23.Wybudzenie

321 29 59
                                    

19.10.1995r.

Czas płynął, nawet jeśli dla niektórych wydawało się to niemożliwe. Bez rudowłosej dziewczyny wszystko wydawało się ponure i nudne, jej przyjaciele popadali w rutynę. Dzień rozpoczynali od wstania z łóżka tylko po to, aby później znów do niego wrócić. W ich głowach roiło się od negatywnych myśli, pozostało im tylko czekać na to, aby dowiedzieć się jaki życie napisało dla nich scenariusz. Codziennie Ginevrę odwiedzało wiele osób zostawiając po sobie jakiś upominek. Czy to zwykłą kartkę z napisem: 'Wracaj do zdrowia', czy czekoladowe żaby, lub gumowe ślimaki. Gwiazdy na niebie oświetlały jej nieruchomą twarz, a Draco Malfoy już drugą noc z rzędu zakradł się do skrzydła szpitalnego. Trzymał mocno jej rękę i jedynie się w nią wpatrywał. Wreszcie dostrzegł, jak bardzo była dla niego ważna. Jak wielką rolę odgrywała w jego życiu. W końcu zauważył, jak zmieniła go samego. Przy niej od początku roku stał się kimś innym. Choć tak naprawdę nie minęło wiele czasu, on potrafił dostrzec, że przestał już zgrywać zimnego nastolatka bez uczuć. Przy niej nie potrafił już udawać. Sprawiła, że jego życie było lepsze i łatwiejsze, nie ważne jak bardzo chore dla niego to było.

Nagle z transu wyrwał go dźwięk otwierających się drzwi. Pani Pomfrey wyszła ze swojego pokoju zmierzając Dracona zdziwionym spojrzeniem. Odwrócił się do niej z delikatnym strachem wymalowanym na twarzy.

— Powinieneś iść spać — odparła spokojnie. Szczerze powiedziawszy to nie tego się spodziewał. Nie odpowiedział, jedynie niewerbalnie próbował prosić o pozwolenie aby być tam jeszcze choćby pięć minut. Pielęgniarka głośno westchnęła.

— Dobrze, zostań, ale rano mam cię tu nie widzieć — westchnęła głęboko uśmiechając się, co odwzajemnił.

— Jasne jak słońce. Dziękuję bardzo — odparł cicho, a Poppy wróciła do siebie.

Nawet nie zdążył się odwrócić, kiedy usłyszał czyiś szept.

— Twoja pięść wiele mnie nauczyła — blondyn odwrócił głowę i ze zdziwieniem dostrzegł, że odezwał się do niego Mike.

— Co masz na myśli?

— Zobaczyłem jakim jestem dupkiem i jak bardzo powinienem siebie ogarnąć. Staram się być lepszy.

— Czas najwyższy — Draco delikatnie uniósł kącik ust w górę. Nastąpiła cisza.

— Czy... No wiesz, jest coś między wami? — spytał chłopak wzrok przewracając z stalowookiego na Ginny i z powrotem.

— Co? Nie, my... Tylko się przyjaźnimy? — bardziej spytał niż stwierdził.

— Czyli sugerujesz, że nawet nie wiesz czy się przyjaźnicie, a jesteś tu już drugą noc, wbrew zasadom? — powstrzymał się od chichotu, a Dracon jedynie spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem.

— Jestem debilem. Po co ja tu właściwie jestem? — spytał samego siebie.

— Czujesz potrzebę bycia przy niej — stwierdził brunet. — Nie żebym coś sugerował — zaczął mierzyć wzrokiem sufit.

— Nie. Nie! Ah, przestań! — przeczesał włosy palcami.

— Prawda boli, co? — tym razem nie powstrzymał się od śmiechu.

— Przymknij się, będę wdzięczny.

— Dobra już dobra, masz racje, lepiej jak się zdrzemnę. Branoc — okrył się szczelniej kołdrą.

— A tak właściwie to czemu tu jesteś? — spytał nagle.

— Miałem się przymknąć, nie pamiętasz?  Pani Pomfrey podejrzewa u mnie... — zamyślił się. — Nawet nie potrafię wymówić nazwy tej choroby. Nie mam wszystkich objawów, nakazano mi po prostu leżeć i nic nie robić.

Ogień i Lód | Draco x Ginny |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz