-10-

611 25 3
                                        

- Gdzie ja jestem? - Zapytałam odrazu po otwarciu oczu. Było biało dookoła. Ja nie posiadam białego pokoju. Leżałam na białym łóżku, podniosłam plecy i byłam w pozycji siedzącej. Nie było nikogo. Zaczęłam się oglądać, czemu jestem w szpitalu? Gdy zobaczyłam usztywniacz na kolanie. Mam nadzieje że to nie to ci myśle? Ja muszę dokończyć sezon... Przecież jeden skok nie może mi tego przekreślić... Rozglądałam się. Nie było nikogo. Wzięłam łyka wody która leżała obok. Gdy drzwi się otwarły, ucieszyłam się.
- Marysia! - Powiedział tata i mnie objął. Przyszedł wspólnie z Andrzejem, martwił się. Zdziwiło mnie to trochę. Ale i tak miło że przyszedł - Wszystko w porządku? - Zapytał.
- To ja chyba powinnam zapytać - Zaśmiałam się i pokazałam kolano.
- Naciągnięte więzadło, przerwa do trzech tygodni - Powiedział a ja spojrzałam się na niego podejrzliwie, pewnie zrozumiał o co chodzi - Masz też lekkie wstrząśnienie mózgu - Powiedział. Jakby czytał mi w myślach.
- Kiedy stąd wychodzę? - Zapytałam i spojrzałam na tatę.
- Zaraz, tylko pójdę po wypis - Powiedział i wyszedł, zostałam sama z Andrzejem. Podszedł bliżej mnie, uśmiechnęłam się i wstałam.
- Ale na spokojnie - Powiedział z lekkim śmiechem i podał mi rękę.
- Dziękuje - Powiedziałam i ubrałam buty. Pół biedy że wyjdę w krótkich spodenkach, życie. Nie raz się tak wychodziło na zewnątrz.
- Oglądasz jutro zawody? - Zapytał.
- Jasne że tak, nie mogłoby mnie to ominąć - Zaśmiałam się i spróbowałam zrobić krok, lecz był to ogromny ból.
- Zapomniałbym, masz chodzić na kulach - Powiedział a ja tylko poruszyłam głową. Jak mógł o czymś takim zapomnieć?
- Dzięki za informacje - Zaśmiałam się i wzięłam kule które mi dał - Chcesz mnie wykończyć? - Zapytałam śmiejąc się.
- Oczywiście że nie - Powiedział z uśmiechem. Jest tak miłym facetem, aż szkoda że nigdy takiego nie będę miała. Poszłam o kulach, ciężko się przyzwyczaić.
- Prosto do domu jedziemy - Powiedział Kamil, lekkim śmiechem - Dzięki Andrzej - Powiedział Kamil i się rozłączyliśmy. Andrzej poszedł w inną stronę, a my do samochodu.
- Kiedy wrócę na skocznie? - Zapytałam lekkim głosem, gdy spoglądałam w okno.
- Dopiero za 5 tygodni- Powiedział tata przygnębiony. Odrazu odwróciłam głowę w jego stronę, co to ma znaczyć?
- Co? - Zapytałam.
- Nie ma innej opcji - Powiedział.
- Wiesz ile to dla mnie znaczy! - Powiedziałam dość głośno - Wiesz ile konkursów mnie ominie w przeciągu dwóch tygodni? - Zapytałam.
- Ale uspokój się, to nie nasza wina - Powiedział tata dość spokojnie jak na mój ton.
- Tak masz racje, to nie nasza wina. To tylko i wyłącznie moja wina! - Powiedziałam i odwróciłam głowę.
- Proszę cię, nie przesadzaj - Powiedział tata i resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Gdy wróciliśmy do domu poszłam jak najszybciej potrafiłam o kulach, do pokoju. Moje marzenie... Właśnie lęgło w gruzach. Jaka ja byłam głupia! Przecież powinnam ustać ten skok! Wyłączyłam telefon, odcięłam się. Na jak najdłużej.

Lot | Halvor GranerudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz