13. Pocałowałem ją

887 108 208
                                    

W pośpiechu nawet nie zdążyła zjeść śniadania. Wypiła tylko pół kawy, łapiąc za teczkę pełną dokumentów i wyszła z mieszkania, szybko zamykając drzwi na klucz. Powinna znajdować się w kancelarii i oddawać właśnie dokumenty Penelope. Swoje spóźnienie mogła zwalić na wydarzenie sprzed dwóch dni, którego wspomnienie zmywało jej sen z powiek.

Pocałował ją. A ona, jak ostatnia kretynka, stała i nic nie zrobiła. Wtedy nie miała pojęcia, jak się zachować. W najśmielszych snach nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Niewinnymi żartami Colton uratował sytuację, którą ona zepsuła. Mogła powiedzieć cokolwiek. Mogła zrobić cokolwiek. A tylko stała i patrzyła.

Wsiadła do auta, odkładając teczkę na siedzenie obok. Spojrzała na zegarek i doszła do wniosku, że od dziesięciu minut powinna być w kancelarii. Nie było już sensu się spieszyć. Lepiej spóźnić się konkretnie, aby wyglądało, że coś naprawdę ją zatrzymało, zamiast przyjechać kilka minut za późno. Wtedy zawsze wygląda to tak, jakby ktoś chciał zdążyć na daną godzinę, a jednak nie dał rady. Pierwsza opcja brzmiała zdecydowanie lepiej.

Wzięła telefon do ręki, wchodząc w wiadomości. Już wcześniej ją widziała, jednak nie miała chwili, aby odpisać. Wstrzymała powietrze, wczytując się w tekst.

Od: Colton
Kolacja o siódmej. Amelie zaprasza.

Zagryzła lekko wnętrze policzka, nie pozwalając tym samym, aby uśmiech pojawił się na jej twarzy. Bo co ona tak naprawdę wyprawiała? Sama nie wiedziała. Po chwili jednak postanowiła odpisać.

Do: Colton
Zaprasza Amelie czy ty?

Niewiele mogła stracić tym pytaniem. Czuła potrzebę zrehabilitowania się za ostatnie wydarzenie. Westchnęła cicho, wyjeżdżając z parkingu i kierując się w stronę głównej ulicy. Najpierw obowiązki, potem przyjemności.

Mimo wszystko w głowie plątały jej się różne myśli. Nie poznawała samej siebie, co było dla niej niekomfortowe. Nie wiedziała, czy była taka przez ostatnie lata, czy dopiero po wypadku i mocnym uderzeniu w głowę, coś jej się pozmieniało. Skupiła się na drodze, już po chwili znajdując się pod kancelarią. Bez pośpiechu weszła na górę, od razu kierując się w stronę gabinetu Penelope. Miała jeszcze jedną sprawę do załatwienia.

     – Ciągle czekam na sprawę pro-bono – powiedziała na wstępie, zamykając za sobą drzwi. Sheperd oderwała wzrok od sterty dokumentów, przyglądając się dziewczynie przez kilka sekund. Zdjęła okulary, biorąc głęboki oddech.

     – Cały czas szukam czegoś dla ciebie – usłyszała w odpowiedzi, przez co mało nie przewróciła oczami.

     – Czegoś dla mnie, czyli czego? Kolejka takich spraw nigdy się nie kończy, a ja od długiego czasu siedzę w domu z papierologią, czekając na zbawienie. – Była zirytowana. Cała ta sytuacja naprawdę zaczęła się przeciągać, przez co jej zdenerwowanie narastało.

     – Lafayette! – Upomniała ją karcącym głosem, jednak Charlotte doskonale wiedziała, że miała rację. Nie chciała dać jej żadnej sprawy. Nie rozumiała tylko, czy nie ufała jej zdrowiu, czy kompetencjom.

     – Po co trzymacie mnie tu jako adwokata, skoro tak naprawdę robię za sekretarkę – mruknęła, odkładając plik kartek, które przywiozła. – Nie taka była umowa.

Nastała chwila ciszy. Charlotte nie miała zamiaru odpuścić. Nie po to wyrzekała się życia podczas studiów, aby teraz nie korzystać z wiedzy, jaką zdobyła. Szczególnie, że prokuratura traktowała ją poważnie. Kwestią kilku dokumentów było przeniesienie. Nie chciała tego, jednak dużo bardziej pasowała jej praca dla drugiej strony, niż praca sekretarki.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz