Jak matka z synem.

598 30 0
                                    


Dni mijały spokojnym rytmem. Lekcje,  posiłki i poszukiwania.
Snape znikał gdy tylko miał trochę wolnego czasu.
Zawsze jednak wracał coraz bardziej zrezygnowany.
- Przepraszam! - usłyszał - Jak Pan tu wszedł? - rzuciła dyrektorka do mężczyzny przemieszczającego się po korytarzu szkoły.
Wysoki, smukły, ubrany niemal na czarno. Wąskie czarne jeansy, granatowa sportowa koszula rozpięta pod szyją, czarna skórzana kurtka. Zadbane dłonie, czarne, dobrze wymodelowane włosy, zawadiacko  uniesione nad czołem. I mroczne oczy.
- Halo! Zadałam pytanie młody człowieku - dodała zirytowanym głosem.
Mężczyzna zatrzymał się. Na jego usta wpełzł delikatny uśmiech i odwrócił się do profesorki.
- Minerwo to ja - odparł. Ona stała jak zamurowana - to przecież ja, hej ocknij się. To ja Severus. Kobieto do jasnej cholery!
- Ale jak Ty wyglądasz! - wykrzyknęła .
- Aż tak źle? - zarechotał.
- Nie! Powiedziałabym, że raczej zaskakująco. - mówiła z oczami wielkości galeonów - znam Cię tyle lat a  tego się nie spodziewałam - czemu tak chodzisz? - dodała gestykulując śmiesznie dłońmi.
- Chodźmy do lochów. Wszystko Ci wyjaśnię.- zaproponował, a profesorka podreptała za nim.

Zdjął czar i kurtkę. Usiadł w swoim ukochanym fotelu i przywołał dwie szklaneczki i ognistą. Upił łyk i zaczął...

- Najpierw mnie wysłuchaj, pij i nie przerywaj. Nigdy nie chciałem tego ujawnić, bo to moje prywatne sprawy.- zawiesił wypowiedz - jednak, znamy się tak długo, a ja muszę z kimś pogadać bo odbije mi do końca. - z jego ust umknęło ledwo słyszalne westchnienie.

- Od jakiegoś czasu wychodzę zawsze w tym wizażu na zewnątrz - zaczął - wielokrotnie byłem we wszystkich znanych mi miejscach. Znaczy w tych, o których słyszałem lub wiedziałem,  że mogą coś dać - zawiesił głos,  a jego oczy zgubiły całkiem swój blask.
- Ale...- ucieszył kobietę uniesieniem ręki.
- Zaraz zrozumiesz. - ciągnął - od około 30 miesięcy, szukam kogoś. Czasami mam wrażenie, że już nie dam rady, że pora się poddać, ale po jakimś czasie zaczynam znowu. To jest jak obsesja. Muszę znaleźć tę osobę i zrozumieć decyzje przez nią podjęte. Wiesz, że nie chciałem już żyć po wojnie, byłem pewien, że nie dam rady kiedy już będę wolny, a jeszcze taki cios - upił kolejny raz i nalał kolejna porcja whisky.
- Pamiętasz - kontynuował monolog - kiedy już pozbierałam się po cudownym uzdrowieniu, chciałem wyszkolić kolejnego, a w moim przypadku pierwszego Mistrza Eliksirów.
- Pannę Grenger - szepnęła  McGonagall,  a on niemal niewidoczne skinął głową.
- Tak. Jednocześnie próbowałem dociec jak ocalałem... Wtedy, któregoś dnia znalazłem na swoim biurku list - zerwał się do biurka i zaczął szperać w szufladzie - Mam - mruknął w zamyśleniu.
- Posłuchaj - dodał, a jego oczy zaszły szklistą powłoką:

/ Drogi Panie Profesorze.
Bardzo schlebia mi propozycja podjęcia stażu pod Pańskimi skrzydłami. Zawsze pragnęłam takiego rozwiązania. Jest dla mnie jak spełnienie marzeń. Dzięki naszej wspólnej pracy, jeszcze bardziej doceniam wiedzę i kunszt warzenia magicznych płynów. Jest to wiedza wielka, głęboka i niezmiernie fascynująca.  Od regułek i definicji, przez warzenie, aż po tajniki zdobywania poszczególnych składników.
Bardzo dziękuję za zaufanie co do moich predyspozycji.
W zaistniałych okolicznościach, muszę jednak porzucić swoje marzenia.
Mam nadzieję, że odnajdzie Pan spokój w sercu, po tych wszystkich latach udręki i wreszcie doceni starania i troskę innych o Pańskie zdrowie i życie.
Z największym szacunkiem, z wyrazami wdzięczność  i podziwu Pańska najpilniejsza uczennica  Hermiona Grenger. /

Zapanowała cisza. Ani Severus, ani Minerwa nie śmiali się odezwać.
- Rozumiesz - mężczyzna przerwał ciszę - następnego dnia po prostu zniknęła. Najpierw byłem wściekły.  Wydawało mi się, że to jawny brak szacunku i rozumu, później jednak dotarło do mnie, że musi być inny powód. Przecież ona jedna zawsze mnie broniła. Jeszcze kiedy byłem powiązany z Voldemortem. Potrafiła nawet kłócić się ze swoimi przyjaciółmi... I nagle odeszła? To nie jest normalne.
- Severusie - przeniósł wzrok z listu na Minerwą - Ty naprawdę nie wiesz dlaczego odeszła? - przyjaciel spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie. Raczej nie. Wciąż zastanawiam się co ją do tego popchnęło.
- Na Merlina! Ty naprawdę jesteś ślepy. Przecież ona Cię kochała! - myślisz, że tylko ze względu na jej zdolności wysłaliśmy ją  Tobie do pomocy? Już pod koniec szóstego roku zaczęła bronić Cię jak lwica.  Zawsze, gdy ktokolwiek podważał Twoją lojalność. Nie istotne czy byli to uczniowie czy aurorzy.  Nikomu nie pozwalała Cię oczerniać, ani kwestionować Twojego oddania.
- Co Ty wygadujesz! - ryknął poirytowany.
- Wiesz jednak jesteś głupi. Snape na gacie Merlina! Myślisz, ze kto ryzykował powrót do wrzeszczącej chaty żeby - zawiesiła głos,  a on patrzył na nią z wyczekiwania - trudno mleko się rozlało. To ona Cię uratowała. Oddała Ci całą swoją fiolkę ze łzami feniksa - teraz to dopiero wyglądał zabawnie, pomyślała czarownica. - Tak! Stary Idioto! To Hermiona Cię uratowała - Sev wyglądał jakby przestał oddychać.
- Ale... Jak... dlaczego...
- Już Ci mówiłam.  Kochała Cię. Wolała zginąć, niż żyć z poczuciem, że Ci nie pomogła, że Ciebie nie ma - pod koniec głos Minerwy był nie głośniejszy od szeptu.
Snape siedział oniemiały. Myśli kotłowały  mu w głowie. Ale jak. Jak to możliwe. Przecież wszyscy go nienawidzili. Nikt poza Dumbledorem i McGonagall go nawet nie lubił. Jak to możliwe. Łzy pociekły po jego lekko zapadniętych policzkach. Czarownica przyglądała  się tej scenie. Widziała kolejny dramat rozgrywający się w jego głowie i jego sercu. Czekała cierpliwie, aż będzie w stanie na nią spojrzeć. Walka trwała tak długo, że teraz to ona przywołała kolejną butelkę ognistej i rozlała do szklanek. Nie jednokrotnie tak pili, więc wiedziała, że się nie pogniewa. Kiedy uniósł oczy czarownica zaczęła spokojnie...
- Wiesz, byliśmy przekonani, że Ty też ją lubisz. Znaczy ... Tak bardziej, że jest Ci bliska,  że patrzysz na nią nie jak na uczennicę, ale jak na młodą, atrakcyjną kobietę. Zwłaszcza po połowie jej siódmego roku - przerwała - jednak teraz sama nie wiem.
- Tak - niemal wyszeptał po dłuższej chwili - Ale odpychałem to od siebie. Nie chciałem jej ograniczać, skrzywdzić, nie miałem pojęcia. Znów włączyłem tryb "toleruje mnie z  litości". A teraz od tylu lat nic nie wiem. Tyle lat jej szukam! Merlinie jak można być takim kretynem! - żachnął sam na siebie i zawiesił głos - to musiało być coś jeszcze.
McGonagall już nie zareagowała.

Odnaleźć swoje życie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz