III

878 51 31
                                    

   Mówiłam, że będzie przypał, bo Malfoy'owie mają przypały we krwi? Oczywiście, że tak. Dlatego właśnie siedziałam w pociągu do Hogwartu, by tłumaczyć się z akcji, o której nawet nie miałam pojęcia. Scorpius nie powiedział mi, co dokładnie się stało. Od dwóch dni nie było z nim kontaktu, a ja się zmartwiłam.
   Wysiadłam na odpowiednim peronie i z niego teleportowałam się przed wejście, gdzie stali już inni rodzice. Hermiona posłała mi pytające spojrzenie, a Ron wyglądał na cholernie niewyspanego. Kawałek dalej stała inna czarownica z krzywiącą się twarzą. Nie wyglądała na zadowoloną, patrzyła z ogromną pogardą na dwójkę czarodziejów, do których właśnie podchodziłam.
— Hej ciociu — cmoknęłam Granger w policzek — wujku — delikatnie przytuliłam Ron'a. — Co to za skrzywiony paszczur? — Zapytałam, na co Ronald prawie się zakrztusił i wybuchnął ogromnym śmiechem.
— Pansy Parkinson — wycedziła przez zęby minister magii. Musiały się bardzo nie lubić, więc stwierdziłam, że nie będę ciągnąć tematu.
— Pochwał się, jak ją nazwałaś — zaśmiał się jej mąż.
— Głupia krowa, Pansy Parkinson — Hermiona przewróciła oczami, a ja zachichotałam. Naprawdę musiały się uwielbiać.
— No chyba żartujecie, że jeszcze Potter! — Wrzasnęła nagle, a oczy naszej trójki skierowały się na wujka Harry'ego. — Święta — splunęła na ziemię — trójca.
— Wiecie o co chodzi? — Zapytał, totalnie ignorując Panią Parkinson, co niesamowicie rozśmieszyło mnie i Weasley'a. Hermiona krzywo się na nią spojrzała i szybko odwróciła wzrok.
— Nie mam pojęcia, wczoraj dostałam sowę od McGonagall, że mam się stawić o 08:00 z powodu Scorpiusa — wzruszyłam ramionami.
— To już za chwilę — Ron spojrzał na tarczę zegarka, który nosił na ręce, a Harry kiwnął głową. Popatrzyłam na Hermionę i zaczęłam się coraz bardziej stresować. Po co mam być ja, Harry, Hermiona i Ron, no i Parkinson? Sprawa musiała być naprawdę grubsza...
— Witam Państwa bardzo serdecznie — wrota szkoły otworzyły się przed nami. Zaskoczeni patrzyliśmy to na siebie, to na dyrektor, nie wiedząc co mamy zrobić. — Zapraszam do środka. Musimy porozmawiać — powiedziała, patrząc surowo na Pansy.
Szliśmy żwawym krokiem do gabinetu czarownicy. Minerwa wydawała się być niezadowolona i niechętna do rozmowy z Parkinson. Patrzyła na nią z ogromnym obrzydzeniem. Nie wiedziałam, kim była Pansy Parkinson, ale domyśliłam się, że McGonagall musiała w przeszłości uczyć ją lub po prostu znać.
Gdy dotarliśmy, profesor usiadła przed nami, przy swoim biurku. Dla nas, w półkolu ustawione zostało pięć krzeseł. Usiadłam między Hermioną, a Ronem i uważnie patrzyłam na nauczycielkę. Zanim zaczęła mówić, głośno westchnęła i spojrzała na nas.
— Drodzy Państwo, zostaliście tu zaproszeni z powodu waszych dzieci — powiedziała poważnie. — Pani Parkinson — zwróciła się do czarownicy — Pani córka notorycznie sprawia nam problemy. Diana jest obrzydliwie niekulturalna i dokucza wszystkim uczniom, ze swojego rocznika — Ron zachichotał pod nosem, słysząc uwagę na temat dziecka czarownicy, a Hermiona przewróciła oczami. Harry spojrzał z litością na mnie, a ja jedynie chciałam stąd wyjść. Co mnie obchodziła Diana?
— Ta szkoła jest obrzydliwie niekulturalna, a nie moja córka — warknęła, poprawiając włosy.
— Na szczęście nie Pani dane jest to oceniać — powiedziała starsza czarownica. — Z powodu zachowania Diany, inni uczniowie postanowili się na niej zemścić. Scorpius, Rose, Albus i James — puściła nam oczko, a Harry się zaśmiał.
— Co oni zrobili?! — Krzyknęła.
— Podrzucili do dormitorium Diany śmierdzące eliksiry. Jej towarzyszki spały w pokoju wspólnym, ale Panna Parkinson uparła się by spać tam, przez co dostała wysypki i leży w skrzydle szpitalnym.
— Moja biedna córeczka! — Jęknęła ciemnowłosa. — Proszę ukarać te wstrętne bachory!
— Pansy, zamknij się — burknęła zirytowana Hermiona, a wzrok wszystkich przeniósł się na nią. — Beznadziejne zachowanie chyba macie w genach.
— Scorpius, Rose, Albus i James nie zostają ukarani. A dla Diany powinna to być wystarczająca nauczka, by nie dręczyć innych dzieci — powiedziała surowo dyrektor, a ja odetchnęłam z ulgą. Jednak nie taki przypał, nie?
— Co niby takiego Diana robiła? — Pansy skrzywiła się.
— Wyzywała zmarłą mamę Scorpiusa, naśmiewała się złośliwie z rudych włosów Rose i mówiła, że je obetnie, a Albusowi groziła zaklęciem uśmiercającym. Mam mówić co jeszcze zrobiła Pani córka w ciągu pierwszych tygodni szkoły, czy tyle wystarczy? — Czarownica poprawiła okulary.
— Wystarczy — westchnęła. Niezadowolona kobieta wstała z krzesła i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. No cóż, córeczka się jej najwyraźniej nie udała.

Demetria MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz