XXVII

185 15 6
                                    

   Od dosłownego wpadnięcia na Noah minęło kilka miesięcy. To miało zarówno swoje wady i zalety. Oczywiście z radością patrzyłam jak mój synek dorasta, poznaje świat dokładniej i jest tak samo uparty jak ja. Z kolei wadą był fakt, że poza wychowaniem dziecka nie robiłam absolutnie nic. Mój ojciec siedział w ministerstwie, Scorpius we wrześniu rozpoczął trzeci rok nauki, zbliżały się święta. Pierwsze święta z moim synkiem.
   Gdy Jackson był w trakcie swojej popołudniowej drzemki, zeszłam na dół by przeczytać najnowszy numer Proroka Codziennego i mieć chwilę relaksu, całkowicie dla siebie. I gazety.
Przez otwarte okno w kuchni wleciała sowa Scorpiusa i rzuciła list na salonowy stolik do kawy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i odleciała do wcześniejszego pomieszczenia skubnąć kilka ziaren i poczekać na ewentualną odpowiedź.
Otworzyłam list od brata i zabrałam się za czytanie. Fascynowało mnie wszystko, co tylko pisał, ponieważ robił to niezwykle rzadko. Nauczyciele twierdzili, że był niesamowicie spokojnym uczniem, a ja sądziłam, że tak wspaniale bawi się w Hogwarcie, że brakuje mu czasu na pisanie do starszej siostry i ojca.

Droga Demi,
Jak Ci mijają przygotowania do świąt? To już niebawem! Nie mogę się doczekać przyjazdu i Twojej reakcji na prezent. Strasznie za Tobą tęsknię. No i za tatą też. Mam nadzieję, że też o mnie myślicie.
Co dokładnie robimy w święta? To moje pierwsze jako wujka, więc nie wiem czy szykować się na coś specjalnego.
Właśnie, pomyślałem, że skoro Jackson jest takim małym dzieckiem to może odpuścimy wizytę u rodziny? Sądzę, że wujek Harry i ciocia Ginny się nie obrażą. Poza tym możemy zaprosić Albusa, święta w jego domu są dość... Nudne? To chyba dobre słowo.
Czekam na Twoją odpowiedź Demi.
Scorpius

Postanowiłam od razu odpisać bratu. Dziwiło mnie, że młody Potter uważa rodzinne wydarzenie za nudne, ale postanowiłam się zgodzić. To i tak ja zarządzałam całym tym cyrkiem, więc było mi wszystko jedno czy ktoś poza moim synem, bratem i ojcem będzie u nas czy nie. A odwołanie spotkania z wujostwem było mi nawet na rękę. Jackson potrafił być naprawdę niegrzeczny w towarzystwie rodziny.

Braciszku,
Myślę, że będzie rewelacyjnie! Też za Tobą tęsknimy. A co do odwołania spotkania to zgadzam się. Jackson jest za mały na takie rodzinne imprezy, a ja za mało cierpliwa na jego dziecięce fochy. Z kolei z zaproszeniem Albusa do nas dam Ci znać za kilka dni. Muszę przede wszystkim omówić to z tatą. A potem przekonać Potter'ów, że to najlepszy pomysł świata.
Całuję Cię mocno, nie rozwal tej szkoły.
Demetria

Przyczepiłam list do łapy zwierzaka i pozwoliłam mu spokojnie odlecieć w stronę szkoły. Zamknęłam kuchenne okno, nie spodziewałam się większej ilości listów, poza tym do domu wleciała wystarczająca ilość chłodnego powietrza. Wróciłam do pokoju syna i czekałam aż z Ministerstwa wróci mój ojciec. Naprawdę ceniłam to, że w Hogwarcie zasięg telefonii komórkowej prawie nie istniał. Listy były bardziej klimatyczne niż wiadomości SMS.
Kilka dni później, korzystając z soboty i wolnego dnia od pracy mojego ojca, umówiłam się na kawę z Ginny. Chciałam przede wszystkim zapytać ją o zgodę na świąteczny pobyt Albusa w naszym domu. W końcu była jego matką.

— Cześć kochana! Jak miło Cię widzieć — powiedziała, przytulając mnie przy stoliku.
— Hej, hej. Ciebie również — uśmiechnęłam się i usiadłam.
— A gdzie masz syna? — Spojrzała na mnie, przeglądając magiczne menu.
— W domu. Integruje się z dziadkiem — zaśmiałam się.
— To urocze.
— Właśnie ciociu, skoro o dzieciach mowa... Kilka dni temu napisał do mnie brat i zapytał czy na święta może przyjść do nas Albus. Dla mnie i taty to żaden problem, ale Ty też powinnaś wyrazić zgodę — powiedziałam spokojnie.
— Haha! Ach te dzieciaki, nie umieją bez siebie wytrzymać nawet w przerwę świąteczną! — odpowiedziała.
— To jak, może do nas przyjść? — Zirytowałam się. Nie lubiłam, gdy ktoś odwracał kota ogonem.
— Przecież następnego dnia Wy przychodzicie do nas, to nie ma sensu — wzruszyła ramionami.
— Cóż... Nie wiem jak mój ojciec i Scorpius, ale mnie w tym roku nie będzie. Jackson jest na to za mały, nie chcę narobić kłopotu sobie. I Wam. A niestety z moim dzieckiem to nieuniknione.
— Och... — Jęknęła.
— Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam.
— Nie, nie. Ale skoro Twój syn jest taki zajmujący, to nie ściągaj sobie problemu w postaci Albusa na głowę — westchnęła, kręcąc głową.
— Albus to duży chłopiec, on nie potrzebuje tyle uwagi co niemowlak — przewróciłam oczami.
— Przykro mi Demetrio, nie przekonasz mnie. Nasza rodzina spędza święta zawsze razem — odparła oschle. — Poza tym, muszę już iść. Obiecałam odwiedzić mamę i pomóc jej przy szykowaniu wszystkiego na kolację wigilijną. Do zobaczenia po świętach — wstała z krzesła, założyła swój płaszcz i wyszła.

Czy Potter'owie zawsze byli tacy irytujący? O zgrozo, ta czarownica naprawdę wyprowadziła mnie z uwagi. Nie każdy ma panowanie nad dziećmi we krwi. Ponownie przewróciłam oczami, a do stolika podszedł kelner-czarodziej.

— Czy mogę przyjąć zamówienie?
— Noah, czy Ty sobie jaja robisz? — Warknęłam.
— Mam szczęście do trafiania na Ciebie — zaśmiał się.
— Okej, a co tu właściwie robisz? — Westchnęłam głęboko.
— Pracuję.
— A co z barem?
— Ja i mój ojciec mieliśmy dwie różne wizję na prowadzenie tego miejsca. Nigdy nie umieliśmy się dogadać, więc znalazłem nową pracę.
— Zabawne, chciałabym go poznać.
— Myślę, że czarna magia nie jest Ci na tyle bliska, by chcieć.
— Moja matka walczyła z Riddle'm, a ojciec to Malfoy, więc z pewnością mielibyśmy o czym rozmawiać.
— Możemy o tym pogadać w jakimś innym miejscu, gdzie ściany nie mają uszu? Podam Ci swój adres, możesz przyjść wieczorem — westchnął, a ja kiwnęłam głową.
— O której kończysz pracę? — Zapytałam.
— O 05:30. Będę na 06:00 pod wskazanym adresem.
— W porządku. Do zobaczenia — odpowiedziałam i chwyciłam w palce karteczkę. Skierowałam się do drzwi, a już za chwilę byłam przed swoim pięknym domem.

   Weszłam do środka. Na dywanie leżał mój syn, a obok niego siedział dumny dziadek. Bawili się razem w coś dziwnego, wolałam nie wnikać.

— Wychodzę wieczorem, tato. Zajmiesz się Jackson'em czy mam dać znać Lydii? — Spojrzałam na ojca.
— Żadnej Lydii! Umiem się zająć wnukiem, wypraszam sobie — mruknął, nie przerywając zabawy.
— Okej. Będę u siebie.
— Idź, idź. Baw się dobrze i tak dalej.
— Dzięki, tato.

   Wzięłam szybki prysznic, by się odświeżyć. Na czystą twarz nałożyłam ciemny makijaż, a włosy zaplotłam w warkocz. Podeszłam do szafy i zaczęłam się zastanawiać co ja właściwie robię. Nie szłam na imprezę, ani na randkę. Po co się tak stroiłam? Zwyczajnie dla samej siebie. Przy opiece nad dzieckiem nie potrzebowałam makijażu, a na wyjście chciałam go nałożyć. Z ciemnymi kolorami czułam się jak najbardziej sobą.
   Założyłam podarte, czarne jeansy i tego samego koloru koszulkę. Przejrzałam się w lustrzanym odbiciu i byłam zadowolona z efektu końcowego. Choć może podarte spodnie nie były najlepszym pomysłem na grudniowy wieczór to mało mnie to obchodziło. Chciałam to miałam. I tyle.
   Po cichu zeszłam na dół. Rozejrzałam się po salonie i uśmiechnęłam. Mój syn grzecznie jadł kolację w towarzystwie dziadka.
   Szybkim ruchem wskoczyłam w cieplejsze buty niż trampki i założyłam płaszcz. Pomachałam tacie i wyszłam przed dom, by teleportować się kawałek od podanego adresu.
   Nie wiedziałam gdzie dokładnie mieszka Noah. Jeśli mieszkałby na mugolskiej dzielnicy wolałam znaleźć się między blokami, niż na samym jej środku.
   Otworzyłam oczy. Nie znałam tego rejonu. Mruknęłam cicho i szłam przed siebie szukając podanego przez chłopaka adresu.

— Jesteś punktualna, nie spodziewałem się — powiedział znajomy głos.
— Spodziewaj się po mnie wielu rzeczy — uśmiechnęłam się słodko.

Demetria MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz