28.03

344 53 54
                                    

Beomgyu był prawie pewien, że czuje krzyk potwora we własnych wnętrznościach. W mózgu, zębach a nawet sercu, które zaczęło bić mu tak szybko, jakby właśnie zszedł z rollercoastera w parku rozrywki. Cień zniknął z cichym piskiem, a Kai od razu upadł na ziemię. Na szczęście nadal był zupełnie żywy.

- Co tak długo? - wychrypiał i Beomgyu nieomal nie parsknął śmiechem, bo chłopak wydawał się autentycznie oburzony zachowaniem Yeonjuna.

Krew księcia skapywała mu z twarzy i Beomgyu przez krótką chwilę chciał nawet podać mu coś, czym mógłby ją wytrzeć, ale zimny deszcz padał dalej, skutecznie rozmazując brunatne strugi królewskiej krwi. Jeszcze kilka minut i cała ta krew spłynęła do kałuży, która formowała się u stóp Kaia.

Ta myśl była krótka i zaskakująca i zanim Beomgyu zdążył ją zarejestrować do końca, coś na kształt przeczucia ścisnęło go za żołądek. Wolno i z lekką obawą spojrzał w dół, na własny brzuch i kurtkę umazaną krwią Yeonjuna. Kurtka była wodoodporna, idealna na tak paskudną pogodę, ale była też dość śliska i... serce chłopaka zamarło na chwilę.

- O cholera - wyszeptał cicho sam do siebie, patrząc na czysty materiał. Spojrzał w bok na Soobina, który patrzył na coś przed sobą. Na wysokie drzewa obok domu Kaia, Górę Zapomnienia majaczącą gdzieś w oddali, a może siostrę Kaia, która krzyczała do nich, żeby przekroczyli granicę i schowali się w piwnicy, Beomgyu nie był tego pewien. Był za to pewien czegoś innego, jego kurtka była równie czysta.

Świst i najczarniejsza czerń, jaką Beomgyu widział kiedykolwiek, przecięła powietrze za jego plecami. Był to ułamek sekundy. A potem Soobin upadł na ziemię, on sam zrobił to samo i nawet nie dlatego, żeby ratować przyjaciela, ale dlatego, że czerń przyszła też i po niego. Nie zauważył jej w pierwszym momencie, bo był prawie pewien, że kolor, a właściwie jego brak, który widział przed sobą to zwykłe przewidzenie, cień, który rzucił ktoś, stając niefortunnie na linii ognisk i świateł zapalonych wokół domu Kaia. Miał nawet ochotę skomentować to na głos, ale nie zdołał.

Czerń wypełniła go bez ostrzeżenia. Czuł w ją płucach, które nie chciały pracować, na ustach i spuchniętym języku. Namnażała się błyskawicznie. Jak czarna dziura niszczyła wszystko, co znajduje się obok niej.

Beomgyu chciał się bronić przed nią, zrobić cokolwiek. Zdusić ją jakoś, rozdrapać, odepchnąć jak najdalej. Ale ta czerń, ta przerażająca, bezdenna pustka powoli wsysała go do środka, dokładnie tak samo jak ponury i wysoki las ich małe miasteczko w dolinie. Jego własne ręce były za wiotkie i zbyt słabe żeby się jej pozbyć.

Beomgyu czuł, jak czerń przemieszcza się dalej, w głąb jego ciała. Była pod jego paznokciami, pod skórą, która wydawała się dziwnie napięta i obrzmiała, szeptała mu wprost do ucha, nieznane mu słowa.

Kolory ginęły, dźwięki ucichły. Ta pustka, tak bardzo obca, tak... twarz Kaia była zaskoczeniem. I to w dodatku bolesnym, bo gdy Beomgyu zdążył zarejestrować, że to co widzi przed sobą, nie jest złudzeniem, upadł na ziemię bez żadnej amortyzacji. Młodszy chłopak stał nad nim z zakrwawionym sztyletem w ręce, a jego pociągłą twarz wykrzywiał brzydki grymas.

- Dzięki? - wydukał Beomgyu, ale brzmiało to bardziej jak pytanie, bo wciąż nie był pewien, co się właściwie stało. Miał wrażenie, że czas zwolnił na chwilę i jeszcze nie do końca przyśpieszył, a jego własny mózg nie chciał z nim wcale współpracować. Pamiętał pustkę, a potem ból, ale nie potrafił sobie przypomnieć, dlaczego w takiej właśnie kolejności. - Dullahan - powiedział tylko.

To miało nawet sens. Beomgyu jeszcze raz spojrzał na zakrwawiony sztylet, który młodszy chłopak ściskał w dłoni, a potem na brunatną kałużę wokół siebie, starając się połączyć wszystko w jedną, sensowną całość. Krwi było sporo i wciąż kapała z ostrza sztyletu.

- Czy ktoś jeszcze chce mnie dźgnąć? - wkurwionego krzyku Yeonjuna nie był w stanie zagłuszyć nawet wiatr. Dopiero wtedy Beomgyu go zauważył. Stał w niewielkiej odległości od Kaia i Taehyuna, a z jego ręki kapała krew. Widać było, że jest gotowy na walkę. Cały aż lśnił od magii, zbierał się w sobie, żeby rzucić zaklęcie.

- Yeonjun - tylko tyle wystarczyło, a książę zaraz był przy Soobinie, który podobnie jak Beomgyu leżał na mokrym asfalcie.

Demon króla musiał zaatakować i jego, bo wokół Soobina rozpościerała się gigantyczna kałuża brunatnej krwi. Kilka jej kropel spadło też na jego twarz. Beomgyu widział, jak Yeonjun klęka nad nim i bierze go w ramiona. Przyciska do siebie i trzyma. Tak długo i desperacko, że chłopak był prawie pewien, że słyszy chrzęst kości przyjaciela. Nie był pewien, czy wymyślił sobie ten krótki pocałunek złożony przez księcia, który wylądował na jego czole, ale modlił się żeby to była fantazja i omamy jego zmęczonego mózgu, bo naprawdę nie miał siły na Taehyuna i na to co zrobi jeśli to zobaczy. Nie miał siły tak naprawdę na nic i był nawet wdzięczny, że Kai podniósł go na równe nogi i, że on sam nie musi nawet nic robić, bo młodszy chłopak przejął inicjatywę i postanowił zająć się jego ciałem i ustawić je do pionu. Był mu za to dozgonnie wdzięczny.

- Co się dzieje? - spytał nieskładnie, łapiąc za pierwszą, lepszą rzecz, która wydawała mu się w miarę stabilna i która okazała się ramieniem Taehyuna.

- Kradniemy samochód - odparł chłopak błyskawicznie i lekko popchnął go w stronę auta, w którym jakimś cudem znajdował się już Soobin, chociaż jeszcze chwilę temu on i Yeonjun byli w zupełnie innym miejscu.

- Pożyczamy! - odkrzyknął skądś Kai, ale Beomgyu nie potrafił znaleźć go wzrokiem. Raptem w okolicy zaroiło się od ludzi, a właściwie to sióstr Kaia, które wraz ze światłem, które przyniosły, otoczyły ich z każdej strony.

- Właśnie, pożyczacie - zdenerwowany głos Jiu wybijał się pośród szumu deszczu. Beomgyu zdziwił się, widząc ją tak blisko siebie. - Jeśli coś stanie się mojej księżniczce...

- Księżniczce? - powtórzył za nią Beomgyu.

Głowa dziewczyny błyskawicznie obróciła się w jego kierunku. Jej długie włosy były do cna przemoknięte, a tusz, czy cokolwiek używała do makijażu spływał jej równie łatwo z twarzy jak wcześniej krew ze skóry Kaia. Wyglądała na przestraszoną, ale też zdeterminowaną co chłopak zauważył od razu.

- Mój samochód - powiedziała wolno i wcisnęła kluczyki do ręki Beomgyu.

- Ja to wezmę - odezwał się Soobin, wychylając się z auta. Wyglądał o wiele lepiej i chyba czuł się o niebo lepiej niż sam Beomgyu. Widać to było w jego ruchach. Energię i dziwne skupienie, czego chłopak nie potrafił powiedzieć o sobie. Po chwili silnik potwornego samochodu Jiu zaburczał głośno, a samo auto podskoczyło aż do góry, gdy Soobin dodał lekko gazu. Beomgyu nawet nie wiedział, kiedy Taehyun wepchnął go do środka i zatrzasnął za nim drzwi.

a/n: ja wiem, ze miało byc jutro ale... mimiruki666 jest źle, więc wstawiam wcześniej c:

✔Dream Chapter: Magic | TXT [Yeonbin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz