7. Z chęcią po niego zadzwonię

1K 115 243
                                    

Nie potrafiła. Przez cały tydzień nie potrafiła znaleźć w sobie siły, aby zadzwonić do Olivera. Nie wiedziała, co miała mu powiedzieć. Że jej przykro? Skłamałaby. Zataił przed nią tak ważne informacje na temat ich relacji. Wyrzucenie go z mieszkania było odpowiednim ruchem. To ona powinna oczekiwać przeprosin. Wpadł bez zapowiedzi, obraził ją i Coltona, usprawiedliwiając się swoim uczuciem, które zatajał, choć wiedziała o nim przed utratą pamięci.

Westchnęła cicho, kierując się w stronę kliniki. Drugie podejście. Musiała wrócić do pracy, bardzo tego potrzebowała. Siedzenie i nudzenie się zaczynało doprowadzać ją do szału. W ciągu tych kilku dni posprzątała mieszkanie tak, że żaden kurz nie śmiał jej tego zniszczyć i się w nim pojawić.

     – Panna Lafayette – usłyszała swoje nazwisko, co wyrwało ją z zamyślenia. Spojrzała na kobietę, która przyglądała się jej z lekkim uśmiechem.

Tak, to ja. Jeszcze raz ja, pomyślała, wstając. Jeśli przez te kilkadziesiąt minut nie zwariuje i będzie trzymała język za zębami w odpowiednich momentach, będzie mogła uznać spotkanie za sukces.

Usiadła w fotelu, odkładając torebkę obok siebie. Przywołała na twarz uśmiech, choć miała ochotę zacisnąć usta w prostą linię i obserwowała, jak kobieta siada naprzeciwko niej. Coraz bardziej docierało do niej, że popełnia błąd. Cholerny błąd.

     – Zanim zaczniemy – odezwała się, robiąc krótką przerwę. – Obejmuje panią tajemnica lekarska?

Wolała się upewnić. Nic, co powie, nie powinno wyjść z tego pomieszczenia,

     – Coś w tym stylu – odpowiedziała kobieta, przez co Charlotte się skrzywiła.

     – Czyli tak, czy nie? – Oczekiwała prostej odpowiedzi. Musiała wiedzieć, co w takim wypadku mówić. Psycholog spojrzała na nią podejrzanym wzrokiem, marszcząc lekko brwi.

     – Tak – usłyszała odpowiedź, na co mimowolnie się uśmiechnęła.

Genialnie.

     – Więc zaczynajmy.

Całe spotkanie mijało w swoim tempie. Jednak Charlotte zależało tylko na pozytywnej opinii. Wiedziała, jakie warunki powinna spełniać, aby ją dostać.

     – Czyli podsumowując, ma pani dwie bliskie osoby, które przez cały czas pomagają i wspierają. – Spojrzała na Char, aby się upewnić, na co kobieta przytaknęła. – Jak i również partnera, który zapewnia poczucie bezpieczeństwa i stara się być przy pani w każdym momencie.

Ha! Nie.

     – Dokładnie tak. – Blondynka uśmiechnęła się, nie kryjąc zadowolenia. Warunek pierwszy, czyli wsparcie w życiu prywatnym, spełniony nienagannie. – Wszystko się zgadza.

     – Właśnie coś się nie zgadza. – Starsza kobieta zdjęła okulary i potarła oko. – Odnoszę wrażenie, że nie mówi pani prawdy.

Charlotte zacisnęła szczękę, przeklinając w głowie nieskończenie wiele razy. Mimo wszystko utrzymywała na twarzy uśmiech. Założyła nogę na nogę, opierając splecione dłonie na kolanie.

     – Zarzuca pani pacjentce kłamstwo? – spytała spokojnym głosem, przekrzywiając lekko głowę.

     – Obie znamy najróżniejsze taktyki manipulacji – westchnęła, nie przerywając wpatrywania się w twarz pacjentki. – Jeśli miałabym wystawić pozytywną opinię, potrzebujesz poręczyciela.

Poręczyciela. Stawiała jej cholerne warunki. Nie dość, że musiała tu z nią siedzieć, to jeszcze chciała wkręcić w to dodatkowo kogoś innego.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz