Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi, kiedy wpatrywał się w sufit. Charlotte spała, wtulona w jego tors. Na jej twarzy malował się tak wyraźny spokój, że Colton poczuł coś w rodzaju poczucia winy. Plan działał. Chciała go. Tygodnie przyzwyczajania jej do swojego towarzystwa odniosły pozytywne skutki, co powinno go cieszyć. A jednak czuł się winny.
Musiał w końcu stwierdzić, że choć spędzał z Nolanem strasznie dużo czasu, nie potrafił być tak bezwzględny jak przyjaciel. Myślał, że będzie umiał zachować zimną krew i w skupieniu zadbać o bezpieczeństwo swoich bliskich, jednak sprawa go pokonała.
Bo ją polubił. Nie wiedział już w sumie, czy powinien, czy nie, ale był pewien, że to zaburzy mu osąd i nie będzie w stanie podejmować bezwzględnych decyzji.
Nie potrafił zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło, jak to się udało. Jeszcze kilka miesięcy temu Charlotte leżała na zimnym asfalcie, oddychając z tak wielkim trudem, przez co w tamtym momencie miał wrażenie, że będzie świadkiem jej ostatniego oddechu. Nie umiał wymazać z pamięci jej wzroku, który z sekundy na sekundę przygasał i zachodził mgłą. Tego obrazu nie był w stanie zapomnieć, bycie świadkiem powoli ulatującego życia nie było czymś, co można od tak od siebie odrzucić.
A teraz leżała tutaj, w jego domu, jego łóżku, jego ramionach. Jej delikatna dłoń spoczywała na jego klatce piersiowej, unosząc się i opadając, gdy oddychał. Czuła się bezpiecznie przy człowieku, który odebrał jej bezpieczeństwo kilkanaście tygodni temu. Nie była ani głupia, ani naiwna. Była dobra i ufna. A on, w całej tej rozwijającej się sytuacji, wychodził na coraz większego potwora.
Może miał to w genach. Niezależnie od tego, jak bardzo się starał, był synem swojego ojca, który był złym człowiekiem. Może wszystko, co działo się w jego życiu, było sprawą biologii. Bardzo chciał w to wierzyć. Jednak prawda, która zataczała kręgi dookoła muru wytłumaczeń, istniała i była bolesna. Sam był sobie winny.
***
Otworzyła oczy, czując na ciele dziwny chłód. Podniosła się na łokciu i rozejrzała dookoła, dostrzegając, że znajdowała się w pomieszczeniu sama. Kołdra leżała w jej nogach, pozostawiając jej ciało przykryte do połowy. Zamrugała kilka razy, starając się rozbudzić i przypomnieć coś z wczorajszego wieczoru.
Kiedy wspomnienia dnia poprzedniego odżyły w jej głowie, na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Wydarzyło się tyle, że ledwo dowierzała, że to wszystko przytrafiło się właśnie jej. Ubrała się i ruszyła w kierunku drzwi, słysząc głosy z dołu.
Gdy znalazła się w kuchni, dostrzegła Nolana, który opierał się o blat wyspy kuchennej z kubkiem w dłoni. Przy stoliku siedziała, a właściwie leżała na nim Madelyn, której z niepokojem przyglądał się Colton.
– Co jej się stało? – spytała, wchodząc do pomieszczenia. Męskie spojrzenia skupiły się na niej, a Nolan zaśmiał się pod nosem, biorąc łyk kawy.
– Umiera.
Colton zagryzł wnętrze policzka, przyglądając się blondynce. Naprawdę nie chciał zostawiać jej rano samej, jednak przyjaciel nie był osobą, która rozumie odmowę. Poranne wyjście na fajkę było tradycją, a patrząc na fakt, że poszli spać naprawdę późno i przez pół nocy nie zmrużył oka, wstawanie nie było łatwe.
Bez większego zastanowienia zgarnął ramieniem dziewczynę obok siebie, tym samym sadzając ją sobie na kolanach. Dopiero po chwili dotarło do niego, co zrobił. Przeniósł wzrok na jej twarz, na której malowało się zaskoczenie, jednak po chwili pojawił się delikatny uśmiech. Oparła się o jego klatkę piersiową, nie przejmując się dziwną atmosferą, która zapanowała w pomieszczeniu.
CZYTASZ
Nie możesz pamiętać
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII MEMORIES Najpiękniejszą chwilę potrafi zniszczyć najgorsze wspomnienie. Wypadek, który zabrał jej dwa miesiące życia. Wystarczyły sekundy, aby wszystko się zmieniło. Moment nieuwagi, który odmienił przyszłość wielu osób. Char...