XXVI

210 19 13
                                    

— Demi, słuchasz mnie w ogóle? — Ojciec spojrzał na mnie z nad Proroka Codziennego.
— Oczywiście — mruknęłam — że nie.
— Moja krew — prychnął, odkładając gazetę.
— Powtórzysz?
— Dziecko drogie, nawet na to nie licz! — Powoli podniósł się z kanapy i wyszedł z salonu.
— Nie to nie, łaski bez — wzruszyłam ramionami i ponownie uciekłam myślami do wieczoru spędzonego z przyjaciółkami.

Dziś moje matczyne obowiązki przejęła Ginny. Zabrała mojego syna na spacer żebym zajęła się czymkolwiek innym niż nim. Był to niesamowicie miły gest z jej strony, ale tak naprawdę nie miałam co robić. Dom ogarniałam magią, siebie też. Przecież otaczała nas magia. Czasami żałowałam, że nie urodziłam się mugolem. Życie byłoby bardziej zajmujące niż magiczne obiekty.
Postanowiłam, że przeczytam książkę, jednak zdążyłam już naprawdę przestudiować każdą książkę znajdującą się w domu. Nie pozostało mi nic innego niż wybrać się do miasta i kupić jakąś nowość. Miałam też nadzieję, że uda mi się spotkać przystojnego barmana.
Chwyciłam buty z korytarza i wyszłam przed dom, by teleportować się do magicznej części Londynu.
Wertowałam znajdujące się uliczne stoiska i sklepiki. Przeglądałam witryny w poszukiwaniu nowości lub czegokolwiek co zaspokoiłoby mój czytelniczy głód.
Nie byłam molem książkowym, ale uważałam, że warto czytać. Gdy wciągnęłam się w lekturę pochłaniała ona całą moją uwagę. Cały świat mógł nie istnieć, gdy książka zawierała coś fascynującego. Niekoniecznie rymowane opisy przyrody czy jedzenia, lubiłam pobudzać swoją wyobraźnię, ale nie do przesady. Nie przepadałam za poezją, wierszami i całą ich otoczką. Wydawały się być sztuczne, na siłę, żeby ich twórcy mogli zabłysnąć i zostać znanymi artystami. Oczywiście nie wszystkie, bo na niektóre wiersze warto zwrócić uwagę. Ale tylko na ich niewielką część.
Oglądając wystawy straciłam całkowicie poczucie czasu i trochę się zgubiłam. Znalezienie drogi powrotnej zajęło mi chwilę, ale nie stanowiło dużego problemu. W końcu byłam czarownicą! Trochę roztrzepaną, ale czarownicą.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie odwaliła nic w czasie swojego wyjścia. Słońce już zachodziło, sklepy były zamykane, a ja nadal nie miałam żadnej książki. Niezadowolona z braku zakupu szłam przed siebie aż na kogoś wpadłam.
Noah. Biedny Noah, który szedł z zakupami z jednego z jeszcze otwartych straganów z żywnością. Jego zakupy leżały na ulicy, a on zirytowany pokręcił głową.

— Nie sądziłem, że dosłownie na siebie wpadniemy — westchnął, zbierając jabłka z ziemi.
— Ja też nie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą — wybacz, zamyśliłam się trochę.
— Co było takie niepokojące, niebieska wiedźmo? — Zaśmiał się, podnosząc ostatni owoc.
— Dawno nie widziałam swojego ex męża, coś za długo się nie pojawił — skłamałam.
— Masz ex męża? Nieźle — na jego twarzy malowało się zdziwienie.
— Mam z nim nawet syna — westchnęłam.
— Oo, jesteś mamą?
— Nie kurwa, tatą — prychnęłam zirytowana.
— Złość piękności szkodzi — zaśmiał się po raz kolejny.
— Mi nic nie jest w stanie zaszkodzić, nawet mój były — odparłam z dużo większym spokojem.

Demetria MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz