Chapter 14. Grandfather werewolf and grandma's consolation

1.4K 89 11
                                    

Noc przespałam spokojnie. Obecność Carlisle'a działała na mnie niezwykle kojąco. Dlatego też, gdy nie znalazłam go rano obok, posmutniałam. Niechętnie wygramoliłam się spod kołdry i owinęłam grubym, puchatym kocem, który zabrałam jeszcze z domu rodziców w San Franscisco w Kaliforni.
Wszyscy zawsze się dziwili dlaczego opuściłam to miasto. Było świetną metropolią z bogatą ofertą uczelni. Mogłam studiować na Stanfordzie, na który się dostałam, ale nie wiedzieć dlaczego postanowiłam zupełnie inaczej. Oczywiście nie powiedziałam rodzicom. Nawet nie wiedziałam dlaczego tam aplikowałam. Od zawsze marzyłam o waszyngtońskim uniwersytecie z mało popularną w przeciwności do słynnych badań naukowych, drużyną sportową Washington Huskies, jedną z największych i najbogatszych w całych stanach biblioteki, a także pięknym widokiem na góry Kaskadowe i Olimpijskie, które należą do Parku Narodowego Olympic, oraz górę wulkaniczną Mount Rainier.
To trzeba było przyznać, widoki były nieziemskie.
Przeciagle ziewając, zeszłam powoli po schodach. Wyjątkowo ten dzień miałam wolny z uwagi na egzaminy dnia wcześniejszego.
Musiało być niezwykle późno, gdyż w salonie zastałam miziających się staruszków. Teatralnie zasłoniłam ręką oczy i tak podglądając między palcami. Oparłam się o futrynę i głośno odchrząknęłam, zwracając tym ich uwagę.

- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale mamy do pogadania, nieprawdaż?- posłałam im poważne spojrzenie unosząc przy okazji brew. Zasygnalizowałam tym koniec żartów.- Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć, że jesteś wilkiem?

Dziadek westchnął i przymknął oczy, podczas gdy babcia pobladła na twarzy.

- To było kwestią czasu, aż się dowiesz bądź domyślisz. Zwłaszcza, gdy ten Cullen cały czas się przy tobie kręci. Jesteś z nim chociaż szczęśliwa?- spytał, bacznie mi się przyglądając. Jego partnerka głośno sapnęła i zasłoniła dłonią usta. Nie wiedziała.

Zaczęłam zastanawiać się co odpowiedzieć dziadkowi. Czy byłam z nim szczęśliwa? To mało powiedziane. Odżywałam przy nim niczym kwiat spragniony wody po suszy. Gdy był blisko, moje serce wybijało radosny rytm, a w brzuchu latało stado motyli.
Stwierdzenie, że Carlisle mnie uszczęśliwiał, było więc niedopowiedzeniem. On nadawał mojemu życiu całkiem nowy sens i pozwalał mi je lepiej zrozumieć, pozwalał mi je piękniej przeżyć. Z nim wszystko było łatwiejsze. Tak, jakbym urodziła się po to, by trwać przy boku Carlisle'a i stopniowo odkrywać jego świat.

- Głupie pytanie.- uśmiechnął się, patrząc na mój wyraz twarzy. Myśląc o blondynie, nieświadomie uśmiechałam się do siebie, patrząc niewidzącym wzrokiem w obraz z leśną panoramą, wiszący na pobliskiej ścianie.

- Wyglądałam tak samo, gdy myślałam o dziadku.- westchnęła nostalgicznie poruszona babcia. Wszystko, co było związane z ich miłością, niesamowicie ją zawsze wzruszało, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu o doskonałości ich uczucia.

- Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego kim on jest i...

- Tak.- przerwałam mu twardo. Wiedziałam w co się pakuję i co lepsze, chciałam tego całą sobą. Pozostawała tylko kwestia rodziców i Patrick'a.

- Mam nadzieję, że wiesz, że prędzej umrę niż pozwolę ci stać się jedną z nich.- dodał ciszej.

Cholera. Nie myślałam o tym. Chcąc żyć z Carlislem musiałam się stać wampirem. Innej drogi nie było. Ale czy tego właśnie pragnęłam? Najprawdopodobniej nigdy nie zobaczyć rodziców, siostry, Aphada, dziadków... Patrzeć jak umierają, podczas gdy ja będę żyła wiecznie z mężczyzną, który już podczas naszego pierwszego spotkania nieświadomie utorował sobie drogę do mojego serca.
Dodatkowo wiedziałam, że będzie miał opory przed przemienieniem mnie. Był zbyt dobry.
Do tego sprawa dziadka. Potrzebowałam więcej czasu. To była bardzo ważna decyzja, której nie mogłam podjąć od tak.

Spojrzałam na mężczyznę skruszonym wzrokiem. Co miałam mu odpowiedzieć? Że w tamtym momencie najchętniej zostawiłabym wszystko i uciekła gdzieś z blondynem, gdyby tylko się zgodził?

- Nie będziesz musiał. To moja decyzja, której i tak jeszcze nie podjęłam.- odparłam i uciekłam do swojego azylu.

Może zachowałam się jak niedojrzała emocjonalnie nastolatka, ale to naprawdę mnie przerosło. Wampiry, ślub z Patrick'iem, uczucia do blond doktora i świadomość, że człowiek, któremu ufałam najbardziej przez całe życie ukrywał przede mną fakt, że zmienia się w prawie dwumetrowego wilka. Aczkolwiek rozjaśniło mi to wiele rzeczy. Głównie moje bardziej rozwinięte zmysły, oczywiście z połowicznym wyłączeniem koordynacji.

- Mogę wejść?- zza zamkniętych dębowych drzwi doszedł mnie głos staruszki. Nie czekała jednak na odpowiedź, tylko bezceremonialnie wparowała do środka. Widząc mnie, zwiniętą pod kocem w pozycji embrionalnej, przewróciła oczami. Zamknęła drewnianą powłokę i przysiadła na skraju łóżka.

- Tata wie?- zapytałam, gdy zaczęła delikatnie przeczesywać palcami moje włosy.

- Nie. Oboje stwierdziliśmy, że się nie dowie. Nie chcieliśmy wciągać go w ten świat. Zwłaszcza, że od samego początku spodziewaliśmy się, że się nie przemieni. Odziedziczył więcej cech po mnie. Związek z twoją matką jeszcze bardziej to zapieczętował. Była taka... zwyczajna. Tak było dla niego lepiej. Był bezpieczny.

- A moje bezpieczeństwo się nie liczy?- mruknęłam, wychylając w pełni twarz spod miłego materiału.

- Widzisz skarbie, ty jesteś zupełnie innym przypadkiem. Nie wiedzieliśmy, że odziedziczysz kilka wilczych cech. Och, no i jeszcze ten lekarz. Ochroni cię. Związałaś się z wampirem, który ma swój klan. Bedziesz dobrze chroniona. Widziałam jak na ciebie patrzy. Tak jak dziadek od zawsze patrzył na mnie. Obroniłby cię własnym ciałem. Jest dobry. Jest dobry dla ciebie.

- Nie powiedziałam mu prawdy.- wykrztusiłam po kilku minutach ciszy, czując napływające do moich oczu łzy. Jedną ręką zaczęłam zdejmować bogato zdobiony pierścionek, który zaczął mi strasznie ciążyć. Babcia przytuliła mnie do siebie.

- Jakoś sobie poradzimy. Nie martw się. Wiesz, że razem z dziadkiem cokolwiek się wydarzy, zawsze staniemy za tobą murem.- oznajmiła wycierając moje mokre policzki.

Do końca dnia staruszka została ze mną. Dużo rozmawiałyśmy, choć to ona głównie mówiła, zważając na mój stan emocjonalny. Opowiedziała mi wszystko co sama wiedziała o wilkach. Najbardziej spodobała mi się jej opowieść o niej, dziadku i wpojeniu. Wreszcie rozumiałam w pełni łączącą ich więź. Była piękna i niewątpliwie silna. Zaczęłam zastanawiać się czy mnie i Carlisle'a łączy coś podobnego. Coraz częściej odpowiedź była twierdząca.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz