TW: krew, śmierć, krew, różne ludzkie płyny, przemoc i... krew (jeśli ktoś nie lubi, to może ominąć pierwszą część rozdziału i zacząć od drugiej, po gwiazdkach)
a i #sorrynotsorry
Soobin zachowywał się dziwnie. Nie to, że normalnie tego nie robił, w końcu był człowiekiem, a oni zawsze są trochę dziwni. Ale nawet jak na ich standardy, wydawał się Yeonjunowi jakiś szalony. Inaczej nie potrafił tego określić.
Gdy młodszy chłopak prawie wpadł na niego na granicy, dysząc i mamrocząc coś pod nosem, Yeonjun był prawie pewien, że jakimś cudem magia wreszcie znalazła w nim ujście i poplątała mu zmysły.
Kiedyś, dawno temu, gdy ledwie sięgał do podłokietników przy tronie ojca, widział jak jeden z dworzan, który podobnie jak Soobin, dość późno zaczął magiczne dojrzewanie, wpadł w szał, gdy magia wreszcie znalazła w nim ujście.
To nie był przyjemny widok. Drgawki i rozbiegane spojrzenie były pierwszym symptomem, później było już o wiele, wiele gorzej, aż w końcu jego ciało nie było w stanie utrzymać w sobie magii i uległo dezintegracji.
Jednak im Soobin więcej mówił, tym bardziej Yeonjun upewniał się, że srogo się pomylił. Drżące ręce nie były symptomem choroby, chyba, że jakiejś ludzkiej, o której nie miał pojęcia. A rozbiegane spojrzenie było raczej spowodowane jakimś dziwnym zakłopotaniem, którego źródła Yeonjun nie potrafił wyjaśnić inaczej niż tym, że właśnie przepalił mu się jakiś zwój w mózgu.
Soobin wyglądał żałośnie i to nie w swój codzienny, niechlujny sposób, który powodował, że Yeonjun miał ochotę go opieprzyć.
Chłopak był smutny i przestraszony z jakiegoś powodu, jak zapłakany szczeniak. Jak mały kot, który ktoś porzucił przy śmietniku i Yeonjun miał ochotę wziąć go w ramiona, przycisnąć do siebie i już nie puszczać.
To była absolutnie przerażająca myśl, do której nie przyznałby się nawet na torturach, dlatego znalazł o wiele lepszą alternatywę dla swoich rąk. Zajął się zapinaniem kurtki chłopaka. Może zrobił to trochę za ciasno i Soobin wyglądał teraz jak przerośnięty bałwan, ale to było jedyne wyjście z sytuacji.
- Mówiłeś coś o granicy... zacząłeś - powiedział Soobin, gdy Yeonjun skończył i zaczęli brodzić w błocie, wracając do pozostałej trójki. Yeonjun nie musiał nawet patrzeć w ich stronę żeby stwierdzić, że pewnie są już ostro wkurwieni czekaniem na nich, bo trochę mu zeszło z zapinaniem soobinowej kurtki.
- Nieważne - Yeonjun pokręcił głową. - Wydawało mi się coś...tu kręci się tyle ludzi - omiótł wzrokiem okolicę. - Że nietrudno o pomyłkę. - dodał trochę ciszej, starannie stawiając kroki. Tu błoto nie było tak rzadkie jak zaraz przy samym lesie. Niezliczone odciski ludzkich stóp wydeptały polanę aż do warstwy skał i kamieni i gdzie nie spojrzał widział płytkie niecki wypełnione po brzegi mleczną, brązowawą breją.
Niby wszystko wyglądało normalnie, ale nie był w stanie pozbyć się wrażenia, że gdyby osuszył chociaż jedną z kałuż, na jej dnie dałoby się dojrzeć ślady, które niekoniecznie należały do człowieka. Może do lisa, albo niedźwiedzia. A może do czegoś jeszcze większego.
- Wyglądałeś tam dość poważnie - powiedział Soobin po dłuższej chwili, a Yeonjun był w stanie wydusić z siebie tylko mruknięcie, które nie do końca oznaczało, że się z nim nie zgadza. Zgadzał się, bo to była poważna sprawa i miał nadzieję, że to o czym właśnie myślał, było tylko wytworem jego wyobraźni.
- Ojciec by tego nie zrobił - wymruczał pod nosem sam do siebie, wciąż nie odrywając wzroku od trasy, którą szli. Czy to zagłębienie w wodzie wyglądało jak łapa? Zatrzymał się na chwilę, żeby się lepiej przyjrzeć. - Nie ważne, Soob - powiedział głośno i spojrzał ukradkiem na chłopaka. - Daleko ta świątynia? - spytał, zmieniając szybko temat.
CZYTASZ
✔Dream Chapter: Magic | TXT [Yeonbin]
Fanfiction[Skończone] Nikt nie wraca z Góry Zapomnienia. Tajemnic Ukrytych Ludzi, którzy na niej mieszkają strzeże gęsta mgła. Nikt nie odważyłby się przekroczyć granicy, którą wyznaczyła. Jednak pewnego dnia mgła znika i od tej chwili nic już nie jest takie...