Chapter 25. Fainting and talking to Trish

1.2K 88 3
                                    

W przeddzień ślubu byłam strasznie zdenerwowana. Dodatkowo nie czułam się najlepiej. Dla bezpieczeństwa powinnam spać u Cullenów, ale tą ostatnią noc chciałam spędzić w domu dziadków.
Wieczór panieński miałam w tym samym tygodniu. Wraz z Amber, Charlotte, Rosalie, Alice i moją genialną babcią spędziłyśmy w zasadzie cały dzień na "babskich pierdołach", jak to nazwał dziadek zanim wybył do rezerwatu. Babci nie przeszkadzało towarzystwo wampirzyc, ale dziadek nie odnalazłby się w towarzystwie mojego przyszłego męża i jego przybranych synów. Na krótki czas wpadła także Antoinette, którą Amber wręcz ubóstwiała. Faktycznie, okazała się świetna i do tego prócz mnie i babci była jedynym człowiekiem w tym gronie.
Cieszyłam się, że panieński mam już z głowy, bo tamtego dnia nie miałam na nic siły. Dosłownie. Wiedziałam że Carlisle dzisiaj będzie miał wieczór kawalerski, w zasadzie drugi, ale tym razem mieli tylko polować, co de facto robili także za pierwszym razem. Musieli się najeść przed następnym dniem. W końcu zaprosiliśmy też dużo ludzi, więc lepiej nie kusić losu.

Leniwie się przeciągnęłam, po czym ostrożnie podniosłam z łóżka. Jednak i tak zbyt szybko, gdyż mocno zawirowało mi w głowie, a świat na dłuższą chwilę stał się czarny. Zachwiałam się. Upadając musiałam o coś mocno przydzwonić, gdyż urwał mi się film.
_______________________________________

- O mój Boże, Elizabeth!- dotarł do mnie kobiecy krzyk. Był strasznie stłumiony i zniekształcony, tak jakbym znajdowała się co najmniej metr pod wodą.
Chwilę później czułam jakieś ruchy przy twarzy i ktoś nadmiernie wymawiał, a w zasadzie wrzeszczał moje imię. Bardzo powoli otworzyłam oczy i od razu usłyszałam westchnienie ulgi. Minęła chwila zanim wróciła mi jako taka ostrość widzenia, podczas której dość szybko mrugałam.
Przede mną klęczała moja idealna siostra. Natychmiast podniosłam się do siadu, zapominając o chorobie. Niemal od razu odczułam tego skutki i syknęłam z bólu, przykładając dłoń do skroni.

- Trish? Co ty tu robisz?

- Przyjechałam na twój ślub, głuptasie. A może powinnam powiedzieć pani doktor?- zachichotała, nawiązując do mojego świeżego magistratu.- Jak się czujesz? I co to było?

- Nic takiego, mam tak od czasu do czasu.- nie czułam obowiązku mówienia jej o swoim stanie. Czarnowłosa pomogła mi wstać, po czym usadziła mnie na łóżku. Wciąż mocno kręciło mi się w głowie i zbierało mi się na wymioty. Gdy miałam już zwrócić jedzenie z poprzedniego dnia, do pokoju wpadła babcia.

- Dziewczynki żadnych kłótni.- chciała dodać coś jeszcze, ale przerwałam jej, puszczając pawia na podłogę.

- Obrzydlistwo. Masz szczęście, że nie pobrudziłaś mi nowych szpilek.- odezwała się żartem Trisch, podczas gdy babcia przerażona zaczęła kierować się ku schodom.

- Dzwonię po Carlisle'a!- oznajmiła. Zanim zdążyłam zaprotestować, kobieta znalazła się już w kuchni przy telefonie i dzwoniła do wampira.

Chwyciłam się za głowę. Ból rozsadzał mi czaszkę od wewnątrz.
Gdy zawartość mojego żołądka została posprzątana, a ja zdążyłam omdleć dwa razy, blondyn bez pukania wpadł do domu, a następnie do mojego pokoju.
Nie zwrócił uwagi na pożerającą go wzrokiem Trish i sprzątającą babcię, tylko od razu dopadł do mnie.

- Jak się czujesz?- zapytał swoim na pozór spokojnym głosem, od którego natychmiastowo zrobiło mi się lepiej.

- W porządku.

- Raczej nie. Przed chwilą miałaś kokejne omdlenie.- zakpiła czarnowłosa, zwracając na siebie uwagę wampira.- Pozwoli pan, że się przedstawię. Patricia Murphy, dla przyjacioł Trish.- wyciągnęła w jego kierunku dłoń, której albo nie zauważył albo zignorował, gdyż patrzył znów tylko na mnie.- Może od pana sie dowiem co tu jest grane, gdyż te dwie nic mi nie mówią.- prychnęła, uwcześnie wskazując na babcię i mnie palcem z długim czerwonym eleganckim paznokciem, najpewniej tipsem.

- Carlisle Cullen.- odparł po chwili, ignorując część wypowiedzi kobiety.

- Nie musiałeś przyjeżdżać.- wtrąciłam, rumieniąc się przez to, że był tak blisko, a z kąta pomieszczenia obserwowała nas moja siostra.

- Lizbeth! Przestań wreszcie tak bagatelizować swój stan! To jest rak, a nie jakieś przeziębienie!- wybuchnął, chwytając się za głowę.

- Rak?- w tle usłyszałam zduszony głos Trish, ale wtedy żadne z nas nie zwróciło na nią uwagi.

- Cholera Carlisle wiem! Czuje się strasznie z tym, że za parę miesięcy...- spuściłam głowę.- Tak mi jest łatwiej.- oznajmiłam, gdy do oczu napłynęły mi łzy. Niemalże od razu poczułam jak mnie obejmuje.

- Przepraszam, poniosło mnie.- powiedział cicho, delikatnie gładząc mnie po plecach.

- Rak?! Lizzy kiedy chciałaś mi powiedzieć? Czy w ogóle zamierzałaś to zrobić? Rodzice wiedzą?!- ten błogi stan nie mógł trwać wiecznie. Nie dopóki w tym pokoju znajdowała się Trish.

Carlisle mnie puścił i starł łzy, które mimowolnie wypłynęły mi z oczu. Na koniec posłał mi czuły uśmiech i zostawił nas same.

- Będę na dole.- dodał, zamykając drzwi.

Moja uwaga natychmiast przeniosła się na starszą siostrę, która dygotała pod ścianą.
Powoli do niej podeszłam I poprawiłam kilka niesfornych brązowych kosmyków, które odziedziczyła po ojcu. Podniosła na mnie spojrzenie swoich załzawionych oczu. Nie pozostało mi nic innego jak się do niej przytulić, gdyż była sporo wyższa. Dodatkowo eleganckie szpilki dodały jej kilka centymetrów.

- Kiedy?- wyłkała. Rozkleiła się bez reszty. Moja siostra nigdy nie była wieczną optymistką.

- Jestem w trakcie chemii. Są nadzieje.- skłamałam. Nadzieji na uratowanie mojego ludzkiego życia nie było wcale. Co innego gdybym została przemieniona.

- Wiem, że nigdy nie byłam dobrą siostrą, ale zależy mi na tobie Lizzy. Zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. Kocham cię.- wyznała.
Z moich oczu wypłynęły kolejne partie słonych łez. W tamtym momencie obie płakałyśmy. Ja dlatego, że nie mogłam powiedzieć jej prawdy, a ona bo była przekonana, że mnie traci, choć było na odwrót. W końcu ja miałam przed sobą możliwość wieczności, ona nie.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz