21.10.1995r.
Kłujący ból głowy zdawał się nie mieć litości. Ginny bez wahania sięgnęła po jeszcze jeden łyk eliksiru na kaca. Wreszcie wstała z łóżka, być może ten dzień będzie dla niej męką, jednak niczego nie żałowała. Z lekkim uśmiechem skierowała się do okna, aby uchylić je i zaczerpnąć świeżego powietrza. Raptem cały, mimo wszystkiego dobry nastrój wyparował gdy zobaczyła jak Harry i Cho całują się na szkolnych błoniach. Wszędzie poznałaby jego włosy, a tożsamość dziewczyny również była łatwa do odgadnięcia. I choć przez ostatni czas wyraźnie widziała, że jej uczucia do wybrańca uległy znacznej zmianie, to ten widok i tak w szczególny sposób ją zabolał.
— Jest tam co? — mruknęła Kelly zaspanym głosem podchodząc do okna. Na zaledwie sekundę wszystkie mięśnie jej twarzy rozluźniły się, a potem ponownie się uśmiechnęła. Może odrobinę zbyt sztucznie.
Ginny z obojętną miną podeszła do szafy i wyjęła z niej byle jakie ciuchy. W ręce trafił jej się bordowy t-shirt, choć wiedziała, że najprawdopodobniej będzie jej doskwierać chłód, to nie za bardzo się tym przejmowała. Do tego pierwsze lepsze jeansy, a włosy związała w niskiego koka z dwoma wypuszczonymi przy twarzy pasemkami.
Udała się więc na śniadanie, cały czas na jej buzi gościł mimo wszystko pogodny wyraz twarzy. Nie chciała, aby ktoś zauważył, że humor jej nie dopisuje. Wchodząc do Wielkiej Sali spojrzała na stół Ślizgonów, Teodor i Blaise machali jej na przywitanie, a Draco zdawał się trochę nie do końca pewny gdzie się znajduje. Wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu posyłając go w ich stronę i usiadła przy stole Gryffindoru. Na jej szczęście uczniowie domu lwa zwykli spóźniać się na zajęcia, w tym śniadania, bo zazwyczaj woleli dłużej pospać. Tak więc bez żadnych oporów mogła usiąść samotnie, bez nikogo obok. Tak, tego właśnie potrzebowała. Dziękowała Merlinowi, że dzisiejsze zajęcia były dopiero na dziesiątą, co pozwalało jej na jeszcze dwie godziny wytchnienia.
Zaczęła mozolnie jeść jajecznicę i kromkę chleba. Ta tak naprawdę mała porcja zdawała się nie kończyć. Raptem drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się, a w nich ukazał się nie kto inny jak Harry Potter z Cho Chang u boku. Trzymali się za ręce i oboje usiedli przy stole Gryfonów, dokładniej na przeciwko rudowłosej.
— Hej, Ginny — przywitał się wniebowzięty chłopak.
— Cześć — wymamrotała wpatrując się w swój talerz tym samym rezygnując z dalszego jedzenia. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie mogła przecież zapomnieć o uczuciu do szatyna ot tak.
Posyłając im przepraszający uśmiech szybkim krokiem opuściła Wielką Salę. Potrzebowała pomyśleć. Bez zakochanej pary u boku. Nie wahając się, nawet nie wracając po coś ciepłego do ubrania, ruszyła na szkolne błonia. Usiadła na ławce, a swój wzrok skupiła na szkolnym jeziorze. Powróciła myślami do zdarzeń z przed niedawna i nawet nie poczuła jak emocje wreszcie ją opuściły w postaci dwóch słonych kropel spływających po czerwonych od zimna policzkach. Ponownie czuła, że jest sama. To uczucie towarzyszyło jej czasami od momentu ukończenia pierwszego roku w Hogwarcie. Po stracie dziennika. Owszem, miała grupę przyjaciół i swoją rodzinę, ale pragnęła mieć kogoś tylko dla siebie. Kogoś, kto załata dziurę w jej sercu. Kiedyś naprawdę myślała, że tą osobą będzie Harry, jednak uświadomiła sobie, że on nie jest jej pisany.
*
Gdy zmierzała w stronę wyjścia odprowadził ją wzrokiem. Doskonale umiał odczytywać nawet najgłębiej skrywane emocje i był pewien, że uśmiech na jej twarzy to tylko maska. Aż za dobrze wiedział co się teraz działo w jej głowie. Było jasne, że nie chciała okazać prawdziwych emocji. Spojrzał raz jeszcze na stół Gryfonów, Harry i Cho rozmawiali z szerokimi uśmiechami na twarzy. Wszystko było już dla niego jasne. Wstał z miejsca, chcąc znów widzieć jej szczerze uśmiechniętą twarz.
CZYTASZ
Ogień i Lód | Draco x Ginny |
FanfictionDraco Malfoy na pierwszy rzut oka to chłopak cyniczny, sarkastyczny i przesiąknięty złem. Kto by pomyślał, że w głębi duszy jest wrażliwym chłopcem, któremu nigdy nie było tak łatwo, jak każdy uważał? Tymbardziej, że w nadchodzącej wielkimi krokami...