28.05

381 57 63
                                    

Zapach magii czuć było w całym lesie, co nie było aż takie niezwykłe. W końcu znajdowali się w królestwie należącym do jego ojca, ale mimo tej świadomości Yeonjun nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak.

Las wciąż był lasem, mimo że rośliny w nim żyjące potrzebowały do swojego istnienia linii mocy i Ukrytych Ludzi, którzy będą się nim opiekować, wciąż powinien pachnieć jak to, co żyje.

Teraz las pachniał śmiercią.

Soobin chyba też czuł tę różnicę, bo co chwila zatrzymywał się i rozglądał dookoła, a jego drżące palce zaciskały się mocniej na yeonjunowej dłoni. Nie wyglądał na zestresowanego, raczej niepewnego. I im głębiej zapuszczali się w leśną gęstwinę, tym mocniej wydawał się rozkojarzony, jakby zdawał sobie sprawę, że coś się zmieniło, ale nie wiedział, co to oznacza.

Ścieżka, którą szli od jakiegoś czasu, poszerzała się. Była to subtelna różnica, ale Yeonjun nie potrafił jej nie zauważyć. Ścieżka nie była już tylko zbitymi kępami mchu, na których ledwie mieścił się jeden człowiek. Zaczęła przypominać drogę, zwłaszcza że gdzieniegdzie widać było resztki traktu, który łączył setki lat temu Brugh z miastem w dolinie. Traktu, który został zniszczony dziesiątki lat temu. Ktoś, kto był tu przed nimi otworzył drogę do Brugh.

Magia w tym miejscu była tak gęsta, tak słodka, że aż drapało w przełyku. Yeonjun ledwie powstrzymywał się przed kaszlem, który powoli zbierał się w jego gardle.

Ktoś używał tu magii, złej magii i to całkiem niedawno. Był tego bardziej niż pewien.

Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jego głowie, dostrzegł jakiś ruch w prześwicie między gęstymi krzewami, które stały im na drodze.

Na początku nie był pewien, czy nie jest to złudzenie. W końcu byli w lesie, a ruch nie jest w nim czymś niezwykłym. Jednak właśnie wtedy, gdy próbował sobie zracjonalizować to, co widział, wysoka postać o ciemnych, kręconych włosach zrobiła krok w tył, a wraz z nią ta trochę niższa, odziana w najbardziej błyszczącą, srebrną zbroję, jaką Yeonjun kiedykolwiek widział. Zbroja wydawała się płonąć, oddając światło, które emitował wysoki dąb stojący pośrodku ścieżki.

Yeonjun nie widział twarzy postaci, tak naprawdę dostrzegał tylko jej zarys, bo zbroja była za jasna, by cokolwiek zobaczyć. Postać szła dalej, w ciemność. Tam, gdzie znajdowały się schody prowadzące na kolejny poziom, za którym zaczynał się już labirynt, który wił się aż do bram miasta.

Światło, które odbijała zbroja, zgasło gwałtownie, za co Yeonjun był wdzięczny, bo wreszcie był w stanie rozróżnić szczegóły i policzyć osoby, do których się zbliżali.

Pod drzewem zgromadziły się trzy postacie; jedna była lekko pochylona, stała do nich plecami, ale chłopak nie był w stanie powiedzieć o niej nic więcej. Kolejna była na pewno mężczyzną. Dopiero teraz Yeonjun dostrzegł jego strój i musiał przyznać, że był nim trochę zdziwiony. To, co wcześniej brał za skórzany dublet z wysokim kołnierzem, okazało się jak najbardziej ludzką skórzaną kurtką, która nijak nie pasowała do stroju, który nosił jego uzbrojony towarzysz. Kontrast był tak wielki, że chłopak nie omal nie parsknął na głos śmiechem. To była jakaś dziwna zbieranina, zgraja nie lepsza od ich własnej piątki. Obawy, które Yeonjun miał w pierwszym momencie, prysły w jednej sekundzie.

Nie mogli być niebezpieczni. Tak kolorowa i cudaczna ferajna nie mogła mieć złych zamiarów. Chciał nawet powiedzieć o tym na głos, ale właśnie wtedy Soobin zadał pytanie.

- Yeonjun, czy to...- urwał. I wtedy postać w zbroi poruszyła się. Słabe promienie słońca przebijające się przez gęstwinę jaru, w którym się znajdowali, obmyły na moment jej twarz i Yeonjun aż zachłysnął się powietrzem, rozpoznając jej właściciela.

✔Dream Chapter: Magic | TXT [Yeonbin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz