Gdyby nie interwencja Beomgyu, Taehyun zginąłby w męczarniach. Yeonjun nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Nie wątpił też w to, że po zamordowaniu chłopaka nie miałby żadnych wyrzutów sumienia i koszmarów, takich jakie nawiedzały go prawie każdej nocy odkąd zginął Strażnik Mgły.
Taehyun zasługiwał na śmierć i już nawet nie dlatego, że był mendą, ale dlatego, że był upierdliwą mendą, która siała strach i panikę i miała sto tysięcy pojebanych teorii, które nie trzymały się faktów i kupy. Niestety, Yeonjun wiedział również, że Soobin z jakiegoś dziwnego powodu lubił tego małego psychopatę i gdyby zrobił to, co chciał zrobić od dawna, ich związek mógł się rozpaść szybciej niż się zaczął. O ile się zaczął, bo tego Yeonjun też właściwie nie był do końca pewien.
Żeby jednak nie pogarszać swojej sytuacji, musiał teraz spokojnie wysłuchiwać kolejnych oskarżeń, które padały pod jego imieniem i ćwiczyć głębokie oddechy, starając się ignorować Taehyuna, chociaż musiał przyznać, że jego nowo uwolniona moc nie bardzo chciała się go słuchać. Gdyby tylko na moment stracił koncentrację, Taehyunowi mogłoby przydarzyć się coś niezbyt miłego.
- To ty mnie posłuchaj, Soobin - szepnął wyjątkowo głośno i niedyskretnie Taehyun, łapiąc starszego chłopaka za przedramię. Obaj stali w najdalszym kącie salonu, a Yeonjun, Kai i Beomgyu obserwowali ich z bezpiecznej odległości korytarza, udając, że absolutnie tego nie robią. - Nie możesz go tak po prostu... uwolnić - Soobin westchnął głośno i coś odpowiedział niewyraźnie, ale Yeonjun nie wyłapał jego słów. Zginęły w szumie wiatru za oknem.
- Jesteś pewien, że Jinowi i Yoongiemu grozi niebezpieczeństwo i musimy tam iść? - spytał Kai po raz kolejny w przeciągu ostatnich pięciu minut.
- Jest pewien - odparł za niego Beomgyu, z wyraźną agresją w głosie. Yeonjun miał wrażenie, że musiało go coś ominąć. Jakaś ważna konwersacja, której raczej na pewno nie był świadkiem, bo inaczej zapamiętałby to napięcie, które czuł pomiędzy chłopakami.
Kai, który zazwyczaj był wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do wszelkich przygód, wydawał mu się dziś spokojny i dziwnie wyprany z emocji, co totalnie nie pasowało do jego charakteru. Co chwila uciekał gdzieś wzrokiem i widać było, że ma jakieś przemyślenia, o których nie chciał mówić na głos.
- Może powinniśmy przeczekać tę burzę - powiedział niepewnie i w dodatku tak cicho, że w pierwszym momencie Yeonjun pomyślał, że musiał się przesłyszeć. Beomgyu spojrzał na niego, gwałtownie podnosząc głowę znad komórki, którą próbował uruchomić od dobrych kilku minut. Magiczna burza, która rozpętała się nad miastem wraz z nadejściem Dullahan nie pozwalała na to i chociaż Yeonjun wytłumaczył mu już kilka razy, chłopak wciąż próbował skontaktować się z rodzicami.
- Myślałem, że jesteś mądrzejszy - tym razem to Beomgyu ściszył głos. Yeonjun aż się skrzywił, bo nie był pewien, czy będzie w stanie śledzić, dwie szeptane kłótnie naraz.
- O co ci chodzi? - zdziwił się Kai, wbijając od razu ręce do kieszeni kurtki. Widać było, że się denerwuje.
Yeonjun był nawet dumny z tego, że od razu to wyłapał. Niemagiczni i ich zachowania czasami naprawdę potrafili być fascynujący. Tak łatwo dało się z nich czytać, jeśli już wiadomo było, na co patrzeć i na co zwracać uwagę. Na przykład taki Soobin. Chłopak też się denerwował. Jego zaciśnięte w pięści ręce powiedziały Yeonjunowi więcej niż szybkie, pełne otuchy, spojrzenia, które posyłał co jakiś czas w stronę korytarza.
- Biczujesz się - odparł spokojnie Beomgyu, wkładając komórkę do kieszeni kurtki. - Obwiniasz się za to, co się stało wczoraj, a może nawet i o to, co zaczęło się dziać, odkąd wpadłeś na pomysł, żeby iść na Górę Zapomnienia - mówił dalej tak samo spokojnym tonem. - A teraz... boisz się cokolwiek zrobić, bo myślisz, że jeśli coś zrobisz to wszystko spierdoli się jeszcze bardziej.
CZYTASZ
✔Dream Chapter: Magic | TXT [Yeonbin]
Fanfiction[Skończone] Nikt nie wraca z Góry Zapomnienia. Tajemnic Ukrytych Ludzi, którzy na niej mieszkają strzeże gęsta mgła. Nikt nie odważyłby się przekroczyć granicy, którą wyznaczyła. Jednak pewnego dnia mgła znika i od tej chwili nic już nie jest takie...