27.Para z Uszu

295 33 32
                                    

22.10.1995r.

I choć dla wielu było to prawdziwą męką, to z nauki nie mogli się wywiązać. Test z zielarstwa zbliżał się nie ubłagalnie, a niebezpieczne i dziwaczne rośliny na kartkach ich podręczników zdawały się mnożyć i mnożyć.

— Mam dość — westchnął Blaise przerywając kompletną ciszę panującą w bibliotece.

— Blaise, siedzimy tu od dziesięciu minut — oznajmiła Hermiona z rozbawieniem.

— On ma rację, to są jakieś tortury! — odezwał się nieco głośniej Teodor, przez co zarobił uderzenie w ramię od Granger, które miało go uciszyć. — Już jestem cicho — szepnął unosząc ręce w geście obrony.

Od tej krótkiej wymiany zdań uwagę Ginny przykuło pociągnięcie nosem i suchy kaszel powtórzony trzykrotnie.

— Czy ty jesteś chory? — spytała Ginny i bardziej przyjrzała się czerwonym wypiekom na twarzy blondyna.

— Znasz go tak długo i jeszcze o tym nie wiesz? — wtrącił Blaise i powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.

— Czuje się znakomicie — powiedział Draco ignorując wypowiedź Zabiniego, po czym znów z jego ust wydobyło się kaszlnięcie.

— Właśnie widzę — rudowłosa uniosła brew i założyła ręce na piersi. — Boli cię coś?

— Może trochę? — mruknął. — Głowa.

— Idziesz do Pomfrey — powiedziała Hermiona tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Eee, wolałbym nie. Od niedawna nie potrafię spojrzeć jej w oczy — odparł przypominając sobie sytuacje, w której przyłapała go w nocy przy Ginny leżącej w Skrzydle Szpitalnym. To było dla niego niezwykle upokarzające. Nikt nie miał prawa tego widzieć. Blaise i Teodor parsknęli śmiechem, Draco opowiadał im o tym.

— Przecież cię nie zje — stwierdziła Hermiona nadal nie unosząc głowy z nad książki.

Minęła chwila ciszy, a ból głowy Ślizgona jedynie rósł na sile. Przymknął powieki aby dać odpocząć oczom od jasnego światła dnia, który zdawał się wszystko pogarszać.

— Wiecie co, chyba nie czuje się aż tak znakomicie — powiedział masując ręką swoją skroń.

— No coś ty? — odparła sarkastycznie Ginny patrząc na niego spode łba.

— Nie chce was zarazić, lepiej pójdę do dormitorium.

— A zielarstwo? — upomniała go Hermiona.

— Nie zając — mrugnął do niej okiem i szybko wstał z krzesła, czego natychmiast pożałował bo nagle zakręciło mu się w głowie. — Powodzenia wam! — powiedział po chwili machając entuzjastycznie ręką.

— Już widzę dzień testu. Hermiona! Przyjaciółko najserdeczniejsza! Zechcesz usiąść ze mną w ławce? — Granger zaczęła parodiować Malfoya piskliwym głosem, a reszta wybuchnęła śmiechem, przez co otrzymali oburzone spojrzenie pani Pince.

*

Minęły dwie godziny, a Draco choć próbował zasnąć to za nic mu się to nie udawało. Cały czas było mu albo za gorąco, albo zbyt zimno. Ostatecznie wylądował z połową ciała przykrytą, a drugą odkrytą. Klasyk.

Już nigdy nie zasnę. Wiem! Policzę barany.

Jeden, dwa, trzy.

Nie, to bez sensu. Może konie? Spróbujmy.

Jeden, dwa, trzy, cztery.

To chyba nie działa. Dobra, policzę... orangutany! Teraz musi się udać

Jeden...

Nagle rozległo się ciche pukanie. Zdziwiło go to, gdyby był to któryś z jego współlokatorów na pewno by nie pukali.

— Proszę — powiedział tak, aby osoba za drzwiami mogła go usłyszeć. Tą osobą okazała się Ginevra Weasley.

— Przeszkadzam? — spytała wchodząc do pomieszczenia.

— Tylko liczyłem orangutany — oznajmił cicho.

— Co takiego?

— Nie przeszkadzasz — parsknął śmiechem.

— Mam coś dla ciebie — usiadła na jego łóżku.

— Błagam powiedz, że to coś co pomoże mi zasnąć — powiedział spoglądając na niewielką buteleczkę z eliksirem.

— Niezupełnie. To coś co sprawi, że poczujesz się nieco lepiej. Eliksir Pieprzowy. Jesteś cały rozpalony — westchnęła delikatnie dotykając jego czoła. — Wypij to.

Nie zamierzał protestować, wypił większość zawartości butelki. Natychmiast, czego się spodziewał, z jego uszu poszła para. Ginny lekko zachichotała.

— Dzięki, Wiewióra.

— Do usług — wzruszyła wesoło ramionami. — Mogłeś nie dawać mi tej bluzy — upomniała go wsuwając kosmyk włosów za ucho. — Wtedy nie musiałbyś tu leżeć z gorączką i bólem głowy.

— Ale wtedy to ty byłabyś na moim miejscu — powiedział.

— Możesz już przestać być całkiem miły — uśmiechnęła się zadziornie.

— Widzisz co ze mną zrobiłaś? — uderzył w nią poduszką. Chwilę naprawdę zaczął się zastanawiać. Dlaczego od kiedy tylko zamienili pierwsze zdania bez kłótni, on stał się inny? Dostrzegał jaki był... normalny. Jak bardzo ta relacja go zmieniła.

— Pewnie żałujesz tej pechowej nocy kiedy coś kazało ci mnie przeprosić za wszystko, co? — powiedziała zgryźliwie, ale w formie żartu.

— Nie coś, tylko ktoś. Konkretniej ty — przypomniał jej i nastąpiła krótka cisza. — Nie żałuję — odparł spoglądając na nią. Jego szare oczy, niegdyś bez wyrazu, teraz wypełnione blaskiem i szczęściem. Jego usta kiedyś smagane obojętnością, teraz wykrzywione w olśniewającym uśmiechu.

Dziewczyna najbardziej lubiła go w takiej wersji, choć dotąd zdarzała się rzadko, nad czym zdecydowanie ubolewała. Od niedawna zrozumiała, że wiele znaczył dla niej ten uśmiech. Wiele znaczyło dla niej jego szczęście. I tylko może, wiele znaczył dla niej... on. 

~

Dzisiejszy rozdział, wiem, że nie jest wybitnty, ale chyba nie najgorszy. W każdym razie mam nadzieję, że choć trochę przyjemnie wam się go czytało. Jak zwykle podzielcie się opinią w komentarzach.

ps. ja też nie wiem czemu Draco liczył orangutany... Chyba potrzebuje specjalisty XDD

Pozdrawiam cieplutko i ściskam wasze rąsie🤠

I przy okazji bardzo bardzo wam dziękuję za ponad 3k odsłon!❤ Jestem niesamowicie wdzięczna i jednocześnie zdziwiona, jak wiele osób zajrzało do tej opowieści.

Ogień i Lód | Draco x Ginny |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz