— Demi — słuchasz mnie w ogóle? — Zapytała Rose.
— Tak, tak, oczywiście — posłałam gryfonce udawany uśmiech.
— Jesteś dokładnie taka sama jak Scorpius! Macie identyczne geny, żaden z Was pożytek przy nauce — fuknęła, zamykając podręcznik od eliksirów i szybkim krokiem opuściła bibliotekę, co rozbawiło pozostałych uczniów Hogwartu.
— Ale co ja takiego zrobiłam... — Powiedziałam bardziej do siebie, niż do któregokolwiek z nastolatków. Pokręciłam głową i również skierowałam się do wyjścia ze szkolnej biblioteki.
Cierpiałam na nadmiar czasu, w dni, w które szczególnie doskwierała mi nuda pisałam sprawozdania dotyczące modernizacji nauki w Hogwarcie i osobiście doręczałam je do rąk własnych Hermiony. Moje małżeństwo wyglądało... W zasadzie to nie wyglądało, bo Matt krótko po ślubie wyjechał na dwuletni kontrakt magiczny do Norwegii. Nie za bardzo mnie to obchodziło, najważniejsza była dla mnie informacja, że wszystko było zgodne z prawem. Nie było opcji, by coś w życiu moim lub mojego pożalsięsalazarze męża było nielegalne. Byłam spokrewniona z ministrem magii! Choć to było dosyć trudne logicznie do nazwania, bo moja matka była siostrą Pottera, który wziął ślub z Ginny, której brat jest mężem Hermiony, więc od zawsze nazywałam Granger - Weasley ciocią, bo tak było najprościej i najszybciej.
Spędzałam w mojej dawnej szkole mnóstwo czasu, od zgłaszania się do pomocy w nauce, po specjalne wykłady jak żyć z mugolami i nie ukazywać magicznej strony, aż do organizacji specjalnych zajęć dodatkowych dla najmłodszych, pierwszorocznych uczniów Hogwartu, które pomagały im się integrować ze sobą, doskonalić umiejętności i szlifować zapał do magii, która dopiero się w nich rozwijała.
Wieczorami wracałam do pustego domu, piłam wino i tańczyłam samotnie do rockowej, mugolskiej muzyki, która była ukojeniem dla mojej magicznej, zbłąkanej duszy. Tak jak co wieczór, siedziałam na balkonie swojego mugolskiego mieszkania i paliłam papierosa, rozkoszując się drapiącym gardło smakiem, gdy delektowanie przerwało pukanie do drzwi.
Do tych drzwi pukali już chyba wszyscy ludzie - ciocia Hermiona, wujaszek Harry, mój ojciec, moje przyjaciółki, nieznośna ciotka Katherine, moi teściowie, rodzeństwo mojego męża, Painer... Ale zawsze byli załamani obrazem, który odnajdywali w środku mieszkania.
Nie żebym zaprzestała utrzymywania porządku. Cały syf lądował w koszu na śmieci, z którego worek wynosiłam przed wyjściem do Hogwartu. Również balkonowa popielniczka była opróżniana co rano. Mimo to, cała rodzina szukała we mnie różnych chorób i dolegliwości, doszło do tego, że chcieli nawet wysłać mnie do mugolskiego lekarza psychiatry, na co uprzejmie, aczkolwiek stanowczo dałam im do zrozumienia, że nie potrzebuję i nie chcę ich pomocy w tej chwili, a jeśli się to kiedykolwiek zmieni to o nią poproszę, bo mam świadomość ich bezwzględnej miłości do mojej skromnej osoby.
Nie cierpiałam na depresje, cierpiałam na nadmiar wolnego czasu. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, bo robiłam już naprawdę dużo, a siły i minut do wykorzystania mi nie brakowało. Tłumaczyłam to sobie zbyt wielkim, naturalnym zapałem do bycia najlepszym, pochodzącym z genów Malfoy'ów i młodością, którą miałam do przeżycia niemal całą.
Skoro ktoś pukał o tak późnej porze, przerwałam palenie i zwinnym ruchem zgasiłam toksynę. Machnęłam dłonią, by balkonowe drzwi przesunęły się samodzielnie, a później również zamknęły za mną. Podeszłam i otworzyłam „wrota", a przed nimi stał... No kurwa mój mąż w głębokim uśmiechu, z ładnym bukietem kwiatów.
— No siema, otworzysz, czy dalej będziesz tak stała? — Zapytał z nonszalanckim uśmiechem.
— Nie ma nic na kolacje, jeśli o to Ci chodzi — wzruszyłam ramionami, przyjmując jego ton i zachowanie. Nie żebym od niego odgapiała. To on odgapił ode mnie. Nonszalancja to kolejna rzecz, którą Malfoy'owie mają we krwi. Z tym się po prostu rodzimy i nie ma osoby w tej rodzinie, która nie odziedziczyła tej cechy.
— Ups, ale wtopa — mruknął, przywołując dłonią wazon z wodą na kwiaty. Pod nosem mruknął jakieś zaklęcie, a na stole pojawiła się wykwintna kolacja dla dwojga.
— Można powiedzieć, że mnie przekonałeś — westchnęłam teatralnie, czekając aż mój popieprzony mąż odsunie mi krzesło — halo, Panie dżentelmenie? — Spojrzałam na niego.
— No tak, no tak, gdzie moje maniery... — powiedział i odsunął, a potem wsunął krzesło.
— Nie łudź się, one nigdy nie istniały — zaśmiałam się, co nie umknęło jego uwadze.
— Nie zapytasz co tutaj robię, dlaczego nie ma mnie w Norwegii, cokolwiek? — Mruknął, jakby od niechcenia.
— Co tutaj robisz, dlaczego nie ma Cię w Norwegii? — Powtórzyłam po nim z łobuziarskim uśmiechem, wertując wzrokiem po potrawach, które wyczarował Matt.
— A, no wiesz... Wyrzucili mnie — wzruszył ramionami, zabierając się do jedzenia.
— Woleli zapłacić Ci odszkodowanie niż wytrzymać z Tobą dwa lata... W sumie to wie nie dziwię, bardzo mądrzy czarodzieje — wystawiłam mu język. Miałam przy tym niesamowicie dobry ubaw. Nieważne, gdzie Matthew pojechał - z każdego miejsca mogli go wyjebać. To naprawdę było śmieszne. Odkąd poznałam jego prawdziwą stronę, podziwiałam Lidię i Tobiasa, że nie wywalili go z domu. Ani nie wydziedziczyli, bo to też powinni zrobić. Ale wtedy chyba z każdym, ze swoich biologicznych dzieci. Oni wszyscy byli skażeni jakimś jadem. Nie wiem co mój teść miał w swoich plemnikach, ale zdecydowanie coś toksycznego.
— Dokładnie tak, więc teraz to Ty — wskazał na mnie palcem — będziesz się ze mną męczyć. Z tym, że do końca życia.
— No i na co mi to było... — Westchnęłam, wesoło przy tym chichocząc.Hej, cześć, siema!
Naszła mnie wena twórcza, więc postanowiłam przelać ją na to opowiadanie. Wybaczcie mi brak regularności, ale trzymanie się sztywnych terminów zdecydowanie nie należy do moich mocnych stron, szczególnie gdy w grę wchodzi szkoła i jakieś resztki życia prywatnego, które próbuje jako tako mieć. 🤦🏻♀️. W każdym razie z pewnością dobrze wiecie o co mi chodzi i dzięki XV rozdziałowi wybaczycie mi to, prawda? 🤔❤️
Nie chcę Wam obiecywać kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale prawdę mówiąc postaram się zrobić wszystko, żeby był (jeszcze) w tym roku! Naprawdę kocham pisać i kocham tworzyć to opowiadanie, a Wasze komentarze i głosy wyświetlają mi się niemal co chwilę. Bardzo za nie dziękuję, a w ferie postaram się odpowiedzieć na wszystkie, które pojawiły się zarówno pod pierwszą częścią, jak i pod tą.
Do zobaczenia niebawem słoneczka! ❤️🥰💋
CZYTASZ
Demetria Malfoy
FanfictionKontynuacja „Julie Potter" 3 lata po śmierci matki, w Hogwarcie tiara przydziału na głowie Demetrii krzyczy głośno „Slytherin!" W 2017 roku niebieskowłosa Demetria jest absolwentką szkoły magii i czarodziejstwa. Jednak to nie koniec jej przygó...