12. Świętej Lafayette spadła aureola

926 111 186
                                    

Obudziło go jasne światło. Jęknął pod nosem, zakrywając twarz poduszką. Ponownie nastąpiła ciemność, dostarczając chłopakowi uczucie ulgi. Odchrząknął, czując suchość w ustach. Powoli usiadł na łóżku, czując, jak jego głowa wybucha. Przyłożył do niej dłoń, delikatnie rozmasowując skronie. Czuł, jakby umierał. Spojrzał zdezorientowany na swoje dłonie, czując, że nie może rozłożyć palców. Wszystko stało się jasne, kiedy dostrzegł biały materiał, dokładnie owinięty wokół jego dłoni. Wspomnienia dnia wcześniejszego powróciły, powodując na jego twarzy grymas. Chyba spieprzył sprawę jeszcze bardziej, niż do tej pory.

Kiedy zszedł na dół, o mało nie spadając ze schodów, napotkał karcący wzrok Amelie. Dziewczyna siedziała w salonie przy maszynie do szycia i wyraźnie oddawała się swojej pasji do momentu pojawienia się brata.

     – Hej – mruknął, opierając się o framugę drzwi.

     – Jestem na ciebie wściekła – oznajmiła, zakładając ręce na piersi i przyglądając się jego zmęczonej twarzy. – Ugotowałam rosół, jest w kuchni. Ale nadal jestem na ciebie wściekła.

Szatyn uśmiechnął się pod nosem, kiwając głową. Był pewien, że Mel nie odpuści łatwo, jednak jej miłosierna strona wygrała, co było i dla niego zwycięstwem. Kiedy dziewczyna ponownie włączyła maszynę, westchnął cicho i ruszył w stronę kuchni. Zatrzymał się jednak w połowie drogi, zmieniając kierunek. Przeszedł przez drzwi wejściowe, stając na podjeździe.

Zmrużył lekko oczy, chroniąc je tym samym przed słońcem. Podniósł z parapetu opakowanie papierosów, w którym znajdowała się również zapalniczka i odpalił jednego, od razu zaciągając się dymem. Poczuł niewyobrażalną ulgę, jakby dotychczasowy ciężar, ulokowany w klatce piersiowej, zniknął. Wyciągnął się lekko, biorąc głęboki wdech świeżego powietrza.

     – Żyjesz. – Usłyszał głos, na który delikatnie drgnął. Spojrzał w stronę garażu, z którego wyszedł Nolan. Przyglądał mu się sceptycznym wzrokiem, wycierając ręce w kawałek materiału.

     – Podejrzewam, że cudem – odpowiedział, odwracając głowę i unikając pojedynku na spojrzenia z przyjacielem. Nie musiał słuchać, że spierdolił, wiedział o tym doskonale. Teraz najważniejsze było doprowadzić się do stanu funkcjonowania i wymyślić, jak naprawić sytuację.

     – Jak ręce? – Nolan ciągnął temat dalej. Col spojrzał na swoje dłonie, wzruszając ramionami.

     – Zagoi się.

     – To powiesz Loli, gdy zobaczysz jej szyję? – To był zarzut, który wyczuł od razu. Spojrzał udręczonym wzrokiem na przyjaciela, wzdychając głośno.

     – Nie chciałem tego – mruknął cicho.

     – Ona pewnie też nie. – Nolan nie odpuszczał. Pokręcił głową, wpatrując się w Coltona. – Tego to żadne kwiaty nie naprawią.

I zniknął w garażu. Szatyn przymknął oczy, przeklinając pod nosem. Nolan miał rację. Znowu. Działo się coś, czego nie rozumiał. Patrząc na Charlotte, w głowie widział jej przerażony wzrok. Nawet kiedy się śmiała, widział zielone oczy, pełne strachu i paniki, które widział podczas wypadku. Za każdym razem, gdy jej pomagał, liczył, że ten obraz zniknie z jego głowy, jednak ten nawet nie bladł.

Usiadł na trawie, opierając się plecami o zimną ścianę budynku. Spojrzał przed siebie, rozmyślając nad rozwiązaniem sytuacji, do której doprowadził. Po chwili na jego twarz wpełzł słaby uśmiech, kiedy w głowie pojawił się pomysł. To nie mogło nie zadziałać.

***

Przerzuciła kolejną stronę umowy, sprawdzając jej zgodność. Od samego rana zajmowała się dokumentacją dla Sheperd, która usilnie starała się trzymać ją z dala od ważnych spraw. Zapowiadało się, że nie doczeka się szybko sprawy pro bono, którą jej obiecano. Irytowało ją to strasznie, jednak w tym momencie nie chciała narzekać. Dostała jakieś zajęcie, które zajmowało jej nadmiar czasu, co już było sukcesem.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz