29

462 59 122
                                    

a/n: ok late ale /tw krew

Yeonjun nie musiał nawet rzucać zaklęcia, żeby wiedzieć, gdzie jest jego ojciec. Magia prowadziła go do niego przez las jak na smyczy i nawet gdyby chciał zatrzymać się chociaż na chwilę, to i tak nie miałby szans, żeby z nią wygrać.

Słowa Soobina niosły w sobie zbyt dużo emocji i bólu, by można było zignorować jego rozkaz i rozbić klątwę, którą rzucił na Yeonjuna. Chłopak wciąż jednak miał nadzieję.

W desperacji, gdy jego własne zdradliwe nogi, niosły go coraz wyżej i wyżej w stronę Brugh, próbował posłać w świat zaklęcie. I to nie takie z rodzaju życzeń, delikatnych i frywolnych, pachnących świeżo skoszoną trawą i słońcem, które tak naprawdę robiły wrażenie tylko na zwykłych ludziach. Taka magia nie wygrałaby z potężnym rozkazem Soobina.

Yeonjun potrzebował czegoś większego, mocniejszego. Czegoś, co było równie pełne cierpienia i bólu, co słowa młodszego chłopaka. Pustki, która pochłaniała wszystko na swojej drodze.

Chłopak starał się skupić na magii, którą czuł w sobie, na liniach mocy, które czuł pod stopami. Nie mógł co prawda ich dotknąć, sięgnąć w ich głąb i złapać ich srebrne, mocne światło, które dawało jego własnej magii cel, ale był dobry w wizualizacji. Zamknął oczy i skoncentrował się na otaczających go dźwiękach; na szeleście liści, na grzmotach dochodzących gdzieś z oddali, a także na bólu, który czuł w klatce piersiowej, na wszystkim co był w stanie nazwać i poczuć. To nie powinno się udać, ale ciepło wypełniło go dość szybko i Yeonjun z zaskoczeniem stwierdził, że jest w stanie rzucić czar. Był tym tak zdziwiony, że nie przemyślał tego do końca i magia uczepiła się pierwszej rzeczy, która pojawiła się w jego głowie.

- O nie...- jęknął, widząc jak złoty pył, który pokrył jego ręce, rozprasza się na wietrze, a potem wsiąka gdzieś w ścieżkę za nim.

Nie wiedział dlaczego, ale imię Balora, było pierwszym, które wypełniło jego głowę. Magia złapała je i pomknęła dalej, nie bacząc na to, jakie intencje miał Yeonjun. Chłopak nawet nie był pewien co zaklęcie, które wymamrotał bezwiednie pod nosem, oznaczało i co się właściwie stanie. Musiał je gdzieś kiedyś przeczytać, zapamiętać i zapomnieć, a teraz powróciło, pieczętując swoje zamiary z imieniem jego wiernego towarzysza, który powinien przebywać zagrzebany w jakiejś ciemnej jamie w puszczy, którą Yeonjun właśnie zostawiał ze sobą.

Był już tak blisko domu. Już widział białe wieże połyskujące w świetle mętnego, nijakiego słońca. Czekał go tylko jeszcze labirynt i żmudne przedzieranie się przez rosnące w nim hortensje i czarne róże, których długie kolce zostawiały na ciele bolesne rany, gojące się nawet latami.

Magia popchnęła go pod ostatni, wysoki skalny próg. Wykończony złapał się, wciąż drżącymi palcami, ostrej półki ciemnego granitu, podciągając się do góry. Prawie od razu upadł na twarz, na śnieżnobiałą drogę, która wiła się serpentynami aż na sam czubek Góry Zapomnienia.

- Cholera...- wymruczał pod nosem, masując obite łokcie. Wstał wolno. Zaklęcie musiało przestać działać, bo wreszcie sam z siebie mógł wykonać krok i to w kierunku, jaki sam wybrał. Radość nie trwała jednak długo. - O... nie. Nie, nie, nie! - teraz prawie krzyczał, gdy magiczna siła pociągnęła go znowu i to w kierunku, którego się nie spodziewał. Prowadziła go w dół białej drogi, w stronę dzikiej puszczy i samego centrum magii, gdzie nigdy sam z siebie się nie zapuszczał.

To, co mieszkało w jej głębi, było zbyt nieznane, prastare i tylko ci, którzy byli naprawdę pewni swoich możliwości i odwagi, a według samego Yeonjuna głupoty, udawali się w te rejony. Chłopak nie należał do żadnej z tych kategorii.

✔Dream Chapter: Magic | TXT [Yeonbin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz