Tak jak powiedziałam Edwardowi, następnego dnia zgłosiłam się na badania do pobliskiego szpitala. Na szczęście miedzianowłosy mi pomógł i za jego sprawą Carlisle wziął dzień wolnego by zająć się Carlie. Proponował żebym przyjechała, ale zbyłam go rzekomymi przymiarkami sukni ślubnej. Nie potrafiłam mu wyznać prawdy.
Niestety moje obawy okazały się być słuszne. Miałam raka. Wyszłam z gabinetu poważnie roztrzęsiona. Usiadłam na najbliższym krzesełku i skuliłam się w sobie.
- Przykro mi kochana.- usłyszałam, a chwilę później poczułam delikatny ciężar na ramieniu. Doktor Alabama wyszła za mną ze swojego gabinetu. Uniosłam na nią spojrzenie swoich załzawionych oczu.
- Nie mów Carlisle'owi, dobrze?- wydusiłam.
- Jak sobie życzysz. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść.- oświadczyła z ciepłym uśmiechem. Pokiwałam głową i szybko podniosłam się z krzesełka. Najwyraźniej za szybko, gdyż mocno zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zamajaczyły mroczki.- Ostrożnie.- mruknęła, przytrzymując mnie bym nie runęła jak długa na ziemię.- Zadzwoń po kogoś. Nie puszczę cię nigdzie w takim stanie, młoda.
Nie wiedziałam do kogo mam się zwrócić po pomoc. Nikt nie wiedział i chciałam by pozostało tak jak najdłużej.
Zaraz. Przecież jedna osoba wiedziała. ALPHAD!
_______________________________________Takim właśnie sposobem niecałe czterdzieści minut później tkwiłam w niedźwiedzim uścisku mojego przyjaciela przed automatycznie rozsuwającymi się drzwiami do szpitala.
- Wszystko będzie dobrze, Lizzy.- mruknął, gładząc mnie uspokajająco po włosach. Jak na złość zaczęło padać. Czułam każdą kroplę spływającą mi po twarzy, mieszającą się z moimi gorzkimi łzami.
- Zostaniesz na noc?- mój głos był cichszy od szeptu, lecz mimo to Alph usłyszał.
- Co tylko zechcesz.- odparł drżącym głosem. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że także płakał.
W tamtym momencie nie przeszkadzał nam deszcz. Był zbawienny, tak jak nasze łzy. Obmywał nas ze zmartwień. Obydwoje pogodziliśmy się z tym, że mogę umrzeć. Stojąc w ramionach przyjaciela myślałam tylko o jednym. Jak zareaguje Carlisle?Nie mogłam myśleć o niczym innym. Nie wiedziałam jak zareaguje Carlisle, ale musiał się w końcu dowiedzieć. Przez ile mogłam to ukrywać? Do ślubu? Aż do momentu, w którym będzie po mnie wszystko widać? Dopóki nie umrę?
Alphad został ze mną na kilka dni. Był najlepszym przyjacielem jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Przez ten cały czas razem się nade mną użalaliśmy, plądrowaliśmy lodówkę i zapasy moich dziadków i oglądaliśmy denne filmy. Dużo też rozmawialiśmy. Czarnowłosy dał mi odwagę bym powiedziała wszystko Carlisle'owi. Niestety nie tak wielką jakbyśmy oboje chcieli, ale wystarczyło by zadzwonić do wampira i poprosić by przyjechał. Później mogło być już tylko z górki. Nie było odwrotu.
Alph na szybko pozbierał swoje rzeczy i jeszcze szybciej się pożegnaliśmy. Wychodząc, minął się z blondynem, który gdy tylko zobaczył w jakim jestem stanie zatrzasnął drzwi i w ekspresowym tempie mnie objął.- Liz, inaczej pachniesz.- mruknął, delikatnie się odsuwając. No tak. Nie widzieliśmy się kilka dni, podczas których zaczęłam chemię.- O co chodzi? Dlaczego mnie unikasz?
- Carlisle ja... umieram. Nic mnie nie usprawiedliwia. Powinnam się odezwać, ale nie chciałam cię okłamywać a prawdy powiedzieć też nie mogłam. Mam raka mózgu.- wyznałam plącząc się we własnych słowach. Oparłam się o komodę i zerknęłam na mężczyznę. Stał w totalnym szoku. Byłam chyba zbyt bezpośrednia.
Po chwili odwrócił się do mnie tyłem i chwycił się za głowę.- Ile masz czasu?- spytał.
- Carlisle...
- Ile masz czasu Liz?!- krzyknął, stając do mnie przodem.
- Zaczęłam chemię, ale i tak doktor Alabama daje mi mniej niż kilka, kilkanaście miesięcy.- oznajmiłam. Spuściłam wzrok na bose stopy, gdyż spojrzenie blondyna było zbyt przeszywające.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie byłam pewna i nie chciałam cię martwić. Wszyscy są tak zaaferowani tym ślubem...
- Lizzy.- nim się obejrzałam stał tuż obok mnie i trzymał moją lekko wychudzoną twarz w swoich dużych, zimnych dłoniach.- Nigdy już niczego przede mną nie ukrywaj, dobrze?- patrzył mi w oczy.
Wiedziałam, że był rozczarowany tym co zrobiłam, ale sądziłam że tak będzie najlepiej. Pokiwałam głową. Nie czekając przyciągnął mnie do siebie i ucałował delikatnie w czoło.
Nieśmiało wtuliłam się w niego bardziej. Potrzebowałam tego od dłuższego czasu.- Damy sobie radę.- wyszeptał ponownie obdarzając mnie czułym pocałunkiem w czoło. Przy nim byłam tego pewna. Nie bałam się. Carlisle dawał mi siłę, był moją baterią, której potrzebuje każdy by się podładować. Wiedziałam, że gdyby odszedł przestałabym działać, tak jak większość rzeczy bez swojego zasilacza.
CZYTASZ
To be normal ♤ Carlisle Cullen
VampireGdzie Elizabeth Murphy zakochuje się w pewnym blondwłosym doktorze i zostaje mimowolnie wciągnięta w świat wampirów...