Życie potrafi boleć.

902 45 6
                                    


Ile już czasu minęło. Od kiedy zaczęli warzyć eliksiry dla zakonu. Przestał liczyć.
To nie miało sensu.
Ona odeszła. Nie wiedział czemu zrezygnowała z zostania Mistrzynią Eliksirów, była najlepsza. Najinteligentniejsza i najbardziej pracowita ze wszystkich jego uczniów. Mimo tego odeszła, porzuciła naukę, którą tak kochała. Zdała OWTM - y, spakowała się i ... Zniknęła. Wydarzenia wojenne nie dawały jej spokoju. Zarówno spotkanie z Czarnym Panem, jak i późniejsza ucieczka przed Wesleyem i Krumem. Urwany kontakt z Harrym i Ginny po ich wyjeździe.  Ile może znieść jedna, krucha osóbka. Ile złych rzeczy może spaść na człowieka.

Hermiona Grenger  ponad pięć lat temu zmieniła swoje życie. Od prawie trzech pracowała we własnej księgarni. Klienci ją uwielbiali. Mieli do niej zaufanie jak do nikogo innego. Zawsze skora do wysłuchania, pomocy w każdej sprawie od wybrania czegoś do czytania po udzielenie opieki komuś starszemu czy samotnemu . Jak kiedyś. Na wszystko miała  lekarstwo. Nawet na zbolałą duszę.
Tylko czemu nie mogła poradzić sobie ze sobą? Z własnymi lękami? Z własnymi wyborami?
Dziewczyna lubiła swoją pracę. Ale lubiła! Tylko! To eliksiry i zaklęcia kochała. Tak samo jak jego. Kochała go od połowy szóstego roku. Choć nie, wtedy dopuściła tę myśl do swojej głowy. Świadomość uczucia wydarła się z serca i opanowała umysł. Już wtedy wiedziała, że przepadła. Niby go znała, wiedziała który grymas na twarzy tej chodzącej zagadki co oznacza, ale udawała nawet przed sama sobą, że jest inaczej. To nie mogła być prawda. Nie mogła kochać swojego Mistrza.
Był inny. Samotny, nieprawdopodobnie inteligentny, mądry, sprytny, przystojny - specyficzny, ale jednak i wciąż nieodgadniony. Gderliwi, opryskliwy, złośliwy, oschły, ponury, a nader wszystko sarkastyczny. Był zjawiskowy. Dla niej.
Nieprzewidywalność tego człowieka przyprawiała ją o ból głowy. Pomagała mu kiedy tylko mogła. Czasem wyręczała Poppy w skrzydle szpitalnym aplikując eliksiry czy maści, kiedy wracał od Czarnego Pana lewo żywy, ale tylko do momentu gdy był nieprzytomny lub pod wpływem eliksiru głęboko usypiającego. Wiedziała, że nie zniósł by świadomości, że jakikolwiek uczeń,  ba ktokolwiek inny niż pielęgniarka oglądał jego pokiereszowane tysiącem blizn ciało.
Dla niej był bohaterem, każda blizna była dowodem jego oddania dla sprawy, dla świata czarodziejów, dla nich. Dla tych wszystkich, którzy i tak okazywali mu pogardę, a w najlepszym razie lekceważenie.

Czasami myślała, że ją lubił.
Traktował ją trochę lepiej, łagodniej niż innych uczniów. Pewnie dlatego, że dwa ostatnie lata pracowała z nim nad eliksirami dla zakonu. Zaproponował nawet, żeby podjęła staż u niego na Mistrza Eliksirów choć , wcześniej nie zaproponował tego nikomu. Ona jednak była pewna, że to za sprawą Dumbledora.

Nie wiedział dlaczego to zrobił...
Zagościła w jego głowie, zaprzątała myśli. Kiedy był w laboratorium sam, patrzył na jej stanowisko i zastanawiał się jakby ona to teraz robiła. Uwielbiał się z nią sprzeczać. Nawet o sposób trzymania nożyka do składników . Wiedział, że ona się go nie boi, rozumie jego zachowania, czy sarkastyczne komentarze. Lubił jej towarzystwo. Ona jedna potrafiła patrząc mu w oczy powiedzieć, iż  on postrach Hogwartu jest łakomczuchem, bo zjadł ostatnie ciastko ze wspólnego talerzyka.
Oczywiście przez pewien czas irytowała  go do granic wytrzymałości. Wiecznie paplała,  zadawała miliony pytań. Po jakimś czasie nauczyła się jego obsługi. Wiedziała już co Mistrz lubi, z czasem naprawdę zaczęli dobrze czuć się swoim towarzystwie. Nawet komentowała i odpowiadała na jego zaczepki w podobnym stylu do niego samego.
Kiedy ją coś zdziwiło czy irytowało wznosiła jedną brew,  kiedy zastanawiała się co zrobić uciskała nasadę nosa. Nawet Ginny mówiła, że Hermi zaczyna przejmować zachowania Nietoperza z lochów.

Dobrze, że nie wiedział kto uratował mu życie po ataku Niagini. Najbardziej nie chciała, by czuł do niej wdzięczność.  Mógł jej nienawidzić, mógł  lubić lub nie, ale nie może być jej wdzięczny. Zrobiła to, bo go kochała, on jednak tego nie dostrzegał. Nie chciał nikogo do siebie dopuścić tak blisko. Raz spróbował i kiedy został odrzucony bardzo cierpiał. Wybrał później okrutną drogę dla siebie i pokutował za to do końca wojny. Wtedy żył nadzieją i wiarą w to, że ostatnia bitwa zakończy marny żywot samotnego, zgorzkniałego potwora za jakiego się uważał od dwudziestu lat. W końcu wojny widział koniec swojej, jak wiecznie powtarzał, nędznej egzystencji.
Tak się nie stało. Ktoś go uratował. A z tych co przeżyli, nikt nie chciał mu powiedzieć kto posunął się do tego bezczelnego, niegodziwego czynu, przedłużającego jego ziemską udrękę.

Odnaleźć swoje życie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz