23. Obiecałam jej życie

684 77 92
                                    

Kiedy nadszedł dzień przyjęcia, Madelyn bombardowała Charlotte milionem telefonów. Blondynka od rana odbierała komórkę, słuchając pytań przyjaciółki, czy już wstała, czy obecność Char jest aktualna, czy w różowym nie będzie wyglądała jak Barbie lub czy powinna postawić na mocny makijaż. Po którymś telefonie z rzędu Lotty przestała nawet angażować się w rozmowę. Po kilku "mhm" i "jasne"  Maddy sama odpowiadała sobie na zadawane pytania i jeszcze dziękowała przyjaciółce. Za co? Charlotte sama chciała wiedzieć. Widocznie nie słuchały się wzajemnie.

Odczuwała coraz mniejszą ochotę na udział w tym przyjęciu. Pomieszczenie szych pokroju Penelope, gdzie każdy będzie mówił o swoich sukcesach i osiągnięciach, nie napawało ją optymizmem. Głównie dlatego, że nie miała o czym opowiadać. Jej wspomnienia wracały, jednak okoliczności rozpoczęcia pracy u Sheperd i wydarzenia, które tak bardzo uniosły Lotty w oczach Penelope, nadal były dla niej wielką zagadką.

Spojrzała kątem oka na sukienkę, która wisiała na drzwiach sypialni. Czerwona hiszpanka kusiła kolorem i był to jedyny powód, dla którego Lotty miała ochotę tam iść. Dawno nie miała okazji pokazać się w takim stroju, a podobna okazja szybko mogła się nie powtórzyć. Zerknęła na zegarek, wzdychając cicho. Jeśli miała się wyrobić, musiała zacząć się przygotowywać.

Szybki prysznic, mocniejszy makijaż, który kolorem pasował do sukienki i delikatne upięcie później była niemal gotowa. Ubrała sukienkę, przez dłuższy moment siłując się z zamkiem na plecach. Wyjęła z szafy szpilki i dokładnie przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Gdyby nie znała siebie, uznałaby, że wygląda na naprawdę szczęśliwą, mogąc tam iść.

Bez pośpiechu zamówiła taksówkę, zaczynając pakować torebkę. Chwilę później ruszyła w kierunku drzwi, zarzucając przy nich na siebie płaszcz. Wyszła z mieszkania, zamknęła drzwi i skierowała się w stronę windy, w głowie mając straszny natłok myśli.

Gdyby nie Maddy, nie poszłaby. Nie miałaby z kim rozmawiać ani o czym rozmawiać z obcymi dla niej ludźmi. Tylko obecność Madelyn podnosiła ją na duchu, dając jej wsparcie. Zapowiadał się naprawdę ciężki wieczór.

***

Colton spojrzał na przyjaciela zdezorientowany, gdy ten wszedł do salonu ubrany w swój jedyny garnitur. Mierzył Nolana wyczekującym wzrokiem, starając się zrozumieć, gdzie mężczyzna aż tak się stroił. Mel siedziała w pokoju i zajmowała się swoimi sprawami, więc to nie dla niej brunet wyglądał jak milion dolarów. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Nolan zmarszczył brwi.

     – A ty jeszcze nie w garniaku? – spytał, wyglądając na wyraźnie zaskoczonego. Takie samo uczucie dopadło Cola na słowa przyjaciela.

     – Nie pamiętam, abym miał się wybierać na posiedzenie rady miasta i ty też nie – mruknął, przełączając kanał w telewizji. Nolan westchnął, siadając na krawędzi kanapy.

     – Rusz dupę, Colton. Garnitur, włosy, makijaż i lecimy – sapnął, zabierając mu pilot od telewizora. Szatyn spojrzał na mężczyznę jak na idiotę, gdy usłyszał jego słowa.

     – Makijaż?

     – Masz dwadzieścia minut – sapnął tylko, przełączając kanał.

Colton podniósł się z kanapy, wzdychając ciężko. Jechali tylko oddać pieniądze. Po cholerę miał się tak stroić? Mimo wszystko wykonał polecenie Nolana i po piętnastu minutach stanął obok przyjaciela.

     – Nienawidzę cię, wiesz? – spytał, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

W ogóle nie przypominał siebie. Gdyby spotkał się na ulicy, nie rozpoznałby siebie. To nie był zwykły Colton Trevino. Wyglądał, jakby wyszedł z ekranu filmu o gangsterach. W towarzystwie Nolana zapewne musiał wyglądać nawet groźnie.

Nie możesz pamiętaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz