po kilkunastu minutach przyszła pani Pomfrey, ale na szczęście zdążyłam nałożyć na siebie zaklęcie kameleona na czas. Odsunęłam się trochę od łóżka, zakładając, że pewnie będzie chciała sprawdzić co u niego. Nie pomyliłam się. Chyba była całkiem zadowolona z oględzin, ale słyszałam, jak mamrotała coś o "potrzebnym odpoczynku". Wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce. Zdjęłam z siebie zaklęcie, bo łóżko było tak ustawione, że nie było go bezpośrednio widać z gabinetu, trzeba było przejść kawałek, więc powinnam usłyszeć, jak będzie potrzebne ponowne użycie zaklęcia.

Draco obudził się jakieś trzy godziny później, zaskoczony, że dalej tam jestem.

- Przecież obiecałam, że będę przy tobie czuwać. - przypomniałam mu.

- Tak, ale przecież sama jesteś zmęczona. Powinnaś już iść. Przyjaciele też się na pewno o ciebie martwią, musisz jakoś usprawiedliwić swoją nieobecność, a ja i tak przecież śpię cały czas, więc idź, albo sam cię stąd wyniosę.

Wiedziałam, że nie wyniósłby mnie, bo nie miałby na to siły, ale mógłby chcieć spróbować, a absolutnie nie powinien ruszać się z łóżka. Pocałowałam go w czoło i niechętnie wyszłam, na wszelki wypadek zarzucając na siebie zaklęcie.

W pokoju wspólnym siedzieli Harry, Ron, Hermiona i Eleonora. Wyglądali na mocno wkurzonych i wstrząśniętych.

- Vivian! W końcu jesteś! Chodźmy do dormitorium chłopaków. Musimy pogadać.

W tym momencie wiedziałam, że mam przerąbane. Jakby chcieli po prostu opieprzyć Harry'ego to z pewnością by na mnie nie czekali. Te słowa nigdy nie zwiastowały niczego dobrego, a ton Hermiony jeszcze bardziej mnie niepokoił. Nie miałam jednak pojęcia, o co mogło chodzić, mimo że kilka rzeczy przemknęło mi przez głowę.

Nieźle przestraszona powlekłam się za nimi niczym na ścięcie. Nigdy jeszcze droga z pokoju wspólnego do dormitorium tak się nie przeciągała w nieskończoność. W końcu po zamknięciu drzwi wybuchnął Harry.

- Czyś ty do reszty postradałaś rozum?! Ostrzegałem cię przed tym! Wiedziałem, że tak będzie! Jak mogłaś się dać tak zmanipulować!?

Na słowo "zmanipulować" domyśliłam się, o co chodzi i zbladłam z przerażenia. W rozmowach ze mną używał tego określenia tylko i wyłącznie w związku z jedną osobą.

- Zachciało ci się romansiku z panem złym i tajemniczym, bo to takie romantyczne. - kpił sobie ze mnie - Czym cię zwabił do siebie? Podobno dobrze całuje, może jeszcze coś innego robi dobrze?

Zabrakło mi tchu. Jego słowa tylko potwierdziły moje podejrzenia. Strasznie panikowałam, moje oddechy były urywane i bardzo starałam się nie rozpłakać. Sam fakt, że oni wiedzą, był przerażający, a w dodatku to, co insynuował, było tak bardzo okropne, że nigdy nie spodziewałam się, że mój przyjaciel mógłby ze mnie tak kpić. Zresztą jego wzrok kazał mi bardzo wątpić, czy dalej myśli o mnie jako swojej przyjaciółce.

Hermiona położyła brunetowi dłoń na ramieniu i posłała mu zirytowane spojrzenie, po czym zwróciła się do mnie.

- Luna widziała cię kiedyś całującą się z Malfoyem. Podobno nie byliście świadomi bożego świata. Przyszła dzisiaj, bo usłyszała, że Draco trafił do szpitala i chciała cię o tym poinformować, bo stwierdziła, że powinno cię to zainteresować. Nie miała pojęcie, że my o niczym nie wiemy. - wyjaśniła - Jesteśmy rozczarowani i źli, bo to naprawdę ryzykowne. On niemal na pewno jest śmierciożercą, a nawet jeśli nie, to z całą pewnością ma bliskie kontakty z Voldemortem. Poza tym jest złym i okrutnym człowiekiem.

Na jej ostatnie słowa oczy mi się zaszkliły i już chciałam bardzo gorąco zaoponować, ale Hermiona kontynuowała.

- Poza tym całkowicie to ukrywałaś. Jak na początku sądziłyśmy z Elen, że pewnie wchodzi tu w grę jakiś romans, to później nie miałyśmy już pojęcia, dlaczego tak znikasz. Nie ufałaś nam i cały czas nas okłamywałaś.

- Nie chciałam wam powiedzieć, bo wiedziałam, jak zareagujecie. - powiedziałam w końcu.

- I liczyłaś, że nigdy się nie dowiemy? On jest niebezpieczny, wredny i po prostu zły. Naprawdę nie rozumiemy, czemu to robisz. - po tych słowach zerknęła na Harry'ego co przypomniało mi o jego okrutnych słowach.

- Wcale nie jest ani zły, ani okrutny, ani niebezpieczny. Po prostu zagubiony. Obrażał was, bo tak został wychowany. - zaczęłam go bronić.

- Został wychowany na złego człowieka. Nie możesz się z nim dłużej zadawać, może ci coś grozić. On najpewniej chce cię wykorzystać. Jeśli nie do wyzyskiwania informacji, to może do... innych celów.

Te słowa zabolały chyba jeszcze mocniej. Harry był impulsywny i nieraz zdarzyło mu się coś palnąć, ale Hermiona właśnie zakładała, że Draco jest ze mną tylko po to, by dobierać mi się do spodni. W tym momencie chciałam uciec, ale drogę do drzwi torowali mi oni. Po zauważeniu tego poczułam się osaczona i bez drogi ucieczki. Tego było za wiele. Już nie byłam tego w stanie długo powstrzymywać i po prostu wybuchnęłam płaczem. Czułam się okropnie. Zaszczuta, zdradzona i nierozumiana.

One danceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz