XXXI

150 12 10
                                    


Przygotowanie do przeprowadzki musiało się w końcu zacząć. Miałam mieszane uczucia. Tak długo, jak trwał remont w kamienicy Noah, tak długo byłam spokojna. Powoli niestety dobiegał końca. Część mebli zabranych z obecnego domu już stała na swoim nowym miejscu, zostało zaledwie kilka pomieszczeń do wykończenia. Przywiązanie stało się zdecydowanie moją wadą.

Nie wiem dlaczego miałam takie obiekcje i próbowałam maksymalnie wszystko opóźnić. Wybór kolorów ścian, paneli podłogowych czy firanki. Przecież przy wcześniejszej przeprowadzce wręcz szalałam z radości i biegałam po sklepach jak wariatka. Tłumaczyłam sobie to przypływem hormonów ciążowych. Teraz już w niej nie byłam, więc mogłam to zwalić na nagły powrót na ziemię.

Ojciec postanowił wziąć więcej godzin w Hogwarcie, więc dni mijały mi na pakowaniu rzeczy do kartonów i zajmowaniu się Jacksonem i Jasmine. Oczywiście ta pierwsza czynność była na tyle nudna, że nawet nie próbowałam robić jej ręcznie. Magia to niesamowicie duże ułatwienie, cieszę się, że jestem czarownicą.

Gdy moje dzieci zasnęły, wyszłam przed dom. Usiadłam w pobliżu jeziora i zaczęłam myśleć. Czy chciałam być z Noah? Oczywiście, że tak! Przypadkowe wyjście z moimi przyjaciółkami całkowicie odmieniło całe moje życie. Zakochałam się, urodziłam córkę i mam normalnego czarodzieja za faceta. Co w takim razie mi się nie podobało? Strach przed nieznanym. Wychowałam się prawie, że bez matki, co prawda mogłam zapytać o dręczące mnie myśli inną czarownicę, jak ciocię Ginny czy ciocię Hermionę, ale to nie było to samo. Po tylu latach zaczęłam odczuwać ogromny brak matczynej ręki w moim wychowaniu. Uwielbiałam swojego staruszka, ale został rzucony na głęboką wodę. Miał do wychowania dwójkę dzieci, a jego życie całkowicie nagle się zmieniło.

Nikt nie mógł przewidzieć śmierci mojej mamy, więc nikogo za to nie winię. Ale odczuwam jej brak. Ogromny brak. Moim aktualnym marzeniem było wypicie z nią kawy w kuchni, albo drinka przy większej uroczystości rodzinnej. Porozmawiać o pierdołach, o Hogwarcie albo chociaż ponarzekać na jej wnuki. Ale ono nigdy się nie spełni. Bo moja mama nie żyje.

Obiecałam bratu nadrobić wyjście do Hogseamde, więc w weekend wybrałam się z nim do czarodziejskiej wioski. Weszliśmy do jednej z mniejszych kawiarni. Oboje zamówiliśmy kremowe piwo i spędzaliśmy miło czas. Lubiłam przebywać ze Scorpiusem, mój brat był naprawdę fajnym czarodziejem. Dużo rozumiał, był inteligentny i przystojny, wiedziałam, że w niedalekiej przyszłości będzie miał wiele wielbicielek.

— Wszystko w porządku, Demi? — Zapytał, gdy zapatrzyłam się w jeden punkt.

— Tak, tak, wszystko okej, sorry, zawiesiłam się — odpowiedziałam, kręcąc głową.

— Cieszę się na te przeprowadzkę. Lubię je, jak tak dalej pójdzie to przeprowadzimy się jeszcze kilka razy — zaśmiał się głośno.

— Oby nie, mam już dosyć tych przeprowadzek, Scorpiusie. Mam dwójkę dzieci, za dużo z tym zamieszania, uwierz mi braciszku. Ciebie to aż tak nie dotyczy, bo praktycznie mieszkasz w Hogwarcie i nie obserwujesz tego cyrku na kółkach — obdarzyłam go niezadowolonym wzrokiem.

— Czasami brakuje mi tego cyrku na kółkach — zaśmiał się.

— Chcesz się zamienić? Chętnie wrócę do szkoły, a Ty w tym czasie zajmiesz się Jacksonem i Jasmine.

— Jasne i może Czekoladowe Żaby do tego? — Przewrócił oczami. To rodzinne, serio.

— Skoro nalegasz, to chętnie zjem — wystawiłam mu język.

— Demi, tak szczerze - na pewno wszystko gra?

— Gra i trąbi, braciszku, gra i trąbi — uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że nie wyłapie małego kłamstwa.

Demetria MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz