Sentymentalne powroty.

466 25 0
                                    

Jak ten czas leci. Dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Praca, pub, praca, pub i tak w kółko.

- Cześć Nevil - rzuciła radośnie Hermiona wchodząc do księgarni.
- Cześć Miona. Zobacz co dostałem - chłopak podał jej list.

/ Witaj Neville.
Mija właśnie pięć lat od bitwy. Chcielibyśmy zrobić zjazd Zakonu Feniksa i pozostałych walczących. Rozmawialiśmy z Dyrektorką McGonagall i ona jest jak najbardziej za. Zaproponowała ostatnią sobotę lipca.  Byłaby to impreza na błoniach przy zamku. Daj znać czy Wam pasuje i kogo możesz poinformować. 
Pozdrawiamy Harry i Ginny./

- No i odpisałeś coś?
- Nie, jeszcze nie. A do Ciebie napisali?
- Tak. Dostałam podobny wczoraj. Tylko, że ja nie odpiszę.  Przeczytałam i przyczepiłam do sowy, żeby było, że mnie nie znalazła.
- Dlaczego? - zakłopotanie zagościło na twarzy Longbottoma.
- Bo wolę udawać, że mnie nie można odszukać , niż że miło mi ich widzieć. Nie mam zamiaru spotykać ludzi, którzy przez pięć lat udawali, że mnie nie ma. Neville wiesz jak było. Zapomnieli o mnie tylko dlatego, że broniłam Snapa  i ośmieliłam się uratować mu życie. Nie chce się z nimi spotykać i już.  Wciąż czuję żal. Z resztą częściej kontaktuję się nawet z Draco.
- Rozumiem.  A w razie czego zajmiesz się Meg?
- Jasne. Moją chrześniaczką zawsze. Tylko proszę nie wydajcie mnie.

W połowie czerwca niespodziewanie pod domem Hermiony pojawił się Kas.
- Cześć Słonko - padło kiedy tylko otworzyła drzwi.
- Kas, szalony człowieku co Ty tu robisz? - rzuciła ciągle wisząc na jego szyi.
- Jestem?
- No tyle to widzę  - prychnęła - chcesz kawę  czy herbatę?
- A zrobisz mi kawę? Zasypiam.
- Jasne. Już podaję. Rozgość się.
- Hermi pamiętasz jak obiecałaś mi, że bez zbędnych pytań pójdziesz ze mną tam gdzie Cię zaproszę?
- Noo pamiętam. I co?
- No więc ubieraj się.
- A księgarnia?
- Wiem, że na drzwiach jest informacja o dzisiejszym zamknięciu. Nie wykręcisz się.
- Ale...
- Nawet nie próbuj. Obiecałaś.
Dziewczyna z opuszczonym ramionami poszła do sypialni.
- Ile mam czasu? - krzyknęła.
- Jakieś czterdzieści minut. Starczy Ci?
- Tak. Dam radę.
- Tylko kochana masz zakasować towarzystwo. Idziesz ze mną.
- No i dlatego nie mam najmniejszych szans. Przy Tobie wszyscy bledną. - z łobuzerskim błyskiem w oczach wzruszyła lekko ramionami.

- Powiesz mi gdzie idziemy?
- Jasne. I tak obiecałaś. Udajemy się do Hogwartu.
- Co! Nie zrobisz mi tego. Kas błagam Cię.
- Posłuchaj kochana. Dziś odbędzie się tam bitwa na kociołki. Severus przygotowywał ją od jakichś pięciu miesięcy. Dwóch Mistrzów Eliksirów. Bitwa na kociołki i parę niespodzianek. Obiecałaś.
- Nie mogę tam być. Ty nic nie rozumiesz. Ja...- dziewczyna nie mogła opanować łez.
- Wszystko rozumiem. Wiem, że to Snapa nie możesz zapomnieć. To jego kochasz.
- Ale skąd...?- spoglądały na niego oczy pełne łez.
- Trochę opowiadał mi on, trochę Minerwa. Reszty się domyśliłem. A zacząłem kojarzyć, kiedy wziąłem go ze sobą do księgarni i Luna niemal zemdlała nazywając Cię szefową, żeby tylko nie padło przy nim Twoje imię.
Nie jestem aż taki tępy.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale maleńka. Zaraz ruszamy.
- Dlaczego tak powiedziałeś?
- Jak Mionka?
- Maleńka. Tak mówi tylko Sam.
- A jakoś tak to pasuje do Ciebie.

45 minut później stali przed bramą Hogwartu.

- Nie byłam tu pięć długich lat.
- Tak wiem. Dziś masz honorowe miejsce, przy pierwszym stole, obok dyrektorki i jakiegoś Draco? Sev jest jego chrzestnym z tego co wiem.
- Nie! Wolę się gdzieś schować - to już był niemal lament, ale Smok będzie. To akurat fajnie - pomyślała.
- W żadnym razie się nie schowasz. Będziesz mi potrzebna podczas bitwy. Będę mógł powołać jedną osobę do pomocy. A ponieważ jako gość ja będę pierwszy, więc...
- Wybierzesz mnie? - W końcu lekko się uśmiechnęła - jesteś niemożliwy!
- Gdybym był niemożliwy to by mnie nie było - Tak doszli do zamku.

Zaraz za wejściem przywitała ich Minerwa. Radość w oczach kobiety na widok Hermiony wynagradzała wszystkie wątpliwości.

Podczas drogi do gabinetu dyrektorki Hermiona nagle oderwała się od ziemi i zaczęła tak piszczeć, że nawet McGonagall zamykała uszy i śmiała się na całe gardło.
Dziewczyna wirowała porwana w czyjeś objęcia, ale dociśnięta plecami do napastnika. Po kilku obrotach mężczyzna postawił ją przed sobą. Schylił do jej ucha i wyszeptał niemal dotykając małżowiny...
- Cześć kruszynko...
- Wywinęła się w tym momencie i dobrowolnie zawisła w silnych, dobrze zbudowanych ramionach.
- Draco wariacje. Przestraszyłeś mnie!
- Przepraszam kruszynko. Nie mogłem się powstrzymać. Rozmawiałaś już z moim wujem ?
- Nie. Jeszcze nie a  co?
- No bo wiem, że my obydwoje mamy być pomocnikami  dwóch Mistrzów,  ale ja znam tylko jednego - zrobił dość śmieszną minkę.
- Widziałeś! - zaśmiała się w głos- A ja znam dwóch,  ten drugi jest Belgiem. Ma na imię Kaspar i jest niesamowitym kumplem.
- No Ty to masz szczęście do tych warzycieli - zaśmiał się Draco pięknym, głębokim barytonem.
- Tak jakby - prychnęła iście po Snapowsku.

Ponad pół godziny siedziała u Minerwy opowiadając co robi, jak jej idzie, jak się układa, jakie ma plany. Piły herbatę i obgadywały uczniów i nauczycieli oczywiście.

W końcu musiały udać się do Wielkiej Sali.

Odnaleźć swoje życie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz