Chapter 3. An unusual meeting on a forest road

1.8K 94 27
                                    

Podróż powrotna niesamowicie mi się dłużyła. Mój głupi mózg wybrał właśnie tamtą chwilę, by na nowo zacząć myśleć o słowach małej blondwłosej pacjentki złotookiego.

Bardzo do siebie pasujecie...

To jedne zdanie obudziło we mnie na nowo to szczeniackie zauroczenie względem Cullena sprzed czterech lat. Chociaż... czy ono kiedykolwiek minęło? Wtedy, nawet gdy wyjechałam, jego piękna twarz często pojawiała się w moich snach. Musiałam się jak najszybciej otrząsnąć. Carlisle w końcu posiadał rodzinę. Co prawda tylko adoptował kilka nastolatków, którzy zapewne byli w moim wieku... i nie miał partnerki, ale...to wciąż zdanie wypowiedziane przez małe dziecko, którym raczej nie powinnam się sugerować.

Moje rozmyślania zakończyły się, gdy gwałtownie zahamowałam, uderzając skronią w kierownicę. Uznałam, że mam jakieś omamy przez wcześniejsze wydarzenia, albo doznałam urazu głowy, bo przed maską samochodu stał, wielki, majestatyczny szary wilk, wpatrując się wielkimi, czarnymi oczyma w moje, czekoladowe. Jednak znikł w zaroślach równie szybko, co pojawił się na drodze otoczonej z dwóch stron lasem. Rozejrzałam się jeszcze raz. Na jezdni, o dziwo, byłam tylko ja w moim czarnym BMW. Nie miałam świadków tego wydarzenia, przez co zdecydowałam nikomu o tym nie mówić. W końcu kto by mi uwierzył? Pewnie pomyśleliby, że idealna córka Teodora i Katherine Murphy się naćpała. 
Odetchnęłam głęboko i z wciąż szybko bijącym sercem ostrożnie ruszyłam dalej.
Reszta drogi minęła mi już bez żadnych niespodzianek. Zaparkowałam na podjeździe przed domem, tuż obok starszej Toyoty dziadka, który najwyraźniej wrócił z wędkowania.

Już od progu powitał mnie zapach smażonych ryb. Czyli staruszek jednak coś złowił. Mimowolnie się uśmiechnęłam i weszłam do przestronnego salonu, gdzie zastałam siedemdziesięciolatka oglądającego wiadomości z całego półwyspu Olympic.

- Cześć dziadku.- przywitałam się odkładając moją torbę na kanapę. Mężczyzna spojrzał na mnie swoimi oczami w kolorze gorzkiej czekolady. Jeśli chodzi o niego, momentami miałam wrażenie, że czas go wcale nie dotknął, w przeciwności do jego żony. Zdecydowanie miał mniej oznak starości. Zmarszczek nie posiadał za wiele, a jego długie czarne włosy, które spinał w koński ogon, tylko w niektórych miejscach zostały przypruszone siwizną.
Takiego go pamiętam, staruszka o wyglądzie co najwyżej pięćdziesięciolatka z wielkim uśmiechem, zarezerwowanym głównie dla mnie i babci.

- Cześć wnusiu. Jak ci minął dzień?- zapytał wyłączając telewizor i koncentrując na mnie swoją całą uwagę. To w nim lubiłam chyba najbardziej. Ja i babcia byłyśmy dla niego najważniejsze. Ponadto zawsze miał dla mnie czas. Interesował się mną. Z całej rodziny to właśnie z nim miałam najlepszy kontakt, łączyła nas swego rodzaju więź.

- Wiesz, nawet całkiem znośnie. Dziś było mało pacjentów, więc miałam więcej luzu. Ale zaniepokoiły mnie dwie rzeczy.

- Jakie, moja mała niezdaro?- uśmiechnął się szeroko. W pełni trafione przezwisko dla mnie. Zawsze byłam "odrobinę" niezdarana.

- Taka mała blondwłosa pacjentka, Daisy..

- Ta, którą sobie tak szczególnie upodobałaś?- przerwał mi.

- Dokładnie ta.

- Co z nią nie tak?

- Oznajmiła, że pasujemy do siebie z doktorem Cullenem.

Na twarz dziadka wstąpił mały grymas. Nie przepadał za blondynem i jego dziećmi. Sama nie wiedziałam dlaczego, a gdy go o to pytałam, wymigiwał się od odpowiedzi.

- Trochę mnie to zdekoncentrowało i gdy wracałam, cudem uniknęłam wypadku.- dodałam znacznie ciszej, a czarnowłosy spojrzał na mnie z troską i minimalną złością czającą się w jego spokojnych oczach.- Miałam nikomu o tym nie mówić, ale wiem, że ty mi uwierzysz. Otóż na jezdnię, centralnie przed moje auto wyskoczył przeogromny wilk.

- Jakiego był umaszczenia?- dopytał wyraźnie zamyślony wpatrując się w tańczące w kominku płomienie.

- Szarobiałego.- odparłam po dłuższej chwili, chcąc jeszcze raz odtworzyć obraz zwierzęcia w głowie. Wiedziałam, że staruszek coś o tym wiedział, ale nie pytałam, spodziewając się braku odpowiedzi z jego strony.- A jak wędkowanie?- zagadnęłam najwyraźniej wyrywając go z letargu myśli, gdyż spojrzał na mnie dopiero po upływie kilku sekund.

- Wspaniale, choć pogoda mogłaby być lepsza. Sam połów był wyjątkowo udany, mimo trudnych warunków.

- Cieszę się.- odparłam patrząc jak jego twarz rozświetla się na wspomnienia sprzed kilku godzin.
Naszą pogawędkę przerwała babcia, niosąca biały półmisek z zapewne rybami. Natychmiast wstałam i jej pomogłam. Obiad był wyborny. Siwowłosa była doskonałą kucharką.
Po posiłku poszłam zmyć naczynia, kątem oka wciąż obserwując przytulających się staruszków.

- Było przepyszne jak zwykle, skarbie.- oznajmił dziadek masując się po brzuchu, by pokazać tym, że jest przejedzony. Dziwiłam sie jak on może tyle jeść i wciąż utrzymywać formę.
Widząc jak zaczęli się całować, postanowiłam się wycofać i dać im trochę prywatności. Szybko wytarłam ręce i pomaszerowałam do swojego pokoju, patrząc na przytulającą się parę. Odkąd pamiętam, zazdrościłam im tego zaangażowania. Dziadek nie widział świata poza moją babcią, mimo że oglądało się za nim wiele dziewczyn.
Gdyby ktoś spytał mnie o przykład prawdziwej miłości, bez wachania odparłabym, że są nim moi dziadkowie. Ich więź była niezwykła, opierała się przede wszystkim na prawdziwym partnerstwie i przyjaźni.
Spędzili ze sobą prawie całe życie, a wciąż nie mieli siebie dość. Czasami miałam wrażenie, że zachowują się jak nastolatkowie. Pragnęli się dokładnie tak samo, jak wtedy gdy zaczęli się ze sobą umawiać.
Westchnęłam i zaczęłam przygotowywać się na wykłady, które miałam mieć następnego dnia w Seattle.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz