8. Świat Charlotte Lafayette

953 109 182
                                    

Pchnęła wielkie, czarne drzwi, stawiając pierwszy krok na twardej płycie. Rozejrzała się dookoła, dostrzegając schody prowadzące na piętro. Już miała zmierzać w ich kierunku, jednak odwróciła się w stronę wyjścia, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie.

Col z całego serca nie chciał tam wchodzić. Czuł, jakby miał znaleźć się w jaskini lwa. Jakby samo unikanie policji było nudnym zajęciem, postanowił zadawać się z Charlotte, która była prawnikiem. Stali po przeciwnych stronach barykady. Znając jego niefart, kwestią czasu było, aż nieciekawe informacje z jego życia się wydadzą i będzie miał problemy. Nie bez powodu unikał pilnujących porządku i prawa.

     – Nie mogę poczekać na zewnątrz? – Jego głos zabrzmiał żałośnie, przez co odchrząknął. – Ciesz się chwilą.

     – Nie wygłupiaj się – zaśmiała się, łapiąc go za nadgarstek i wciągając do wnętrza budynku, w którym panował półmrok.

     – Jeśli chciałaś być ze mną sam na sam w ciemnym miejscu, wystarczyło powiedzieć, mam piwnicę – zażartował, słysząc po chwili cichy śmiech.

     – Marzenie – zawołała wesoło, kierując się w stronę schodów.

Czuł, jakby balansował na krawędzi dwóch rzeczywistości. Cały czas czuł się spięty i niepewny, jednocześnie ciesząc się z obecności Char, a nawet co jakiś czas rzucając nieprzyzwoitymi żartami. Bał się i czuł bezpieczny. Miał ochotę uciekać, jak i zostać dłużej. Te dwie rzeczywistości nakładały się na siebie, tworząc to, czego doświadczał.

Musiał być blisko niej. Musiał pilnować, aby być pewnym o swoje życie. Swoje, Amelie, a nawet Nolana. Charlotte była tak roztrzepaną istotą, że był pod wrażeniem pracy, jaką wykonuje, a również faktu, że dożyła dwudziestego szóstego roku życia. Miała chyba pierdolonego anioła stróża.

Kiedy weszli na ostatni stopień, spojrzeli przed siebie, widząc wielkie, białe drzwi. Kobieta bez zastanowienia otworzyła je, wchodząc do środka. Stanęła w miejscu, widząc przed sobą Madelyn, walczącą z ekspresem do kawy. Mruczała coś cicho pod nosem, naciskając po kolei przyciski na maszynie. Na dźwięk otwierania drzwi, odwróciła się w ich stronę, dostrzegając nowych gości,

     – Charlotte? – Bardziej spytała, niż stwierdziła i podeszła do przyjaciółki, zostawiając w spokoju ekspres. – Co tu robisz?

Lotty nie siliła się na słowa. Po prostu wyciągnęła z torebki kartkę i podała ją ciemnowłosej z dumą. Maddy dłuższą chwilę zapoznawała się z treścią listu, ostatecznie zerkając na dwa podpisy niżej.

     – Partner? – sapnęła cicho, marszcząc brwi.

     – Colton, długa historia, miło poznać – odezwał się nerwowo chłopak.

Dopiero teraz zobaczyła, że Char nie przyszła sama. Stał za nią wysoki szatyn, przyglądając się jej niepewnie. Kojarzyła go, jednak miała do czynienia z tyloma ludźmi, że zaczynali jej się oni mieszać.

     – Madelyn – odpowiedziała, uśmiechając się lekko.

Czyli to słynna Madelyn, twórczyni kontrowersyjnych paragrafów i inicjatorka nielegalnych zatrzymań, pomyślał Col, odpowiadając uśmiechem.

     – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wrócisz. Sheperd zaczyna zachodzić mi za skórę twoją nieobecnością, coś strasznego. – Objęła dziewczynę ramieniem, ruszając w głąb pomieszczenia. – Skąd ty go wytrzasnęłaś? Ciacho – szepnęła do blondynki, jednak nie były wystarczająco daleko.

Na twarzy Coltona pojawił się delikatny uśmiech, który starał się ukryć. Zajął miejsce w fotelu pod oknem, biorąc ze stolika przypadkowy magazyn prawniczy, postanawiając zaczekać. Maddy zaprowadziła Charlotte przed kolejne, wielkie drzwi, w które zapukała. Po chwili po prostu je otworzyła, patrząc z niekrytą radością na szefową.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz