Hermonię obudził znajomy zapach. Jej nos wyłapał zapach jajecznicy z łososiem i koperkiem. Kiedy głębiej zanurzyła się w aromaty podczas przeciągania, zauważyła uchylone drzwi od swojej sypialni. Teraz pojawił się jeszcze aromat świeżo parzonej kawy. Była Gryfonka wypełzła z łóżka i przecierając twarz skierowała się do kuchni, zarzucając na satynową koszulkę lekki szlafroczek. Stanęła w progu, opierając się o framugę drzwi. Wysoki brunet nalewał sobie właśnie czarnej kawy do delikatnej filiżanki. Odwróciwszy się posłał wciąż zaspanej kobiecie delikatny uśmiech, jednocześnie wciskając do rąk swoją filiżankę z kawą.
- Witaj Maleńka - szepnął swoim miękkim głosem, ona uniosła cynamonowe na wpół nieprzytomne oczy napotykając obsydianowe tęczówki wpatrujące się w nią z zainteresowaniem.
- Sev... dlaczego... - w tym momencie poczuła cmoknięcie w policzek
- Witam ranne ptaszki - zaćwierkał Kas przeciskając się do kuchni - też dostanę kawę?
- Jasne, jest gotowa, nalej sobie - rzucił brunet, przywołując na twarz jeden z bardziej złośliwych uśmieszków - Mionka jajecznicy?
- Poproszę - dziewczyna umieściła pierwszy kęs w ustach i w tejże chwili cała trójka mężczyzn, bo Draco właśnie przekroczył próg kuchni, usłyszała pomruk zadowolenia - jest tak samo pyszna jak kiedyś - mruknęła, po lekko rozmarzonej twarzy rozpełzł wyraz niesamowitej, błogiej wręcz przyjemności.
Po kilku sekundach, podczas których nikt z obecnych nie śmiał wydać żadnego dźwięku, Hermiona otworzyła oczy i rzucając radosne spojrzenia dodała...
- No co? - uśmiechnęła się - nie zapominajcie, że śniadanie zrobił nam sam Mistrz. A to zawsze gwarantuje niezwykłe doznania. - No i cała kuchenna ekipa wybuchnęła śmiechem.
Czas szybko mijał, wczesnym popołudniem Draco zerkając porozumiewawczo na Kaspara przypomniał mu o obiecanej wyprawie na Pokątną po składniki eliksirów. Zostawiając wuja z brązowowłosą.
- Hermiono może poszlibyśmy na spacer - zawiesił głos mężczyzna - chyba powinniśmy porozmawiać - czekanie w milczeniu na jakąkolwiek reakcję jego rozmówczyni było jak tortura.
- Tak - szepnęła - pójdę się uszykować, daj mi proszę dwadzieścia minut - odwróciła się i zniknęła w swojej sypialni.
Severus posprzątał po lekkim lunchu i ponieważ był gotowy do wyjścia, no może poza kurtką usiadł w fotelu w salonie. Kiedy upłynęło około trzydzieści minut od rozmowy, zaniepokojony podszedł do drzwi sypialni, za którymi zniknęła dziewczyna. Ona zawsze była punktualna, coś mu nie pasowało.
Drzwi były przymknięte, delikatnie rozchylił je ręką i zamarł.
Kobieta, wciąż w koszuli siedziała na podłodze obok swojego łóżka z głową wspartą o ręce ułożone na meblu i szlochała cichutko, zatracając się w przypływie emocji targających jej drobnym ciałem i gubiąc gdzieś poczucie czasu.
Sev szybko otrząsnął się z pierwszego szoku i podszedł do klęczącej.
- Maleńka, co się dzieje? - Nie odnotował żadnej reakcji. Wtedy położył delikatnie dłoń na jej ramieniu - Mionka? - niemal szeptem wypowiedział jej imię.
Dziewczyna odwróciła do niego zaczerwienione i opuchnięte już lekko oczy, zerkając nieprzytomnie.
Snape chwycił ją za ramiona i postawił na nogi, jednak była tak słaba w swojej cichej rozpaczy, że musiał ją chwycić na ręce.
Kiedy tylko zawisła na jego ramionach, wtuliła się w czarną koszulę, zanosząc się teraz już głośnym płaczem. Profesor usiadł z wtuloną kobietą w fotelu obok łóżka i delikatnie gładził targane płaczem plecy, opierając policzek o burzę brązowych loków.
- Maleńka nie płacz, proszę. Jeśli nie masz ochoty to nie musimy nigdzie iść, ani rozmawiać. Mogę wyjść i poczekać, aż będziesz gotowa - wolno ważył każde wypowiadane słowo.
Przy ostatnim zdaniu poczuł jak drobne ciało wciska się jeszcze bardziej w jego pierś. Oplótł ją długimi ramionami i zakleszczył w objęciach.
- Ciii, już, wypłacz cały żal. Przepraszam. - nastała cisza, przerywana tylko nerwowymi oddechami dwójki zatopionych w sobie osób.Dziewczyna już nie targana konwulsjami szlochu nie rozluźniła uścisku drobnych piąstek na koszuli bruneta. On postanowił mówić. Nie był pewien czy go słucha, jednak nie chciał teraz o tym myśleć. Ona miała potrzebę wypłakania pięciu lat, a on ich streszczenia.
- Mionko - zaczął dość nieśmiało - kiedy zniknęłaś, nie mogłem tego zrozumieć. Kiedy jeszcze znalazłem Twój list, zgłupiałem. Był taki oficjalny, taki poprawny, jakby wyzuty z emocji, a jednak nie dawał mi spokoju. Analizowaniem go bez przerwy. Byłem wszędzie, gdzie tylko mogłem pomyśleć, że uciekłaś. Francja, Australia, przecież tam gdzieś byli Twoi rodzice. Po roku zwątpiłem. Straciłem wiarę, że dam radę. Postanowiłem wrócić do pracy. Znów zacząłem uczyć. Już nawet nie dawałem szlabanów, nie odbierałem punktów, żyłem... nie, raczej egzystowałem w lochach. Próbowałem zrozumieć, nie byłem w stanie. Na początku szukała Cię też Wiewiórka, jak tylko miała przerwy w rozgrywkach. Bo wiesz, że gra w reprezentacji? Jest najmłodszym kapitanem drużyny. Kiedy zaczęły się transfery i więcej meczy przestała do mnie pisać. Potem - zawiesił głos - zacząłem bez celu błąkać się po Londynie. Bez wiary, bez nadziei. Przecież nie mogłaś ukryć się tak blisko. To nieprawdopodobne. Ale chodziłem. Po bibliotekach, księgarniach, pubach, knajpach, sklepach, aptekach, parkach ... wszędzie. Nagle po kilku latach napisał do mnie Kaspar. Dziwne, bo nie gadaliśmy bardzo długo a wcześniej był dla mnie jak brat. Dobra, mniejsza o to.
- To ja kazałam mu napisać - szepnęła kobieta
- Co?
- Byłam wtedy w Arlon. Zdecydował się sprzedać mi książki. Wtedy to poznałam.
- Ale czemu?
- Bo zapytał do jakiej szkoły chodziłam i czy Cię znam, więc powiedziałam, że mnie uczyłaś - mówiła nie poluźniając pięści. Wydawało mi się, że jesteś dla niego kimś ważnym, choć nie zdradzał szczegółów. Istniała możliwość, że wciąż jesteś sam. Nie gniewasz się?
- No skąd. Przecież to tak, jakbym odzyskał brata - zamyślił się na chwilkę - dobra, jedźmy dalej. Kas pojawił się w Hogwarcie, kiedy zaprosiłem go do udziału w bitwie i musieliśmy dogadać szczegóły. Wtedy byłem z nim w Twojej księgarni, ale nieświadomy, że jest Twoja. Była tam Luna.
- Jestem chrzestną jej córeczki - wtrąciła kobieta - czasem mi pomaga, kiedy muszę coś załatwić.
- Tak, mówiła Kasowi , że szefowa jest na badaniach. Poszliśmy na drinka, żeby pogadać i powspominać. Trochę opowiadałem mu o swoich poszukiwaniach. I o tym, jak przez czysty przypadek...
- Nie ma przypadków - przerwała mu dziewczyna.
- Ok. Tak trafiłem do Jimiego. Siedziałem w kącie popijając ognistą bez nadziei na cud. A cud się stał. Kiedy weszłaś i przywitałaś się z chłopakami serce mi stanęło. To było niewyobrażalne. To byłaś Ty, tak blisko, a ja tylko w tym cholernym Londynie nie szukałem. Potem już wiesz jak było.
- A bitwa?
- To, że Kas Cię zabrał? - kobieta skinęła głową - to jego pomysł. Chyba po tym jak powiedziałem mu, że Cię znalazłem jako Jane.
- Ale przecież byliśmy tam we troje, pamiętasz?
- Jasne. Kiedy nas przedstawiałaś, ten diabeł już wiedział, że Sam to ja. To wtedy mimo, że wracałaś z Kasem, chciałaś żebym Cię odprowadził. Wtedy się do mnie przytuliłaś. Merlinie, po pięciu niemal latach trzymałem Cię w ramionach. Myślałem, że zwariuję. To była chwilka, a ja nie mogłem spać trzy noce - delikatnie pocałował włosy wtulonej kobiety, nie odsunęła się.
Sev poczuł jak zaciśnięte dłonie poluźniają uchwyt na koszuli, rozluźnił więc ramiona przygotowany za to, że dziewczyna będzie chciała zejść z jego kolan. Wtedy poczuł coś cudownego. Jej ręce rozluźniły się, a ramiona oplotły szczupły, umięśniony tors zaskoczonego mężczyzny. Jeśli to możliwe, to przylgnęła jeszcze bardziej. Po policzkach Snapa popłynęły słone krople.
- Bardzo tęskniłam - uniosła oczy na twarz Severusa - nawet nie wiesz jak bardzo.Nie mówili już nic więcej. Trwali tak milcząc. W fotelu, w objęciach i bliskości ciesząc się z trwającego momentu.
CZYTASZ
Odnaleźć swoje życie.
Fanfiction"...Wydarzenia wojenne nie dawały jej spokoju. Zarówno spotkanie z Czarnym Panem, jak i późniejsza ucieczka przed Wesleyem i Krumem. Urwany kontakt z Harrym i Ginny po ich wyjeździe. Ile może znieść jedna, krucha osóbka. Ile złych rzeczy może spaść...