XII

446 33 9
                                    

   Po prysznicu poczułam się o wiele, wiele lepiej. Odświeżona i pachnąca machnęłam dłonią, by na moim ciele pojawiło się jakieś ładne ubranie, a na twarzy odświętny makijaż. Wiedziałam jednak, że w co się nie ubiorę i jak nie pomaluję - ciotka Katherine i tak będzie mnie krytykować. Taki już jej urok.
   Wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego pokoju. Wypowiedziałam parę zaklęć, dzięki którym ubrania nie wypadały już z szafy, kosmetyki stały w odpowiednich miejscach, pościel nie walała się po całym łóżku, a roślinki na parapecie odżyły. Magia jest kozacka, polecam, Demetria Lily Malfoy.
   Podobne słowa wypowiadałam w każdej części mieszkania. Okej, byłam leniwa i nie lubiłam zajmować się domem - do tego jestem w stanie się przyznać. Ale skoro dzięki czarom mogę sobie na to lenistwo pozwolić to... Czemu by nie skorzystać? Czarodzieje mają to do siebie, że są leniwi. Chyba, że są Molly Weasley, najlepszą babcią świata.
   Gdy dom był ogarnięty wyglądowo, weszłam do części jadalnej i rozłożyłam obrus wraz z zastawą. Na środku ustawiłam mały wazonik i wyczarowałam kwiatka, błagając
żeby nie usechł. Ręki do bycia gospodynią domową to ja nigdy nie miałam, sorry.
   I wtedy uświadomiłam sobie, że zapomniałam zajrzeć do Scorpiusa. Więc pędem zapukałam do drzwi pokoju mojego młodszego brata, lepszej części genów Malfoy'ów i poczekałam na odpowiedź, którą było ciche „proszę". Weszłam do jego sypialni i doznałam szoku.
   Wszystkie rzeczy młodszego chłopca były już ułożone. Łóżko zostało pościelone, a przez otwarte okno do pomieszczenia wdzierało się zimowe, londyńskie powietrze. Nie miałam pojęcia, gdzie Scorpius nauczył się tego, bo na bank nie w domu. Chyba ciotka Ginny, Hermiona albo w ostateczności Katherine mieszały w tym palce. Ten dzieciak miał w sobie geny Malfoy'a. To aż dziwne, że umiał zadbać o cokolwiek.
— Dzień doberek, Demi — uśmiechnął się, siedząc na kanapie i czytając książkę od eliksirów. Co oni wszyscy mają z tymi eliksirami?
— Młody, nie masz czegoś lepszego do nauki? — Mruknęłam, zwracając wzrok ku książce. Na brodę Merlina, mieliśmy w sobie jakiś procent Severusa Snape'a. Nie mogliśmy nie umieć eliksirów. To byłoby karygodne i niemożliwe.
— W styczniu mamy test — wzruszył ramionami, jakby od niechcenia.
— Ehe, jasne. Nauczyciele nie robią testów w styczniu. Przez miesiąc mają kaca po Sylwestrze — mruknęłam, patrząc podejrzliwie na niego.
— Od kilku tygodni mamy nowego nauczyciela od eliksirów. Zapowiedział test na pierwszej, styczniowej lekcji. Chciałbym dobrze wypaść — powiedział słabym głosem.
— Zatrudnili jakiegoś abstynenta? Jak on się nazywa? Nic nie słyszałam na temat nowego nauczyciela.
— Profesor Lucas McView, straszna menda — westchnął głęboko — ma jakiś kompleks i chyba jest gorszy niż dziadek Severus — wzruszył ramionami.
O Snape'ie słyszeliśmy dużo z historii podczas rodzinnych spotkań. Parę razy, ponad dziesięć lat temu, mama napomniała kilka anegdotek z nim związanych. Dziadek był niesamowicie zakochany w Lily Potter, mojej babci. Ale jakoś nie udało im się być razem... Nie wnikam, serio. Love story to chyba nie dla mnie. Przecież ja nawet z Matthew nie jestem z miłości, a tylko dlatego, że ojciec poprosił. Chociaż... Może ja kocham tego cymbała? Nie wiem, nad tym trzeba się zastanowić i to na spokojnie. Najlepiej z flaszką ognistej. Albo dwoma. Ewentualnie siedmioma i jakimś mugolskim alkoholem na rozgrzewkę.
— Nic mi to nie mówi, przepraszam — wzruszyłam ramionami. Może ciotka Hermiona albo wujek Harry wiedzieli coś więcej? Wiedziałam, że będę musiała ich zapytać. I koniecznie poobserwować nauczyciela.
— Nie ma sprawy. Jaki jest plan działania na dziś? — Scorpius odłożył książkę i spojrzał na mnie uważnie.
— Ty — wskazałam na niego — idziesz się ogarnąć i odświętnie ubrać, podczas gdy ja — tym razem wskazałam na siebie — będę przywoływała ozdoby świąteczne do kartonów, by na spotkaniu rodzinnym można było ubrać choinkę.
— Plan genialny — zaśmiał się chłopiec, wstając z kanapy.
— Wiadomo młody! — Uśmiechnęłam się na komplement od brata. On to wiedział jak poprawić humor.
Wielką radość sprawiało mi witanie gości — Courtney i Veronici. Katherine nie przyszła na czas, jednak nie ubolewałam z tego powodu. Święta bez stukniętej ciotki to coś pięknego, naprawdę. Polecam każdemu. Spokój, który dzięki temu miałam w głowie idealnie nadawał się do świątecznego klimatu.
W czwórkę usiedliśmy przy stole, zajadając się świątecznymi przysmakami. Choinka stała już ubrana, a to wszystko było niesamowite, choć bardzo mugolskie! Rozmowom i śmiechom nie było końca, a atmosfera nie działała przytłaczająco. Czuć było przyjacielskie nastawienie, a nie, jak do tej pory miało to miejsce, patetyczne, wyniosłe, uroczyste.
I to było idealne. Ale jednak, jak zawsze - wszystko do czasu. Jak z bicza strzelił, rozległo się pukanie do drzwi. Głośne i można być rzec - wręcz dramatycznie nacechowane. Ktoś po prostu napierdalał pięścią w drzwi.
— Na Salazara Slytherina, kogo tu niosą? — Spojrzałam na gości, którzy byli równie zdziwieni jak ja.
Wstałam od stołu i skierowałam się do drzwi mieszkania. Westchnęłam cicho, spodziewając się najgorszego. Kogo? Oczywiście, że mojej serdecznej, ulubionej i pieprzniętej ciotki, Katherine Potter. W dodatku spóźnionej. Otworzyłam drzwi, bojąc się tego, co może się wydarzyć.
— Ach, Demetrio! Witaj kochana! — Rzuciła mi się na szyje ciotka. — Wesołych świąt, dziecino! — Krzyknęła mi prosto do ucha.
— Ta, ta, wesołych i wzajemnie — mruknęłam niechętnie, próbując odsunąć się od siostry mojej ukochanej rodzicielki.
Katherine powitała bardzo, ale to bardzo serdecznie moich gości, chociaż nie znała ani Courtney ani Ronie. Jednak dla czarownicy, prawdziwej damy nie miało to znaczenia! Przecież przedstawienie musi trwać. A takie, w którym udział brała Potter szczególnie...
Wspaniałą, niezwykle rodzinną atmosferę, przerwało kolejne pukanie. Spojrzałam po przyjaciółkach i bracie. Nikogo więcej nie planowaliśmy zapraszać. Ojciec zniknął i Merlin jeden wiedział, gdzie się znajduje, Matt miał się pojawić dopiero w okolicach północy... Kogo Salazar Slytherin znów tu niesie?
Ponownie wstałam i skierowałam się w to samo miejsce. Teraz to nieźle się bałam. Miałam szczerą nadzieję, że pukanie do drzwi to tylko niegroźni, lekko nadgorliwi sąsiedzi z życzeniami. Jednak niestety, moje marzenia były zbyt piękne żeby były prawdziwe. Naprawdę, kurwa, zajebiste święta. Zajebiste.
— Christian? — Zapytałam ze zdziwieniem otwierając drzwi przed mugolem.
— No hej Demi, wesołych świąt! — Wszedł jak gdyby nigdy nic do przedsionka mojego mieszkania, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam w szoku. Mugol, a w dodatku tak niesamowicie bezczelny? Miałam ochotę złapać się za głowę i zapaść pod ziemie. Kto jeszcze tego dnia zapuka do moich drzwi? — Mogę wejść, prawda? — Zapytał po chwili, a we mnie narastała irytacja.
— Tak, tak, Chris. Proszę, wejdź — do paszczy lwa, którym była moja ciotka Katherine. Miłej zabawy mugolu.
— A cóż to za młodzieniec? — Zapytała Potter, gdy mój kolega z pracy przekroczył próg pomieszczenia.
— Christian Painer, przyjaciel z pracy Demetrii — ucałował dłoń mojej ciotki, a mi, Scorpiusowi i moim przyjaciółkom jedzenie, które znajdowało się w żołądku cofnęło się do przełyku.
— Och, miło mi Cię poznać chłopcze — odrzekła ciotka z dumą. Wreszcie ktoś w ogóle ją dotknął. Po tylu latach, wow.
— Mi również. A Pani jak mniemam jest siostrą Demetrii? — Christian z ogromnym uśmiechem patrzył Katherine w oczy. Naprawdę myślałam, że się porzygam.
— Ależ nie mój drogi! Jestem jej ciotką, jednak mimo wszystko dziękuję za ten niezwykły komplement — czarownica uśmiechnęła się szeroko. Wow, jeden mugol sprawił, że humor jej się poprawił. Szok.
— Może chcesz coś do picia, Chris? Częstuj się śmiało — powiedział mój młodszy, złośliwy brat. Na brodę Merlina, czy ich naprawdę tak bardzo to bawiło? Bo mnie ani trochę!
— O, chętnie, dziękuję — odparł, siadając na jednym z wolnych miejsc. Miałam ochotę uciec z własnego domu, przysięgam. Kto jeszcze dzisiaj mnie odwiedzi?
— A powiedz mi, Christianie, jaki jest Twój status krwi? — Cioteczka myślała, że Chris jest czarodziejem. Dobre sobie.
— Co ma Pani na myśli mówiąc... — Christian zaczął, lecz szybko mu przerwałam.
— Christian jest Anglikiem, ciociu — powiedziałam, uśmiechając się.
— Ach, no tak, no tak — odpowiedziała zdziwiona Katherine. Naprawdę jej zdaniem wyglądał na czarodzieja?
   Na moje szczęście, bądź też nieszczęście, ktoś znów zapukał do drzwi. Bałam się do nich podchodzić, a co dopiero je otwierać, jednak Courtney i Veronica oraz Scorpius pokazali mi, że będą pilnować i kontrolować sytuacje. Dzięki temu właśnie teraz otwierałam drzwi, a to, co zastałam za nimi sprawiło, że poczułam strach.
— Hej tato, hej Matthew — westchnęłam cicho. No naprawdę kurwa zajebiste święta.

   Hej, hej, hej. Wybaczcie mi, że rozdział ma jedynie 1300 słów. Ciężko pracuję nad kolejną magiczną historią dla Was! Do jej wydania pozostało naprawdę dużo czasu, nie goni mnie na szczęście żaden termin, jednak chciałabym żeby była idealnie dopracowana i dopięta na ostatni guzik.
   Z mini spojlerów mogę Wam tylko powiedzieć, że historia ta kosztować będzie dużo więcej pracy niż „Julie Potter" czy „Demetria Malfoy", będzie związana z Hogwartem, jednak nijak ma się do dwóch wyżej wymienionych historii. Będzie to coś całkowicie nowego i o zgrozo - w jednym czasie wydawane będzie 10 części! Wczoraj siedziałam nad tym do 03:21, wierzcie mi lub nie - naprawdę chcę żeby było to perfekcyjne! Co o tym sądzicie? I koniecznie dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale!

Demetria MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz