27. Idźcie do diabła

698 70 74
                                    

Charlotte stanęła przed lustrem, poprawiając marszczenie na spódnicy. Wzięła głęboki oddech, stwierdzając, że wszystko jest gotowe. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Musiała prezentować się idealnie, by swoim pewnym wyglądem utrzeć nosa prokuraturze.

To dzień dzisiejszy miał zaważyć o sprawie Amelie, którą Sheperd wciągnęła w karuzelę sądową. W tym wypadku Mel miała mało do stracenia, a mogła dużo wygrać. To ona w tej sytuacji była ofiarą i istniała niemal stuprocentowa pewność, że nikt nie będzie jej atakował.

Wyszła z mieszkania, zabierając po drodze teczkę i skierowała się w stronę miasta. Musiała przyznać sama przed sobą, że się stresowała. Dawno nie odczuwała tego jednak w tak dużym stopniu, jak teraz.

Stres o przyszłość Amelie nie był czymś niezwykłym. Po długiej rozmowie, którą odbyły w kawiarni podczas zakupów, Char postrzegała wszystko w innym świetle. Młodsza siostra Coltona zmieniła się w jej głowie w silną kobietę, która wiedziała, czego chce od świata, jednak poczucie wdzięczności zamykało ją w klatce w domu Coltona. Potrzebowała tej wygranej, jak i środków z niej wynikających. Mogłaby zacząć życie, gdziekolwiek by zechciała.

Kiedy zaparkowała pod sądem, wzięła ostatni, głęboki oddech i wysiadła, przyglądając się masywnej budowli. To tylko kolejna sprawa, którą musiała wygrać. Z podniesioną do góry głową ruszyła w kierunku wejścia, zwalniając jednak, gdy przed drzwiami dostrzegła osobę, której nie miała okazji widzieć długi czas. Zacisnęła szczękę, wchodząc po kilku schodkach i stając na równi z mężczyzną.

Wyglądał, jakby jej widok nie sprawił na nim wrażenia. Opierał się o ścianę i mierzył ją wzrokiem przez całą drogę, jaką pokonała od wyjścia z auta. Kiedy już miała otworzyć drzwi budynku, zatrzymał ją głos.

     – Torres ma propozycję.

Słowa Olivera wypełniły ciszę dookoła. Od razu odwróciła się w jego stronę, puszczając klamkę. Z zaciętą miną pokonała odległość, która ich dzieliła i stanęła przed nim, podnosząc brew.

     – I wysłała do jej przekazania swojego wiernego posłańca? – zapytała, nie kryjąc rozbawienia, które wywołały słowa mężczyzny. Odbił się od ściany, stając naprzeciwko niej.

     – Dzięki temu jestem objęty ochroną, Charlotte. Dziwne rzeczy zaczynają dziać się w tym mieście. Ruphus znowu widziany był w Prescott. – Zamilkł, widząc, że kobieta nie ma pojęcia, o kim mówi. – Kilka miesięcy przed twoim wypadkiem, po wielu latach, udało nam się go zamknąć. Mieszał narkotyki jak przyprawy i rozpowszechniał to gówno na dużą skalę. Ostatnio znajdujemy w zaułkach ludzi, którzy są w podobnym stanie jak osoby, które jeszcze kilka miesięcy temu zaopatrywały się u tego skurwysyna. Nie ma żadnych informacji o jego ucieczce, ale jeśli naprawdę uciekł, pewnie to ukrywają, by nie siać paniki. Jednak to nie oznacza nic dobrego ani dla mnie, ani dla ciebie, Charlotte.

     – Dla mnie? – mruknęła zdezorientowana, całkiem nie rozumiejąc, co ona ma wspólnego z handlarzem narkotyków.

Oliver westchnął ciężko, rozglądając się dookoła, jakby szukał właściwych słów. Wyglądał na naprawdę poruszonego, co w ich sytuacji i relacji wydawało się jej nieco dziwne. Ostatecznie jednak mężczyzna znowu skupił wzrok na niej, nie odrywając go ani na chwilę.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz