— Gratuluję Pani Demetrio, spodziewa się Pani dziecka — powiedziała, odstawiając ciecz.
— Co? — Zapytałam, patrząc się krzywo na uzdrowicielkę.
— Jest Pani w ciąży — powtórzyła.
— Co?
— Będzie miała Pani dziecko.
— Co kurwa?
— Na Merlina, jesteś w ciąży, będziesz mieć dziecko, czego nie rozumiesz, wiedźmo? — Iris krzyknęła, a na włosy na moich rękach stanęły dęba.
— I co ja z nim zrobię? — Złapałam się za głowę.
— Prawdopodobnie wychowa i pośle do Hogwartu, jak mniemam — wzruszyła ramionami.
— Można to jakoś sprzedać, czy coś?
— Handel dziećmi nawet na Nokturnie jest nielegalny. Poza tym, nie jestem pewna czy ktokolwiek chciałby kupić dziecko z połączenia Malfoy'ów i Astaroth'ów.
— Okej, za ile miesięcy urodzę to coś? — Westchnęłam, a zirytowana uzdrowicielka przewróciła oczami.
— Po zabarwieniu eliksirów wygląda mi to na połowę trzeciego miesiąca, ale żeby mieć całkowitą pewność musiałabym przeprowadzić dodatkowe badania — odparła, lustrując kolby.
— W porządku, ile to zajmie? — Powoli zacisnęłam pięść. Byłam wściekła. Nie spodziewałam i zupełnie nie planowałam dziecka. Ale najwyraźniej wpadki są u mnie rodzinne.
— Nie wiem, ale nie zrobię tego dzisiaj. Skończyłam na dziś pracę, a poza tym nie jestem ginekologiem, tylko uzdrowicielem chorób magicznych — kolejny raz wzruszyła ramionami, na co fuknęłam.
— Nie składała Pani przypadkiem przysięgi Hipokratesa? — Zmierzyłam ją wzrokiem.
— Jak oczekujesz przysięgi Hipokratesa, to idź do mugolskiego szpitala. Jedyne co w życiu składałam to mundurek na czas podróży do Hogwartu — prychnęła.
— Aha, okej, w ten sposób...
— Na co czekasz? Koniec wizyty, sprawdź na rospisce w rejestracji kiedy przyjmuje odpowiedni uzdrowiciel — mruknęła, zdejmując z siebie strój służbowy.
Ze widocznym niezadowoleniem zeszłam z kozetki i trzasnęłam drzwiami, nie żegnając się przy tym. Na krześle przed gabinetem napuszonej uzdrowicielki siedział mój ojciec. Nie robił dosłownie nic, po prostu ślepo patrzył się w ścianę. Stanęłam przed nim i pstryknęłam palcami przed jego twarzą, by zobaczyć czy zareaguje.— Czego potworze? — Zapytał, wstając z siedziska.
— Lepiej usiądź, bo jak się dowiesz to się wściekniesz — odpowiedziałam.
— Coś Ty znowu narobiła?
— Sama niekoniecznie, Matt też miał trochę z tym wspólnego — jęknęłam niepewnie.
— Nieważne. Teleportujemy się do Ciebie, jeśli on ma coś z tym wspólnego, niech się dowie w tym samym czasie. Wasze życie, Wasze problemy, nie wiem co ja tu robię, czuję się jakbym towarzyszył Ci na doczepkę — ojciec westchnął i przeczesał swoje blond włosy dłonią.
— Ale Ty jesteś głupi — wyszeptałam, gdy dochodziliśmy do szpitalnego kominka.W moim mieszkaniu nic się nie zmieniło, mój cudowny mąż pił herbatę, czytając dzieła antycznych filozofów. Tata z zażenowaniem pokręcił głową, a ja miałam ochotę uderzyć się w twarz. Moje życie było pomyłką. I to chyba dosłownie.
— Demi, skoro już siedzę i Matthew również siedzi na Twoim krześle — powiedział szyderczym tonem, nalewając sobie ognistej do szklanki - zapewne na kaca, który towarzyszył mu przez cały dzień — spokojnie powiedz o co chodzi, dlaczego zemdlałaś i co wspólnego ma z tym, pożal się Merlinie, Twój mąż? — Dodał, biorąc łyk alkoholu.
— Ogłaszam wszem i wobec, że jestem w ciąży — przewróciłam oczami.
— Co kurwa? — Ojczulek ze zdziwieniem wypluł ciecz na podłogę.
— Ym, no to gratuluje, z kim jesteś w ciąży? — Matt nawet nie oderwał wzroku od literatury, a mój ojciec z niewiadomego powodu zaczął się śmiać jak dzika małpa.
— Zapewne z Tobą, imbecylu — przewróciłam oczami, patrząc jak Astaroth odkłada starą księgę.
— Wiem, że nic nie wiem — odpowiedział, kierując się w stronę korytarza i wychodząc z domu.
— A ten co, wychodzi po mleko i nigdy nie wróci? — Strzeliłam sobie mentalną piątkę żelazkiem w twarz.
— Jak tak, to nawet lepiej — tata ponownie napił się ze szklanki.
— Faktycznie! Masz rację, jesteś genialny tato! — Wykrzyknęłam radośnie.
— Hm? Co znowu zrobiłem?
— Sprzedajmy moje mieszkanie i zbudujmy dom, w którym znowu będziemy mogli mieszkać razem, jak kiedyś. Ale nie nad morzem, bo wiem, że tego nie lubisz.
— Nie powiedziałem tego — mruknął po chwili zastanowienia — ale to dobry pomysł. Tylko bez Twojej ciotki wariatki, proszę — złożył dłonie niczym mugole do modlitwy,
— Jestem zdecydowanie za. Ty, Scorpius, ja i to coś, to znaczy dziecko. Ty, Scorpius, ja i dziecko — uśmiechnęłam się.
— Odezwę się do znajmego architekta, ma biuro w starej części Nokturnu — złapał mnie za dłoń, bardzo zadowolony z siebie.
— Dlaczego ma biuro na Nokturnie? — Zapytałam ze zdziwieniem.
— Bo tam są najtańsze miejsca na kupno i wynajem — odpowiedział, jakby to było zupełnie naturalne, a ja zaśmiałam się. Wizja spokojnego życia ze swoją prawdziwą rodziną napawała mnie radością. Musiałam tylko poczekać, aż departament rozwiąże moje małżeństwo i spokojnie mogłam wystawiać mieszkanie na sprzedaż.
CZYTASZ
Demetria Malfoy
FanfictionKontynuacja „Julie Potter" 3 lata po śmierci matki, w Hogwarcie tiara przydziału na głowie Demetrii krzyczy głośno „Slytherin!" W 2017 roku niebieskowłosa Demetria jest absolwentką szkoły magii i czarodziejstwa. Jednak to nie koniec jej przygó...