28. Kilka minut

637 71 82
                                    

Po raz kolejny przewróciła się na drugi bok, wzdychając cicho. Czuła się niesamowicie rozpalona, co wskazywało na naprawdę wysoką gorączkę, z którą walczył jej organizm. Jęknęła cicho, wtulając głowę jeszcze mocniej w poduszkę, jakby w ten sposób chciała uśmierzyć ból.

Zrezygnowana usiadła na łóżku, przykładając dłoń do czoła. Jeśli czegoś nie zrobi, nie zmruży oka przez całą noc. Stres, który ją wykańczał, musiał osłabić organizm, który właśnie odchorowywał ostatnie tygodnie. Kiedy wstała, podparła się o ścianę, czując dziwne zawroty głowy. Zmarszczyła brwi zaskoczona reakcją swojego organizmu. Nie wstała szybko, stąd nie rozumiała, dlaczego na moment cały świat zawirował.

Powoli dotarła do kuchni, wyciągnęła z szafki kubek i nalała do niego wody. Z małego koszyczka wyciągnęła tabletkę, która mogłaby zmniejszyć ból i połknęła ją, biorąc kilka większych łyków wody. Odkąd znalazła się w kuchni, czuła się jeszcze gorzej. Widocznie pionowa pozycja ani trochę nie pomagała. Podeszła do okna, otwierając je na oścież i wzięła głęboki oddech świeżego, nocnego powietrza.

Wycofała się w stronę sypialni, zostawiając otwarte okna. Dawno nie miała okazji porządnie wywietrzyć mieszkania, a w tym momencie jej organizm domagał się chłodnego powietrza, które znajdowało się na zewnątrz. Westchnęła cicho, czując nieprzyjemne nudności, które pojawiły się po wizycie w kuchni. Ostrożnie położyła się na łóżku, czując wszechogarniającą ją senność. Organizm sam z siebie prosił o odpoczynek, na który Charlotte dała mu nieme pozwolenie. Odpływając, w jej głowie pojawił się cichy głos.

     – Nie próbuj nawet umierać.

***

Colton przeszedł ponownie długość korytarza, czekając na jakiekolwiek informacje. Podczas tego spaceru wpatrywał się w swoje buty, umieszczając je na płytkach i unikając pęknięć, jak wtedy, gdy był dzieckiem. Wziął głęboki oddech, zawracając i po raz kolejny ruszył przed siebie, wykonując te same czynności co wcześniej.

     – Colton! – Krzyk wyrwał go z zamyślenia.

Spojrzał w kierunku dźwięku, dostrzegając biegnącą w jego stronę Madelyn. Kobieta wyglądała inaczej, niż zwykle i wpływ miała na to zapewne godzina. Na zewnątrz panował mrok, co świadczyło o późnej, nocnej godzinie. Podeszła do niego najszybciej, jak tylko mogła i spojrzała wyczekująco.

     – Podają jej tlen – mruknął cicho, odwracając wzrok w stronę drzwi, za którymi znajdował się oddział intensywnej terapii.

Maddy usiadła na jednym z krzeseł, wzdychając ciężko. Nie spodziewała się takich rewelacji w środku nocy. Nie była przygotowana na żadną ewentualność takiej sytuacji. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że obudzi ją telefon od Coltona i ściągnie do szpitala, w którym się znajdowali.

Cisza trwała zaledwie chwilę. Nie minęła minuta, a na korytarzu pojawiła się kolejna postać, jednak jej obecność nie polepszała obecnej sytuacji.

     – Co z nią? – Głos Olivera rozbrzmiał w pustej przestrzeni, przez co pozostała dwójka skupiła na nim swój wzrok.

     – Podają jej tlen – powtórzyła Maddy to, co usłyszała chwilę wcześniej od Cola. Wstała, nie mogąc znieść bezczynności. – Co tam się stało? Ollie? Colton?

Mężczyzna drgnął na dawne zdrobnienie, które używały względem niego tylko Maddy i Char, jednak nie dał niczego po sobie poznać. Przetarł dłonią twarz, przypominając sobie wszystkie szczegóły. Za to Colton nie potrafił zebrać myśli, które plątały mu się w głowie.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz